piątek, 6 maja 2022

Przystanek CXLIII: Dziesięć żelaznych Sykes

 


Autor: Sam Sykes
Tytuł: Dziesięć żelaznych strzał (tom II)
Wydawnictwo: Rebis
Rok wydania: 2021 (I wydanie 2020)
Ilość stron: 720
Gatunek: Fantastyka, science fiction
Tłumacz: Mirosław P. Jabłoński
Ogólna ocena: 0/10
Czy wnerwiła Kocyk? Tak. Kocyk wkur.... <poszły "nieładne" słowa, których nie powtórzę. Mamy szczyt!> 


Nie.

Nie, nie, nie!

Kompletnie nie, kompletnie przeciw!

Nie mam zielonego pojęcia, co się stało. Drugi tom, a zarazem ostatni serii Śmierć imperiów okazał się zupełnie inny niż jego siostrzany (w teorii) druh. To tak, jakby w rodzinie był kuzyn, którego wszyscy dobrze znali, a on nagle, bez zbędnych wstępów i wyjaśnień - zmienił płeć. I przy tym kolor włosów, tęczówek i pazurów u stóp. Tak bym właśnie opisała ten szok, te emocje, które buzowały we mnie podczas bezmała 700 stron lektury o Sal Kakofonii. To książka, którą w moim mniemaniu napisał kompletnie inny facet. Albo ten sam, ale po jakiejś katastrofie życiowej, wypadkach losowych, traumatycznych znakach na niebie. W każdym razie zdarzyła się ogromna odmiana. 

Tak... O ile w pierwszym tomie jakoś przyzwyczaiłam się do damskiej wersji Clinta Eastwooda, to teraz musiałam... się odzwyczaić. I to w ekspresowym tempie. O ile w pierwszym tomie nic nie wskazywało na przemianę bohaterki, która uparła się szukać zemsty, buntować się na każdym kroku i poszukiwać informacji w niekonwencjonalny sposób, odwiedzając przeróżne łóżka w różnych pozycjach, ale zawsze z wielką ilością alkoholu, to teraz... Nie wiem, chyba się piorytety zmieniły. W każdym razie doszły emocjonalne rozchwiania głównej bohaterki, która w tempie młodzieżowych lekturek dla dziewczynek ciągle rozpacza i roztrząsa, co jej w życiu wyszło, a raczej wprost przeciwnie (na pewno wyszła jej magia z użycia, hehe). Przez te wszystkie przedłużające się "ojaniemogęzabijciemnie" zaczęłam naprawdę podziwiać tom I. Może taki był właśnie zamysł autora? Dziwaczne cele.

Także Eastwood poszedł w zapomnienie. Zamiast tego zaczyna się "kakofonia" ckliwych telenowel, poczynając o związku-niezwiązku z Liette, jej dłoniach, cyckach i dupie, ale tym razem w bardziej romantyczny sposób. O rozczarowaniu płynącym z wykorzystywania osób postronnych do własnych celów, aby pozabijać magów z jej listy oraz wyrzutach... sumienia (wtf?!). Moim gwoździem do trumny była scena, w której ubiera się Sal w taftę i wysyła na bal, gdzie nawet ktoś ją tam podrywa wśród legend o pochodzeniu posągów za kotarą. Czaicie? Ubrać Eastwooda - Clinta Eastwooda! - w długą wykwitną suknię, prześcigać się w kompletmentowaniu jej - jego - urody i wrzucić na bal, gdzie z dziewczęcą naiwnością nie może odnaleźć się w towarzystwie. Ja nie mogę... Co za widok. I żeby nie było, że puszczam farmazony, to na pierwszym tomie była wzmianka o westernowych bogach, które ucieleśniły się w postaci Sal, tej samej, która, przykro mi za wyrażenie - "odpierdala głupoty" w następnym tomie. Do tego każdy z bohaterów zanim wymyśli zabójczą kwestię, mającą w zamiarze wywołać śmiech w czytelniku, ale po pierwszym tomie stały się zbyt oklepane, nudnawe i na wskroś przesadzone, drapie się po tyłku, jakby tam właśnie przesiadywał ich mózg. I przynajmniej "kurwa" puszcza się nieodmiennie co dwa zdania, co nagle stało się dla mnie pokrzepiające i dziwnie uspokajające.

Co mam powiedzieć na koniec? Nie czytajcie tego. No chyba, że nie czytaliście I tomu. To jest najgorsza kontynuacja ever, zabijająca wszystkie postanowienia z pierwszego tomu. W pierwszej części najciekawszym momentem była tajemnica historii Sal, jej motywacje i powody do zemsty. W drugim... zemsta w zasadzie zostaje porzucona z powodu Liette, ponadto inne ewentualności dochodzą do głosu (relikty i ich tajemnica), miłość do nowych towarzyszów podróży, z którymi Sal - ta Sal! - przytula sie co rusz, głównie do kobiet bez podtekstów erotycznych, a łezką w oku, co w konsekwencji po prostu wszystko przestaje się ze sobą łączyć. Rozkleja się - i to nie ze wzruszenia. Przez to przestałam wierzyć w sens całej historii i żałuję, że nie zakończyłam na I, a finał? Kończy się bez polotu, w którym to autor zapomniał, że kwestia zemsty i broni Kakofonii powinna zostać jakoś poruszona, jeśli nie zakończona...

Nieeee, totalna pomyłka!



Brak komentarzy:

Prześlij komentarz