poniedziałek, 23 maja 2022

Przystanek CL: Bestia Fiore

 

Autor: L.A. Fiore
Tytuł: Bestia. Przebudzenie Lizzie Danton
Wydawnictwo: NieZwykłe
Rok wydania: 2018
Ilość stron: 360
Gatunek: Romans
Tłumacz: Paweł Grysztar
Ogólna ocena: 0/10
Czy wnerwiła Kocyk? Jeszcze jak! <Kocyk zbudował rakietę, przywiązał się do niej i wystrzelił w kosmos> 

To jest taki czas, w którym wciąż raz po raz zastanawiam się, po co ja w ogóle żyję. Ale potem sięgam sobie po książkę, jedną z wielu, i wtedy przestawiam się, zastanawiając się głęboko - jakim cudem ONA istnieje na polskim rynku, dlaczego jeszcze nie zjechała do rynsztoka. Wtedy tak jakoś mi lepiej.

Gdybym miała określić, co poszło nie tak, to powiedziałabym: wszystko. Począwszy od okładki, na której model wygląda, jakby miał zatwardzenie (dobrze, że chociaż widać tylko jego głowę, wielkie brawa ulgi) przez tytuł (nie wiem, ale moim zdaniem zabójstwo to nie przebudzenie, tylko sięgnięcie dna, ale to tylko moje skromne zdanie) po samą bezsensowną fabułę kończąc. I żeby nie było, ja mniej więcej rozumiem główny zamysł. Biedna kobietka, mega wrażliwa artystka, która mdleje już na widok krwi, próbuje odciąć się od pamięci o matce, dostaje spadek (jak miło) i zaczyna o niego walczyć, poznaje swoją seksualność na przystojnym nieogolonym facecie (bez zabezpieczeń), a potem zabija źródło swojej frustacji (dosłownie), aby w końcu cieszyć się życiem. Dla mnie to zdeczka dziwne.


Nie pomógł nawet fakt odwołania do baśniowej nuty "Pięknej i Bestii", które zwykle tak lubię w powieściach. Tutaj to drażniło. Przemiana Bestii (tym razem ogromnie pożądanego nawet w męskiej toalecie) polegającej na używaniu kobiet w miarę jednorazowo i do wykończenia tubki (z uwagą o segregacji śmieci) na mężulka wielkiej artystki, który nagle się rozckliwia na informację o ciąży jakoś do mnie nie przemawia. Owszem, wiem, że ludzi się zmieniają, czują ten zegar biologiczny, ale w tej książce wszystko to odbywa się w jakieś matni. Oczywiście, Lizzie zgarnia wszystko - dom, męża roku, dziecko roku, plemię roku (sorry, ja tego nie ogarnęłam, ale Bestia rzecz jasna jest "zapomnianym" członkiem klanu irlandzkiego, ale teraz go wszyscy już kochają) i sławę wielkiej artystki z galerią w tle.

Oczywiście, to kolejna plaga schematów - wielkie przestawienie Bestii jako macho (rucham-wszystko-jak-leci-a-potem-wyrzucam-ze-zużutą-prezerwatywą-recykling-przede-wszystkim), sierota roku i artystka w jednym, oczywiście o długich nogach, jędrnym biuście i idealnej twarzy, spotkanie, dwoje ludzi hate (potem big love) ze standardowej serii seksbomba + seksmaster-ciacho, pięknotka w tarapatach i do zerżnięcia (ale nagle nie chcemy wyjść na brutala), katastrofa, bum - ślub marzeń, wielka rodzina marzeń. Ach, jeszcze tam po drodze był tatulek Bestii, ale to już w ogóle było jakieś nieporozumienie, teoretycznie wytłumaczenie traumy Bestii. Żaaal...  

Podsumowując: nie. Naprawdę nie. Nie potrafię odnaleźć w tej książce żadnych plusów, wszystko opierało się na jakiejś bezsensownej gonitwie, ckliwe lub przeciwnie teksty bez polotu, jeszcze gorsze sceny seksu. Nie wiem, dlaczego zwykle tą książkę ocenia się tak dobrze, bo jak dla mnie to marny romans, powtórka jakich wiele. Lepiej poszukać rozrywki gdzieś indziej.


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz