poniedziałek, 6 stycznia 2020

Przystanek LXXXIV: Psy z Rygi Mankell


Autor: Henning Mankell
Tytuł: Psy z Rygi (seria tom II)
Wydawnictwo: W.A.B.
Rok wydania: 2006
Ilość stron: 320
Gatunek: Kryminał, sensacja, thriller
Ogólna ocena: 4/10
Czy wnerwiła Kocyk? Niezdołała, choć Kocyk był mocno zdegustowany tym, co postać robiła w archiwum <jedna nitkowa brew poszła mu do góry>

Źródło: ecsmedia.pl

Są książki dobre i złe, nieziemsko wręcz genialne i totalne kicze, ale są też takie, które sytuują się gdzieć pomiędzy, a czytelnik nie bardzo wie, gdzie miałby sobie je wsadzić (i umówmy się, że dzisiaj nie wkładamy sobie nic w cztery litery). Powyższa pozycja taka właśnie jest - ma swoje plusy, powiedziałabym, że przeważają minusy, a jednak nie wyrzuciłabym jej do kosza (za to oddałam w poczet bilioteki miejskiej, wiedząc, że w życiu do niej nie wrócę). Codziennie zastanawiałam się, co o niej mogę powiedzieć i jutro nie zmienić zdania (tak, dochodzę do wniosku, że jestem kobietą).

Okładka! Należy zerknąć sobie na to, co przygotowało wydawnictwo W.A.B. (było kilka wznowień) - kościotrup-śmierć sikający do wody (generalnie już wiem, że to rodzaj męski). To wbrew pozorom dużo mówi o klimacie całej powieści, przygód komisarza Wallandera, niekiedy słynnego prawie jak Sherlock Holmes (ja bym tu dodała sarkazm), tak, marketing nie nigdy śpi, chodziło o postawienie szwedzkiego Wallendera (trochę jak Wallenroda, nie?) blisko Holmesa, Poirota, ustawiając ich jak do zdjęcia. Ja bym osobiście go tak wysoko nie wsadzała, ale to moja opinia. To drugi tom jego kryminalnych poszukiwań, choć podejrzewam, że tak jak w tej pozycji, każdy tom zakłada się na jednej historii, więc nie trzeba zaczynać od pierwszego.

Rok 1991. Policja w Ystad otrzymuję informację o makabrze na plaży - ponton z martwymi mężczyznami w garniturach, członkowie łotewskiej mafii. Wallander leci do Rygi i szybko trafia na trop międzynarodowego spisku, w końcu co to dla takiego detektywa. Rok jest tutaj ważny, Łotwa dopiero co odzyskała niepodległość, dla głównego bohatera wiele sytuacji powoduje zdziwienie, czyli człowieka obeznanego z demokratycznym systemem. To powinna być najlepsza strona tej książki, jednak moim zdaniem został ten problem za mało zarysowany, na rzecz boga-Wallandera. Gdyby go poszerzyć, byłoby świetnie. Na jednej stronie przeczytałam, że książka miała wzbudzić myślenie co by było gdyby, o mniej rzucających sie w oczy konsekwencjach wyzwolenia się Europy Wschodniej, o nieznanych niebezpieczeństwach, jak to się wszystko mogło potoczyć. Rzeczywiście, ciekawe, świetna kampania, ale ja po lekturze doszłam do zupełnie innych wniosków... To po prostu powieść z wątkiem kryminalnym i na ten fakt naciska cała fabuła. Dlatego trochę mi żal całego pomysłu, tło mnie akurat bardziej zaciekawiło, ale oni niknie w tłumie i przeciętny czytelnik może nawet go nie zauważy.

Tak brzydko określiłam głównego bohatera, ale wspomniany komisarz nie jest tak złą postacią, choć podkreślany jest jego wiek, słaba kondycja, kłopoty z sercem... Cud, że nie padł tam z przyczyn zdrowotnych, te mafie bardzo się starały, by mu zafundować zawał serca (choć planowali trochę inne rozrywki). O czym Kocyk wspominał na początku w metryczce, to scena, która zapada chyba jako jedyna najbardziej charakterystyczna - gdy głównemu bohaterowi nagle chce się do toalety, więc zamiast po cywilizowanemu "wstrzymać się", to wchodzi w "akcję" przy najbliżej stojącym wiadrze ("to drugie", moi drodzy). Pal licho tam, że właśnie się włamał do archiwum i lepiej, by ślad po nim nie pozostał... Nie wiedziałam, jak odczytywać tą i inne sceny. Skandynawscy autorzy zawsze mnie zadziwiają, tutaj nie było inaczej.

Podsumowując? Czyta się dobrze, autor ma dryg pisarski, akcja trzyma się kupy, koniec jest satysfakcjonujący i lektura wciąga. Co chmurzy klimat, to główny bohater, od czasu do czasu jego dziwne zachowania. Z drugiej strony gdyby był idealny, to mielibyśmy do czynienia z drugim Bondem (bo częściej przechodziliśmy w sensację), więc może był to zabieg specjalny, by nie mylić go z zestawem innych detektywów. Jak wspomniałam na początku - mam mieszane odczucia co do tej osoby. Koniec końców książka nie zabija bezdennością jak część dostępnych na rynku, więc można śmiało po nią sięgnąć, ale wybitną, jak głoszą reklamy, też bym jej nie nazwała.

 

Na własną odpowiedzialność, cóż mogę rzec.