poniedziałek, 28 grudnia 2020

Przystanek CXX: Blizna Broadway

 

Autor: Alice Broadway
Tytuł: Blizna (3 tom)
Wydawnictwo: We need Ya
Tłumacz: Maciej Studecki
Rok wydania: 2020
Ilość stron: 296
Gatunek: Literatura młodzieżowa
Ogólna ocena: 10/10
Czy wnerwiła Kocyk? Nie <Kocyk zastanawia się, po co ja w ogóle raczę pytać... Daj jakiś chłam do wnerwiania!>


Po drodze było chyba jakieś święto... albo większe jedno... no cóż. W każdym razie zaraz koniec roku, trzeba będzie należycie pożegnać ten książkowy rok!
A więc stało się, w końcu dobrnęłam do końca serii Broadway "Księgi skór", liczącej sobie 3 tomy. Z racji tego, że o poprzednich dwóch tomach ("Tusz" i "Iskra") już się wypowiadałam, opowiem tylko o zakończeniu i poziomie trzeciego tomu.
Leora znowu dalej ciągnie swoją podróż, szuka rozwiązań, znajduje coraz więcej sojuszników. Z każdym dniem jest coraz bliżej prawdy. W poprzednich częściach raz jedna strona miała rację, raz druga, czasem żadna lub obie, więc sporo się dzieje. Burmistrz sięga po władzę wszechpotężną, a wiadomo, władza korumpuje ostatecznie. Sporo motywów znanych nam z kultury i literatury się tutaj realizuje, łącznie ze znanymi baśniami, np. Śpiącej Królewny. Broadway odwaliła kawał dobrej roboty - baśń ciągnie się dalej, razem ze swoim delikatnym stylem i prawie poetyckim językiem. Urzekał i dalej mnie urzeka ten powolny, poetycki nurt, wyszukane porównania, które nie kolą w oczy absurdem, nie irytują brakiem wyobraźni. Zdarzają się piękne cytaty, których pełno na Internecie. Wiem, rozpływam się jak nie ja... Ale ta seria mnie porwała. To wszystko sprawiło, że po książki Broadway będę sięgać w ciemno. Najzacniejsze jest to, że ta seria to jej debiut! To niemożliwe, że za pierwszym razem można wydać coś tak pięknego, prawda? Nienawidzę tłumaczeń, że "to przecież tylko debiut, jeszcze nie ma wyrobionego warsztatu, miej nieco wyrozumiałości i litości" etc. Nie ma! Jeśli nie umiesz, poczekaj, dopracuj i dopiero wtedy do kurzej mordki wydaj! To nie egzamin z tezą "lepiej pięć minut się wstydzić niż uczyć przez cały tydzień", przecież ten wstyd zapisze się do końca w Twojej marnej historii.
Uf, musiałam się uzewnętrznić... Wracając do tematu, tak, jestem pod wrażeniem całej serii i nie wyobrażam sobie innego zakończenia niż to, jakie jej wybrano. Owszem, w finale dzieje się w zasadzie... nic. Nie będzie chyba zbyt wielkim spoilerem, jeśli powiem, że największe wojny kończą się niczym, to władcy zyskują albo tracą na niej, zwykli ludzie po prostu przechodzą do porządku dziennego, sprzątając cały bałagan tych wyżej położonych. To smutne i zarazem nie-smutne, tylko prawdziwe. Społeczeństwa są wyłącznie listkami na wietrze, to kto inny je prowadzi. Ich los nie zależy od nich.
Podsumowując: jestem za. To zupełnie inny styl od proponowanych nam dzisiaj lektur, może dlatego taki wyraźny. Ogólnie pozycję tę dedykuje się młodzieży, ale ma wiele odwołań, które zrozumieją dopiero starsi czytelnicy. W każdym razie uważam, że to książki, w których każdy znajdzie coś dla siebie. To seria z przesłaniem, nie-irytująca, nieco metafizyczna, prosta, a zarazem nie bardzo, skłaniająca do większych przemyśleń.
Lubię to! Tylko Kocyk coś tam beczy...

środa, 16 grudnia 2020

Przystanek CXIX: Maus Spiegelman

 

Autor: Art Spiegelman
Tytuł: Maus. Opowieść ocalałego (2 tomy)
Wydawnictwo: Wydawnictwo Komiksowe
Tłumacz: Piotr Bikont
Rok wydania: 2003
Ilość stron: 302
Gatunek: Historia, biografia, komiks, postpamięć
Ogólna ocena: 10/10
Czy wnerwiła Kocyk? Nie <Kocyk zaczął czytać ponownie>



W przerwie przed zakończeniem III tomu Broadway "Blizna", zajmę Was czymś, co akurat nie wszyscy znają, jak się okazało. Będzie o historii, ale w zupełnie innej formie, jaką wszyscy znamy.
Komiks. Praca Spiegielmana stała się zwrotem w temacie II wojny światowej, ponieważ dotąd nie sądzono, by wykorzystywać inne formy przekazu niż tradycyjne. Komiks początkowo wydawał się badaczom pewną formą profanacji, ciosem dla Świadków - jednak to Spiegielman pokazał, że nie ma się czego bać i dzisiaj coraz więcej powstaje podobnych pomysłów, nie tylko komiksów, ale i powieści obrazkowych itd. Świadkowie nie bardzo do nich podchodzili, nie korzystali z podobnych form, mimo że często pojawiały się rysunki, obrazy, często nawet ogromnie abstrakcyjne, rzeźby i inne. Dopiero następne pokolenia (II i reszta) zdecydowali, że to nie wystarcza i potrzebne jest coś nowego.
Art Spiegelman jest synem Ocalonego z Holocaustu, byłego mieszkańca Sosnowca (moje rejony, co pewnie jest wstydem się przyznawać), na kartach komiksu pojawiają się więc dobrze znane mi budynki i ulice. Jest więc to ukłon w stronę pamięci ojca i próby zapisu jego przeżyć, ale także przepracowywanie odziedziczonej po nim traumy. W ogóle "Maus" jest pomnikiem wręcz uniwersalnym.
Pojawia się pełno ciekawych tematów, m.in. trudnej relacji z ojcem, który przeżył pobyt w getcie i KL Auschwitz, a po wojnie wyemigrował do Ameryki i często nie radził sobie z powojennym życiem, reagując dziwnie na szereg sytuacji, z którymi syn musi jakoś sobie poradzić i jego spojrzenie na to. Matka, która po podobnych przeżyciach nie poradziła sobie tak jak jej mąż i popełnia samobójstwo, brat, który zginął podczas wojny, ale teraz jest idealizowany, lepszy i ciągle porównywany do narratora, jako ten, który powinien zginąć zamiast niego (pomimo faktu, że Art urodził się po wojnie).
Co interesujące - na okładce pojawiają się... myszy. Autor postanowił, że postaci nie będą ludzkie i podzielił je według narodowości lub wyznania: Żydów przedstawił jako myszy, Niemców jako koty, Polaków niestety jako świnie, co było wytykane jako obelga, narrator się jednak jakoś wybronił. Dzięki temu inaczej patrzy się na bohaterów, pojawia się dystans czytelnika. Widzimy różne postaci - dobrych i złych Niemców, tak samo wśród Polaków i co ciekawe - również wśród Żydów. Uważam, że to praca doskonała do analizy, uprzedzam jednak chętnych, że już sporo artykółów się już pojawiło.
Podsumowując: genialne. Pojawia się groza, czasami lekki humor, komiks okazał się cudowną elastyczną formą do przedstawień różnych problemów (np. mały i wielki narrator, podkreślający jego wstyd), pomysłowośc oraz ogromna wartość tego dzieła. To wszystko sprawia, że należy niezzwłocznie się zapoznać z tą pozycją.

czwartek, 3 grudnia 2020

Przystanek CXVIII: cykl Czarny Mag Carter

          

Autor: Rachel E. Carter
Tytuł serii: Czarny Mag
Wydawnictwo: Uroboros
Rok wydania: 2018-2020
Ilość tomów: 4 + tom 0.5
Gatunek: Fantastyka młodzieżowa
Ogólna ocena: 6/10
Czy wnerwiła Kocyk? Świat w płomieniach, buahaha! <Kocyk tak wyraża aprobatę dla serii>

Zdjęcia: s.lubimyczytac.pl

Tak, wielu trudach i znojach w końcu ukończyłam całą serię. Stało się! Idziemy tym razem w rejony fantastyki, serię porównywalną z Harrym Potterem, tyle że główny bohater jest dziewczyną, a wątek miłosny został mocno rozbudowany. I tomów jest mniej, należy dodać, a główny antagonista ma nos (so sorry, Vodemort!).
W Polsce seria pojawiła się w 2018 roku, za granicą cztery lata wcześniej. Na internecie dostępne są okładki wersji zagranicznych i tu ukłon w stronę wydawnictwa Uroboros, bo okładki nasze prezentują się całkiem spoko, pasują do serii, natomiast pierwowzory... wyglądają jak zapowiedź harlekinowskich "ochów" i "achów" dla bardziej dorosłej publiczności (prócz 4 części, ta mi się bardzo podoba), szczególnie z dopiskiem "nigdy nie wierz księciu", a w fabule tak nie ma!
Podaje nazwy tomów, do których dopowiem co nieco:
- Pierwszy rok
- Nienastępca (Non-heir) - wtf?! tak, wiem, tom poboczny 0.5, niewydany w Polsce
- Adeptka
- Kandydatka
- Ostatnia walka
Jeśli mam być szczera, to całość nie jest taka zła, ale należy dopisać, że to literatura młodzieżowa. Podkreślić na czerwono, co zwykle się pomija! Co to oznacza? Pełno rozmyślać głównej bohaterki o tym, jak on ją traktuje, kocha czy nie kocha i ogólnie wielkie "omg" co rozdział. Najlepszy z tego wszystkiego jest tom 1, gdzie tych ckliwych o-m-gesów nie ma aż tak wiele, ponieważ narrator bardziej skupia się na opisie świata przedstawionego, tak różnego od nas, w którym istnieje magia dla wybranych, wielkie nierówności społeczne i niebezpieczeństwo wojny za każdym rogiem. Najgorszy był finał historii, który - spoiler! - oczywiście musiał być pozytywny jak w każdym romansie, ponadto pełno wpadek redaktorskich, rzucaniem jedynym nożem, który potem postać wciąż trzyma w rękach, błędy językowe, literówki... To wszystko występuje w całej serii, ale w ostatnim tomie osiąga istne apogeum, jakby korektor się po prostu poddał.
Główną bohaterką tomów jest Ryiah (krócej Ry, bo my przecież kochamy skróty), ruda plebejska prawie piękność, która razem z bratem bliźniakiem Alexem (który o dziwo prócz dwóch wzmianek chyba nie jest aż tak podobny do siostry, jakby chciała tego autorka) w pierwszy tomie udają się do Akademii Magii, by zostać magami. Jej największym/ najlepszym/ ukochanym przeciwnikiem staje się "nienastępca" (czy tylko dla mnie to dziwne określenie?) książe Darren z gammą nieprzytoczonych tu tytułów, za którym wszystkie arystokratyczne i nie dziewice mdleją pod naporem jego czerwonego (tak, dokładnie, czerwone ślepia) spojrzenia. Stopniowo czytelnik poznaje zasady rządzące Jerarem, państwa, w którego rejonach toczy się akcja, a które potem ulegnie wywróceniu w tomie numer trzy, ale to jest akurat ok. Ryiah jest dziewczyną, autorka postanowiła więc również sięgnąć do będącego u nas właśnie na topie wątku uciemiężenia kobiet (jeden nauczyciel-mag uważa kobiety za gorsze od mężczyzn), ale robi to trochę niepełnie (bo za gorsze uważa chyba wyłącznie dwie, w tym Ryiah). Ryiah od razu się zakochuje, na prawie relacji hate-love, oczywiście w Darrenie, biedna zakochuje się w księciu, co schemat znowu stary jak świat. Dziwne były sytuacje zbliżeniowe, gdzie oboje dziwią się, że się im przerywa, skoro nie mogą zrobić tego jak ludzie w sypialni, tylko wybierają publiczne miejsca... Ale chyba jednak chodzi o to, by seks zdaniem rodziców odbywał się dopiero po ślubie, nie jako ważniejsza faza związku (to już wie wyłącznie Carter).
Pogłębione zostają różnice między "biedniejszymi" a "bogatszymi". Arystokracja od dawna kształciła się na magów w zaciszu swoich pałacyków, plebejusze dopiero zaczynają, często nie nadążając za resztą, przez co często na starcie tracą szanse na lepsze życie. Z fajnych postaci pojawiła się Priscilla, pozornie od początku "do dupy" rozpieszczona arystokratka, ale na końcu serii dochodzi do pozycji "wow", a czytelnik może prześledzić jej przemianę - wszystko pięknie, ale znowu następuje skok jak w przypadku Ryiah: z przepraszam za wyrażenie "kłamliwej suki" przemienia się wręcz w nieskazitelną różę i to bez wyraźnejgo powodu. Ot tak. Mówiłam, kraina magii. Mimo to Priscilla jest tym chwytem, dzięki której nie jest tak nudno. A jej kuzyn, Merrick? Ja w ogóle nie wiem, skąd się wziął, a potem z jakiego niby powodu kończy... no jak kończy. Dostał bana za... chyba za życie. Wiele razy nie rozumiałam w ogóle intencji autorki.
Kraj przygotowuje się do wojny, czytelnicy mogą również przejrzeć scenariusze bitewne, groźniejsze lub mniej. Tutaj powiem szczerze, że mi się podobało. Niezła akcja, dobry pomysł z zasadami magii, całym planem szkoły i praktyk po nim oraz konkursów na wyższe stanowiska. Ale: podejście do bólu, tortur, wyczerpania fizycznego, śmierci głodowej czy "smrodu odchodów" w lochach przekonało mnie, że to czysta wyobraźnia autorki i nie zrobiła ona żadnego researchu, aby poszerzyć swoją wiedzę w zakresie funkcjonowania człowieka od biologicznej strony i wzbogacić warsztat oraz treść książki. Dlatego bywa śmiesznie, gdy czytelnik po podstawowych lekcjach z anatomii lub rozszerzonej biologii ma okazję dojrzeć wpadkę, szczególnie gdy postać na wyczerpaniu od co najmniej 50 stron kolejny raz zrywa się i biegnie na przestrzelonej nodze. Ja wiem, że to fantastyka, a w książce występują uzdrowiciele, którzy zaraz ją wyleczą, ale zwykłe przyzwyczajenie do bólu nie pozwoli człowiekowi tak latać.
Ach, mamy też przyjaźnie lub niespełnione miłości. Alex jest jedyną postacią prócz Ry, który dostaje od autorki szansę na miłość. To trochę smutne... Mamy więc dwie pary (ach i jedną niedoszłą), ale główny związek razem z ciągłymi przemyśleniami na wszystko Ryiah przyćmiewa wszystko inne. Prócz zgorzkniałej początkowo Priscilli, pojawia się grzeczna i trochę eteryczna Ella, a potem rycerka Paige, którą z miejsca polubiłam. Miała jaja, jako jedyna. Ian to w ogóle nie wiem, co tam robił... Był chyba taką specjalnie niezorientowaną postacią (szczególnie na końcu zmienia zdanie z Bóg wie jakich przyczyn), której jedynym celem jest namieszać, aby nie było tak nudno. Pasowałby do Priscilli na moje oko.
Ogólnie sama postać Ryiah jest z jednej strony prezentowana jako bohaterka z wadami i wątpliwościami, z pozoru nieidealna, ale... w zasadzie idealna. Szybko zyskuje status (prawie) najlepszej niby to dzięki ciężkiej pracy, przemiana pozornie idzie powoli, by nagle ot tak hop-siup! osiągnąć ramy zwycięskiej "idealności". Brakowało mi tutaj realności w zachowaniu. Stopniowania.
Logiki.
Z takich jeszcze pobocznych tematów, to konflikt na tle relacji braterskiej był interesujący. Darren i Blayne, a także Ryiah i Derrick. Jak daleko można się posunąć, by ratować tego drugiego, którego mieliśmy niby znać do cna. Każda z rodzeństw kończy ponadto inaczej, choć podobnie. Jednemu ufa się za mało, drugiemu zbyt mocno. Warto prześledzić sobie te relacje podczas lektury na tle podobieństw i różnic tam się wyłaniających. Nie wyszło jednak z traumami z dzieciństwa (matko, kobieto, róbże researchy, błagam! nastolatków będziesz kłamać?), relacją ojciec-syn, rozpaczą po stracie itd., co niestety zburzyło ten idealny pomysł.
Podsumowując: niezła seria, naprawdę, ale dla wymagajacego czytelnika, także nastoletniego, to czasami masakra. Ogromnymi tutaj plusami są: Jerar i jego prawa, próba dokładnego zarysowania każdego z ważniejszych bohaterów razem z późniejszą przemianą (która zwykle się nie udawała), sposób używania magii, relacja braterska. Z ewidentnych minusów: błędy merytoryczne, spore literówki, niekonsekwencja, zmienianie planów co do postaci najwyraźniej w ostatnim momencie. Poza tym czyta się nawet lekko, najlepiej przy lampce wina, by przyćmić niedociągnięcia.