poniedziałek, 2 maja 2022

Przystanek CXLI: Siedem czarnych Sykes

 

Autor: Sam Sykes
Tytuł: Siedem czarnych mieczy (I tom)
Wydawnictwo: Rebis
Rok wydania: 2020 (I wydanie 2019)
Ilość stron: 656
Tłumacz: Mirosław P. Jabłoński
Gatunek: Fantastyka, science fiction
Ogólna ocena: 5/10
Czy wnerwiła Kocyk? Kocyk lata po pokoju i wydaje dźwięki w stylu "Arrrr", zapominając, że to u piratów... 


Coraz dziwniejsze te wybory, nieprawdaż? Szokuję sama siebie. Okazało się, że i Sam Sykes to nie moja bajka.

"Siedem czarnych mieczy" to pierwszy tom cyklu "Śmierć imperiów", właśnie zabieram się za drugi, ostatni tom. Historia jest wyjątkowo długa, zawiła i skomplikowana jak stąd do Londynu (rzecz jasna - na piechtę). Ewidentnie dla fanów westernowych ciągów i opisów, w których co rusz pojawia się "kurwa" oraz "pierdolenie". Akurat w moim odczuciu na siłę i z przesadą, ale cóż, taki gust.

Fabuła zasadza się na historii Sal Kakofonii - przez całe prawie 700 stron dochodzimy dowiadujemy się o jej korzeniach, dochodzimy do prawdziwego imienia. W ogóle zarys jest bardzo przemyślany, to trzeba docenić - Sal trafia do więzienia i ma zostać stracona w bardzo krótkim czasie. Gra jednak na zwłokę, opowiadając niby to od początku, ale najlepsze zostawiając na końcu. Sal stworzona została na wzór Clinta Eastwooda, co rusz rzucając mięsem, nie bawiąc się we wrażliwość. Nawet jej kuloodporny szal zdaje się zawiązany tak jak u Eastwooda, brakuje jednak wykałaczki. Przedstawiona została jako lesbijka (nie gardząca od czasu do czasu męskim mięskiem), na wskroś buntownicza, a jednak zakochana (?) w tej jednej i jedynej. Romans jednak w bardzo niewielkim stopniu zajmuje fabułę książki. Tak tylko odnotowuję...

Sal towarzyszy bardzo ważny przedmiot, bez którego nie przetrwałaby w świecie magii - tej, której straciła w niecnych okolicznościach - Kakofonia, do której potrzebuje specjalnych naboi. O niej więcej akurat będzie w tomie II (oczywiście, zwrot akcji). W ogóle więcej w tej historii szczęścia niż zdrowego rozsądku ze strony tej postaci, ale na tym najwyraźniej ma polegać jej niewątpliwy urok. Odarta z magii, zdradzona, mści się na swoich oprawcach, czym zyskuje sławę z zupełnie innej strony - nie tej moralnie wyważonej, tylko jako Włóczęga, odarta z praw, ścigana. W wiecznej podróży od miasta do miasta, ledwo uchodząca z życiem z tylu potyczek. Z drugiej strony, co się dziwić - walczy z największymi magami, sama nie posiadając magii, jej buntowniczość jednak czasem sprawia, że czytelnik naprawdę chce posłać ją na szafot. Kursem przyspieszonym.

Jej terenem działań jest Blizna, do której udają się wszyscy zbuntowani, łącznie z magami z jej listy do zabicia. Nie jest w tym sama (mimo, że w sumie by chciała). Przez "przypadek" porywa jednego Rewolucjonistę, dołącza do niej druga miłość życia, Liette, której chce się pozbyć i zarówno nie chce (ach, kobiety) i tak jakoś się wszyscy zaprzyjaźniają na tle masakry i pogoni za dziećmi. Ogólnie uważam, że finał satysfakcjonujący, logika zachowana, rozegranie dobre, a i świat przedstawiony naprawdę solidnie oraz z pomysłem, szczególnie na polu magii i jej użytkowania. 

 Także... Czemu tak niska ocena? To kwestia gustu. Mnie ten klimat nie spasował, szczególnie że niekiedy humor - wyszukane odzywki zawarte w dialogach, głównie to - nie dawał rady i na mojej twarzy malował się wyraz konsternacji. Długo dochodziłam do siebie po dyskusji na temat spuszczania się kobiety (nie dotyczy to mężczyzn?). Tak w ogóle moim zdaniem lepiej by wyszło, gdyby autor czasami przystopował i odpuścił.


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz