wtorek, 13 kwietnia 2021

Przystanek CXXIII: Nie dla mięczaków Szwaja

 

Autor: Magdalena Szwaja
Tytuł: Nie dla mięczaków
Wydawnictwo: Empik Sp. z o.o.
Rok wydania: 2011
Ilość stron: 96
Gatunek: Obyczajowa, literatura piękna
Ogólna ocena: 6/10
Czy wnerwiła Kocyk? Kurczę, a miało być tak pięknie! <Kocyk zawiedziony>

Zdjęcie: granice.pl

Do przeczytania tej małej książeczki skłoniły mnie długie kolejki u lekarza, spóźnialskie autobusy i właśnie niewielkie gabaryty, mieszczące się w każdej damskiej torebce, bo przecież nie diabelnie brzydka okładka. Aż dziw mnie bierze, ponieważ akurat ze Szwają nie miałam jeszcze przyjemności... a tu proszę!
We wrześniu byłam w Szczecinie i dzięki tej książce przypomniałam sobie te kochane frywolne chwile (mimo że byłam w pracy). Fontannę, do której prawie wpadł chłopczyk. Port. Muzeum historii miasta i dziwny posąg, o którym nic nie widziałam wtedy. Nie dotarłam niestety do wspomnianej naleśnikarni (bardzo żałuję), ale rzeczywiście wszystkie (lub prawie wszystkie) przystanki w książce znajdują odwzorowanie w realu, w większym lub mniejszym stopniu, ale jednak. To dlatego moja przygoda z tą lekturą była cudowna, wesoła i przyjemna, okolona paroma wspomnieniami. Nic, tylko czytać i się śmiać.
Na początku zaznaczę, że ogromnie cieszyłam się z tej lektury. Lekki styl, zabawne przemyślenia, ogromnie zajmujące stwierdzenia, które warto cytować w towarzystwie (chwyt wypróbowany, hehe), metafory, aluzje, ironia, sarkazm... istna zabawa słowem, która po grubo nieprzyjemnym "Oceanie" po prostu mnie pochłonęła (tak bardzo, że raz nawet chłop mi się wepchnął przede mnie w kolejce; prostak!).
Książka zaliczona została przez wiele domen jako "literatura piękna", być może ze względu na niebanalny język (genialny! dopracowany! całościowo po polsku!), ale dla mnie to jendak zwykła obyczajówka. Fabuła zasadza się na historii Piotra, który właśnie uwalnia się z wyczerpującego wszystkie siły witalne związku (rozwód) i postanawia cieszyć się odzyskaną wolnością na całego. Niestety, coś idzie nie tak i okazuje się, że on chyba nie chce być na świecie sam, ponadto poznaje kobietę, która z ułożenia jest bardzo do niego podobna oraz kłopotliwy "owoc" dawnego romansu. Poznana Maja również nie grzeszy brakiem problemów. Ich historia zaczyna się następnie plątać niczym te z "Trudnych spraw", dram pojawia się szokująco sporo jak na taki rozmiar lektury, ale mnie to spasowało. Powtórzę: język odparł wszytkie niedoskonałości, nawet na literówki nie zwróciłam uwagi (no dobra, było ich pięć). Dopowiem również, że mimo że uznaję tę lekturę za raczej kobiecą, to byłam pod wrażeniem przejęcia się układem narratora, który wbrew płci autorki całkiem dobrze sobie radził z męskim światem. Nie było tutaj tego nastoletniego bełkotu, którego często autorki wklejają z rozpędu w usta bohatera, jakby nie było żadnych różnic pomiędzy myśleniem męskim a kobiecym.  Jak dobrze wyszło - tutaj jednak należy spytać jakiegoś pana, w moim subtelnym odczuciu było naprawdę nieźle.
Tak więc: skoro wszystko takie super, to co robi ta niższa ocena u góry i rozczarowanie Kocyka? No cóż... Zakończenie. Wszystko jest czarujące, historia wolnego Piotra gmatwana coraz bardziej i bardziej, a tu nagle... klops. Praktyczny plaskacz prosto w twarz. Od obyczajówki nie wymagam, aby wszystkie tak frywolnie nagromadzone problemy zostały rozwiązane, nawet końcowa puenta nie musi być jakaś wyrafinowana, ale... no nie robi się w ten sposób. Będzie spoiler: w ostatniej scenie para po poważnej rozmowie idzie po prostu do łożka niczym napaleni nastolatkowie pod uchem naszprycowanej lekami chorej babci. Żeby to jeszcze było ujęte jakimś w miarę dobrym komentarzem... nie, po co. Powieść nagle zostaje ucięta, okraszona strasznie głupim dialogiem, który w ogóle nie pasował mi do tej sytuacji. Czytałam również na innych blogach, że dla niektórych wszystkie prezentowane w tej książce dialogi są irytujące i bezsensowne - tak więc może coś w tym jest. Dla osoby takiej jak ja, która - no właśnie - przeżyła koszmarną lekturę oraz takiej, która ze Szwają zetknęła się po raz pierwszy, to była zupełnie miła przygoda, dlatego wrażenia mam inne, bardzo pozytywne, ale nie wiem, jak ta opinia ma się w porównaniu do pozostałych pozycji tej autorki. Tutaj nie mogę niestety pochwalić się wiedzą, mogę za to porządnie ponarzekać na finał.
Podsumowując: wszystko fajnie, tylko... zakończenie takie kompletnie z dupy, całkowicie popsuło moją radość z lektury. Na przykładzie tej pozycji mogę rzeczywiście stwierdzić, że koniec sporo daje całości, tutaj: no ewidentnie zabrakło pomysłu, dlatego żal mnie konkretny ściska, ponieważ tak się ucieszyłam, nastawiłam... przygotowałam na finał... a teraz mam takie odczucia, jak ta pogoda za oknem - nijaka, szara, deszczowa i smutna.
Dlatego też jestem rozczarowana jak ten Kocyk. Oboje nijacy, szarzy, deszczowi i naprawdę smutni.

sobota, 3 kwietnia 2021

Przystanek świąteczny



Kochane Robaczki!


Będę szczera - czy kiedyś nie byłam? - z powodu pandemii jest mi się ciężko utrzymać i z tej racji coraz mniej pojawiam się tutaj, co pewnie dało się zauważyć... Zdarzy mi się jeszcze coś napisać od czasu do czasu, ale prawdą niestety jest, że nie będzie to tak częste jak kiedyś i dalekie od obiecanego dawniej "codziennie". Chwytam się już czegokolwiek, walczę z czasem i rachunkami, ale naprawdę jest trudno, dlatego proszę nie mieć mi tego za złe.


W kalendarzu zobaczyłam za to coś fascynującego - zieloną flagę dobrej nadziei w formie Świąt Wielkanocnych. Z tej racji życzę wszystkim ogromu dobra pukającego do waszych drzwi, ciepłej rodzinnej atmosfery bez poruszania tematów politycznych, spokoju i aby tej wody w poniedziałek nie było ani za mało, ani za dużo, ale za to w odwecie więcej na przeciwkniku i abyśmy wszyscy jakoś dotrwali do końca w zdrowiu

WESOŁYCH ŚWIĄT!


PS Zdjęcie "zaiwanione" od ocdn.eu