czwartek, 22 sierpnia 2019

Przystanek XLII: Czerwona królowa - znowu


Autor: Victoria Aveyard
Tytuł serii: Czerwona królowa
Wydawnictwo: Moondrive/ Otwarte
Rok wydania: 2015-2018
Ilość tomów: 4 + dodatki
Gatunek: Literatura młodzieżowa, fantastyka
Ogólna ocena: 1/10
Czy wnerwiła Kocyk? <Kocyk ostentacyjnie wyczłapuje z pokoju>


Nie wiem, dlaczego, ale jednak powróciłam do tych tomiszczy, zadziwiając siebie, być może innych, przerażając natomiast Kocyka, który w tej recenzji nie będzie uczestniczył.

Zacznę od: czy było tak strasznie jak się zaczęło? Tak, a nawet gorzej. Pierwszy i ostatni tom serii są najlepsze, ale tylko dlatego, że na początku nie wiemy, co nas czeka (no i tom nie ma tylu zniechęcająco wiele stron, choć liczba prawie 500 robi wrażenie), a w końcowym - bo lada chwila to się wszystko skończy. Po co powstały środkowe tomy, wciąż nie mam pojęcia, ale poślęczałam trochę nad tym wyłącznie po to, by mieć nad czym ponarzekać. Straconego czasu nikt mi nie zwróci, więc do dzieła!

Jeśli jeszcze raz przeczytam porównania tej serii do "Igrzysk śmierci", to nie wiem, co zrobię z komputerem! Podobne jest wyłącznie to, że autorka podkradła pomysł na stworzenie: 1) świata w dalekiej przyszłości, 2) w którym dzieci wysyłane są na bezsensowną śmierć, 3) główną bohaterką jest dziewczyna, 4) uwikłana w trójkąt miłosny pt. "kogo ja biedna mam wybrać?" i "przecież ja na to nie mam czasu, muszę ratować bliskich". Tyle że słuchanie przez dwa tomy o poczynaniach bohaterki (a raczej "bohaterki") z pierwszej ręki, tzn. pisane są w 1 os., to już jak cios w żebra, poprawiony kolankiem w mordkę. O tym rozpisałam się we wcześniejszej recenzji. Ktoś musiał autorce niewyraźnie napomknąć, że tyle przetrwać się jednak nie da, bo od trzeciego tomu pojawia się rozdział na poszczególne postaci i dzięki temu zabiegowi nie musimy wysłuchiwać ciągłych bredni Mare o tym, jaka ona jest dzielna, mądra, piękna, doświadczona przez brutalny los, a przy tym niezwykle skromna (tak, możemy posłuchać o tym od innych). Pozjadała wszystkie rozumy, a i tak jest najgłupsza w całej puli młodzieżowej literatury.

Chodźmy do książulków. Ten królewski kwiat nie jest znowu taki piękny, choć muszę stwierdzić, że Maven to najmocniejsza postać tej serii (a że wszystkie są nazbyt słabe, ten naprawdę się wybija), ale kim byłaby autorka, by tego nie zepsuć? Gdy Maven dochodzi do głosu i możemy odczytać jego przemyślenia, to... żal. Traci całkowicie na swoim uroku, prosto jak z Rysów do kopalni. I z podobną gracją. W "Królewskiej klatce" został wplątany w jakiś ruch sadomaso, który jednak zostaje poprowadzony inaczej (w końcu młodzieżówka), ale przynajmniej ma to sens (Maven inaczej nie potrafi wyrazić swoich uczuć do Mare). A może nie o to chodzi? W każdym razie Mavena jestem w stanie zaakceptować, ale poczynań Mare? I kto tu komu wyprał mózg? Nie wiem, gdzie tam logika... Niby ledwo chodzi, myśli, osłabiona przez kamień (działa tak przez całą serię, więc nie wiem, w czym problem, hehe), a jednak wciąż zaabsorbowana jest cieplejszymi odruchami Mavena (ale niech będzie, że to syndrom sztokholmski) i dalej brnie w bezsensowne rozmyślania lub jeszcze gorsze działania (te jej próby ucieczki? No co to niby ma być? A przemowy? Niby jak miały ochronić jej przyjaciół?).

Czekajcie, coś mi się jeszcze tu pałęta pod nogami... Ach, no tak! Jest jeszcze drugi książę, Cal (niby nosi jakieś zabawnie długie imię, ale po co o tym wspominać?), kompletnie bezbarwny, stereotypowy mięśniak, który szuka okazji, by pokazać gołą klatę. Nudziarz, nie bardzo wiem, co o nim napisać. W książce publicznie uznawany jest za niedecyzyjnego, mimo że to bezwzględnie dobry strateg na polu bitwy (tak, mnie też tu coś nie gra, jak za każdym tutejszym zakrętem). Szczerze mówiąc, mógłby nie istnieć, ale Mare musi w końcu z kimś się przecież przespać (och nie, spoiler).

Oczywiście, jak w historiach tego typu, musiał pojawić się wątek LGBT. Tym razem są to lesbijki. Evangeline postanowiła zapałać miłością do dziewczyny, skoro spośród książąt totalnie nie ma w czym wybierać. Niby przechodzi jakąś tam przemianę z wroga Mare do psiapsiółki, ale jest to tak przerysowane, że aż mi szkoda. Ponadto ta jej wybranka... Niby nie chce być postrzegana jako bezwolny pionek przesuwany z miejsca na miejsce, ale... no właśnie tego chce. Ach te kobiety? Z kobiecych postaci najbardziej polubiłam córkę generała, Farley. Miała przynajmniej jaja, ale jej pseudosarkastyczne odzywki czasem żenowały swoim poziomem. Z porywczej kobiety-żołnierza zmiękła sporo pod koniec, ale jej przemiana przynajmniej poprowadzona została z sensem, tak w ogólnym zarysie (było trochę spięć, to nie ideał).

Coś trzeba powiedzieć o zakończeniu serii. Naprawdę się cieszę, że to już koniec, naprawdę. Nie życzę nikomu takiej przygody. Jeśli już, przeczytajcie pierwszy i ostatni tom. Akcja się wlecze, niby na pokładzie mamy dorosłych, a i tak zachowują się jak dzieci, walcząc o przywództwo i Bóg wie co jeszcze zamiast układać sensowne plany natarcia. Ja nie wiem w ogóle, dlaczego nastał happy end, to musiał być przypadek, jak wszystko, co dzieje się z udziałem Mare (która i tak uważa, że wszystko zawdzięcza sobie). Ach, najbardziej irytująca postać świata! Szkoda mi Mavena tylko i nie dlatego, że spotkał go tak "smutny"(a raczej śmiertelny) koniec, ale że tak to poprowadzono (zmarnowany potencjał). Reszta to czyste "żyli długo i szczęśliwie" z tęczą w tle, ale do tego akurat nie ma nic złego.
Na zakończenie muszę dodać, że serce mi krwawi otwartą raną, że takie gryzmoły dostają nagrody i ktoś je "docenia", pchając nam w łapy, a prawdziwe perełki zostają zepchnięte gdzieś na boczne tory. Mam nadzieję, że po prostu nikt ich nie czyta, oceniając po okładce lub po uroku autorki, a nie że ma tak zajechany gust, choć z drugiej strony... To chyba jeszcze gorzej. W każdym razie jestem przerażona tym, co dzieje się na rynku wydawniczym i powiem szczerze, że zaczynam tracić nadzieję. Nic dziwnego, że społeczeństwo (podobno) nie czyta lub czyta coraz mniej, skoro takie pierdoły są chwalone jako wartościowa literatura. Ja wiem, że od literatury młodzieżowej się za wiele nie wymaga, ale błagam, wymagajmy przynajmniej podstaw. Czy to wiele, prosić o logikę i normalnego głównego bohatera? Sama zastanawiam się w tej chwili poważnie nad wyprzedażą całego zbioru i porzucenia książek w cholerę.

Mam nadzieję, że marzenie autorki o powstaniu filmu opartego na tej serii się nie spełni. Chociaż? Może scenarzyści naprawą jej błędy...