środa, 30 marca 2022

Przystanek CXXX: Dożywocie I Kisiel

 

Autor: Marta Kisiel
Tytuł: Dożywocie (tom I)
Wydawnictwo: Uroboros
Rok wydania: 2017 (wydanie I w 2010)
Ilość stron: 376
Gatunek: Fantastyka
Ogólna ocena: 9/10
Czy wnerwiła Kocyk? Kocyk lubi takie pozycje, w końcu sam jest fantastyczny <my hero!>

           Źródło: cdn.bonito.pl 

Kisiel znowu na tapecie. Trudno walczyć z prawdą, że jest to moja ulubiona autorka, stąd tak wysoka ocena u góry. Być może zbyt subiektywna, ale cóż... to moja osobista reakcja. Będę się jednak czepiać i o minusach również wspomnę, proszę się nie martwić.

Jestem właśnie na etapie drugiego tomu ("Siła niższa", tak, ta z dziwaczną okładką), więc mogę powiedzieć, że obie pozycje z tej serii łączą się ze sobą, posiadają (w większości) tych samych bohaterów, szczególnie głównych, w postaci Konrada i Licha. A wspominam o tym fakcie, ponieważ jakiś czas temu zaczęłam tę serię niebywale - jak to ja - od trzeciego tomu (uważam, że "Oczy uroczne" to najlepsza książka tej autorki). O dziwo jednak, wspominany trzeci tom stanowi wariację na temat dożywotników, ale nie jest jej kontynuacją, a osobną historią. To opowiadanie "Szaławiła" jest początkiem powieści "Oczy uroczne", prawdziwa seria "Dożywocie" zasadza się na dwóch tomach ("Dożywocie" oraz "Siła niższa"). To osobna seria dla dzieci "Małe Licho" stanowi dopełnienie "Dożywocia", ciąg dalszy, szczególnie losów Licha i Bożka. Ogólnie więc można się pogubić. Aby pełniej zrozumieć losy bohaterów, należy szukać podobnych przewodników po internetach lub - tak jak ja - uczyć się na błędach. Jedynie trzy-tomowa seria wrocławska opowiada o zupełnie innych bohaterach.

Głównym bohaterem "Dożywocia" jest Konrad Romańczuk, pisarz i copywriter o nerwowym usposobieniu, który dziedziczy dom o nazwie Lichotka. Korzysta więc z okazji i ucieka od swojego życia miejskiego na kompletne pustkowie, teoretycznie czasowo. Dom okazuje się jednak zamieszkany przez dziwne stworzenia, które też dziedziczy - a raczej opiekę nad nimi, czego w ogóle się nie spodziewał i nie wliczał w koszty utrzymania. I mimo że niektóre jakoś potrafią o siebie zadbać, a nawet roztoczyć tą opiekę nad innymi (patrz Krakers), pozostałe to koszmarne utrapienie, nad którymi Konrad co rusz traci rozbujały temperament. Z "dożywotników", czyli stworzeń, które się dziedziczy i trzeba się potem nimi opiekować, grupę liczą m.in. duch Szczęsnego (sama miałam ochotę czasami zabić tego poetę),  Krakers (prawdawny stwór z mackami, który spełnia się w roki kucharki), utopce (i tak przesiadują bez przerwy albo w łazience, albo w kałużach, czasem brane za wredne żaby) oraz najważniejsza postać - Licho, czyli mały anioł z manią sprzątania oraz uczuleniem na pierze (także swoje). Prócz tego mamy do czynienia ze "zwykłymi" postaciami, w formie pana Szymona, agentki Camilli, trójką świętoszkowatych działaczy oraz bandą ekologów. Ze zwierząt pojawia się kotka oraz różowy królik (wciąż nie wiem, jak zyskał to umaszczenie i zdołał przekazać je następnym pokoleniom). Takie małe playboy'ki. Dużo zwrotów akcji, tajemniczych przypadków i zderzeń z prozą życia w postaci np. rachunków za gaz. Nie mogę powiedzieć, że jest to tom nudny, ponieważ doczytałam do końca w bardzo krótkim czasie, z ogromnym zainteresowaniem, pomimo licznych stronnic. Książka przedstawia wydarzenia dziejące się w Lichotce i związane z jego mieszkańcami (jak obyczajówka lub telenowela), ale niektóre sytuacje znajdują rozwiązanie wręcz przez przypadek w ciągu dalszej lektury, co zmusza czytelnika do chłonięcia kolejnego rozdziału, aby rozwiązać zagadkę.

Z minusów muszę jednak powiedzieć, że pewne opisy są zbyt przesadzone. Autorka ma skłonność do niebanalnych sformułowań, co jest urocze i oryginalne, ale gdy zdarza się czasowo, a nie przez kilkaset stron. To bywa męczące. Nie raz, nie dwa również buduje swoje dowcipkowate wypowiedzi, jadąc ostro po stereotypach, powielając je (jak w przypadku grubej i starej panny zakochanej w Konradzie). Niekiedy te żarty wydawały mi się niesmaczne. Dziwne, bo w "Oczach urocznych" oraz w "Małym Lichu" i serii wrocławskiej (zupełnie nowe postaci, na szczęście) nigdy nie miałam takiego problemu, z chęcią czytałam każdy fragment, zachwycając się. Czyżby moja miłość do Kisiel zaczynała blaknąć?

Ogólnie jest więc to opowieść przeładowana najróżniejszymi postaciami, pojawiają się co rusz nowe, czytelnik nie może się nudzić. W tej serii jedynie Licho wydaje mi się bohaterem zbędnym i przynudzającym, lepiej wypada w swojej serii. Z najlepszych na pewno Krakers - każdy chciałby mieć go w swojej kuchni, spiżarni czy piwnicy, prawdziwa gosposia. Do tych wkurzających zapewne należy duch Szczęsnego, ale nie można powiedzieć, że nie jest to osoba bardzo rozbudowana, z różnymi wariacjami na temat i poza nim. Znowu ogólnie wolałabym niektóre fragmenty ominąć, jak np. Szczęsny przebierał się w krótkie spódniczki, aby znaleźć swój styl (pisarski chyba albo ten egzystencjalny). Jak wspominałam, niekiedy miałam problem ze swoją kisielową miłością. Należy jednak przyznać, że to jednak seria o dożywociu stanowi debiut autorki. Jeśli więc dalsze jej powieści oceniam lepiej, to może znaczyć, że się rozwija i pracuje nad swoim pisarskim tonem, a to muszę docenić.

Czyli ostatecznie szybko sięgnęłam po kolejny tom i przyznałam już, że z ogromną ciekawością pochłonęłam książki Kisiel. Nie uważam, by "Dożywocie" było pozycją najlepszą, ale z drugiej strony to z tego tomu wywodzą się wszystkie postaci, jakie potem pojawiają się w pozostałych tomach tej autorki, często chwilowo. Nawet duch Szczęsnego zakradł się do serii "Małego Licha", wkracza tam również Oda z "Oczów urocznych". Jeśli więc ktoś lubi zwariowane historie, trochę obyczajowe, a trochę (lub nieco bardziej) fantastyczne, to warto sięgnąć po tą książkę. Jeżeli zamierzamy czytać więcej pozycji od Kisiel, "Dożywocie" będzie stanowić bazę, od której musimy zacząć.

Także tego... Powodzenia w czytaniu i nie gubcie się tam tak jak ja!

poniedziałek, 28 marca 2022

Przystanek CXXIX: Małe Licho I Kisiel


Autor: Marta Kisiel
Tytuł: Małe Licho i tajemnica Niebożątka (tom I)
Wydawnictwo: Wilga
Rok wydania: 2018
Ilość stron: 206
Gatunek: Literatura dziecięca (w teorii)
Ogólna ocena: 10/10
Czy wnerwiła Kocyk? Kocyk zadowolony, udaje, że ma skrzydła i próbuje sfrunąć z wersalki <bezskutecznie, powiadam, ciężki przypadek>


Dzisiaj nastąpił taki powrót do korzeni. Po drodze bowiem zgubił się tom I z przygodami małego Licha. Do tej serii mam sentyment, w ogóle do tej autorki, dlatego za jej lekturę zabrałam się tak ochoczo, mimo że przecież jest bardziej przeznaczona do dzieci, zawiera obrazki i takie tam. Sentyment, powiadam.
 

O tym tajemniczym aniołku Lichu, uczulonym na pierze i uzależnionym od sprzątania mogłabym się rozpisywać latami, szczególnie teraz, gdy coraz więcej o nim wiem. Licho pochodzi z innej serii (Dożywocie) i dorobił się własnej, która obecnie liczy sobie cztery tomy (do których też się dobiorę). Ważne jest jednak, gdy jesteśmy starszym czytelnikiem, by zaczynać od wspomnianej serii (Dożywocie) i iść po kolei (czy nie tak, jak ja), a potem dojść do małego Licha (ale jeśli jest się dużo młodszym czytelnikiem, Dożywocie może być za ciężkie). Rozwiązuje ten system sporo kłopotów ze zrozumieniem pochodzenia i w ogóle jestestwa poszczególnych postaci i stworów, co naprawdę ułatwia sprawę.

 
Wreszcie można przejść do fabuły. Cała sceneria rozgrywa się w zaskakującym domu, w którym wszystko jest nie tak, jak trzeba, ale to akurat żadnemu z domowników nie przeszkadza. Ludzie żyją ze stworami i mają inne problemy. Małe Licho w tej serii zaczęło opiekować się chłopcem Bożydarem (określanym częściej jako Bożek lub Niebożątko) i nie ma łatwo, szczególnie teraz, gdy wspomniany wybiera się do szkoły. To pierwsze zderzenie świata niezwykłego znanego mu od dziecka w domowym zaciszu ze zwykłym światem ludzkim jest tematem całej lektury.

Pojawia się więc masa niebanalnych problemów ze zrozumieniem u kolegów Bożka, kim jest dokładnie tej jeden ze skrzydełkami, ale także te natury bardziej psychologicznej, jak potrzeba akceptacji, zrozumienia, przyjaźni. Tajmnieca chłopca kontra świat. Nie jest to jednak kwestia ukrywania siebie lub wnętrza własnego domu, a próba pogodzenia dwóch różnych spojrzeń i stylów.
 
Można więc powiedzieć, że dla dorosłego czytelnika nie dzieje się tu nic szczególnego, to dzieci będą mogły odnieść opisaną sytuację do własnego życia, a jednak chodzi o styl pisarki, o jej nietuzinkowy humor, prowadzenie dialogów, opis sytuacji. Wszystko zdaje się niezwykłe, inne, czasem przesadzone, ale w swój swoiski sposób. Seria o Lichu jest więc skierowana do dzieci, ale także do fanów Dożywocia, chcącymi poznać dalsze losy ich wybiórczych postaci.
 
Ja osobiście uwielbiam.

  

piątek, 25 marca 2022

Przystanek CXXVIII: W pogoni za rosyjskim Denson

 

Autor: Bryan Denson
Tytuł: W pogoni za rosyjskim szpiegiem. Z akt FBI. Tom 2
Wydawnictwo: Akapit Press
Rok wydania: 2022
Ilość stron: 142
Gatunek: Reportaż
Ogólna ocena: 5/10
Czy wnerwiła Kocyk? Kocyk ma kryminał na co dzień, więc takie sensacje go nie dotyczą


Dzisiaj na tapecie coś poważniejszego i dosyć na czasie - rosyjscy szpiedzy. W zasadzie jeden z nich. Książka ciekawa ze względu na temat, ale też specyficzna, nie dla każdego. Swoją formą przedstawia bardziej rozbudowany artykuł niż zwyczajną pozycję dostępną na rynku (w zamyśle miała być stylizowana na powieść). Z drugiej strony brak jest w niej niepotrzebnych wynaturzeń, pojawia się jednak nadmiar faktów. Z tego, co czytałam w notkach od autora, pozycja ta wymagała przebrnięcia przez masę akt, wydanych dzieł oraz czeluści internetu (część akt jest wciąż zastrzeżona, a część kompletnie otwarta, dostępna w sieci), dlatego popieram tak potężny research i nie spoglądam na to małe dziełko z takimi wątpliwościami i hejtem. Doceniam, że był to szmat dobrze odrobionej lekcji.

Pierwsza część cyklu akt FBI (Unabomber) dotyczyła posukiwań terrorysty, zagonionego w końcu do górskiej kryjówki. Drugi tom opisuje natomiast historię kogoś innego - wsadzenia za kratki rosyjskiego agenta CIA, Aldricha Amesa. Była to próba jak najbardziej szczegółowego odtworzenia jego poczynań po sowieckiej stronie mocy, wpływ rodziny (Rosario to dopiero kobieta!), ustalenie powodów ten zdrady (USA na rzecz Związku Radzieckiego). Do niewielkich przecież rozmiarów książeczki dołączono życiorys tego agenta, zdjęcia ze sprawy (specjalna grupa FBI śledziła każdy krok Amesa), słowniczek ważniejszych osób i wydarzeń, słowem - wszystko, co się dało. Miało to na celu zebranie jak największej ilości materiału oraz porządne rozeznanie dla czytelnika.

Ostatecznie nie powiem, nie zanudziłam się przy tej lekturze (zbyt szybko się przecież zakończyła), ale na końcu miałam do niej pewien stosunek abiwalentny. Z jednej strony podziwiam niesamowity research, jaki dokonano przy tej pozycji, z drugiej... nikt nie zechciał wspomóc autora przy formie tego reportażu (ktoś go tak nazwał, mimo że pojawiają się wyobrażone dialogi grup specjalnych itd.). W konsekwencji czyta się całość dość trudno, a że mamy do czynienia z pozycją zagraniczną, z realiami amerykańskimi - trudno by było, aby czytelnik wczuł się w jej lekturę z wypiekami na twarzy. Jak mówiłam, nadmiar faktów aż kole w oczy, nie ma żadnych momentów rozładowujących to napięcie, mimo że przecież pojawiają się zbawienne dialogi oraz podział na rozdziały. Nie powiem, jeśli ktoś interesuje się podobną tematyką, pochłonie tę książkę na pewno z wielką uwagą, dla mnie osobiście nie była to wielka przygoda. Podobał mi się jedynie króciuteńki wstęp mówiący o tym, że obecna polityka wciąż rozgrywa się z dala od naszych oczu, dzięki działalności szpiegów. Uważam, że ta myśl powinna być bardziej rozwinięta, ponieważ wiele wnosi do aktualnych spraw globalnych. A tak? Jeden wycinek z dziejów został nader mocno opisany (zresztą, zgodnie przecież z zapowiedzią w tytule, nie ma co się dziwić), ale pojawia się niedosyt. Potrzebne było odwołanie do szerszego pojęcia, aby lektura ta nie zginęła w czeluści innych podobnych, moim zdaniem właśnie tego zabrakło najbardziej. Koniec końców uważam, że był to zupełnie niewykorzystany potencjał, stąd niższa ocena za tę książkę. Jest poprawna, korekta wspaniała (choć budynki jakoś tak zawsze pojawiając się w fabule w nocy "pod sierpem księżyca", odwołując się do wiszącego niebezpieczeństwa), ale uważam, że nie w takiej formie książka ta powinna zostać wydana. Autor tyle się natrudził, a wydawnictwo praktycznie olało (przede wszystkim amerykańskie).

I teraz taki problem... Okazuje się, że tak to wygląda, jeśli zredukujemy w książce opartej na faktach fabułę do minimum. Po drugiej stronie skali leżą sterty pozycji, w której dzieje się odwrotnie - to fakty zostają zredukowane do minumum, a fabuła rozrasta się niczym okropna infekcja (tragiczny przykład to "Tatuażysta z Auschwitz, w którym jest jeden fakt, że "było sobie kiedyś Auschwitz", a reszta to stek bzdur). Co znajduje się pośrodku? No właśnie tak jakoś... nic. Osobiście chciałabym, żeby powstające książki zachowywały umiar i myślały o tym, do kogo są skierowane i co w zasadzie chcą przekazać. Aby czytelnik nie zapomniał o niej wraz z ostatnią stroną lektury, aby coś wniosła do jego życia. Coś, nie musi być wiele, ot, niezbędne minimum.

Czy proszę o tak wiele?

środa, 23 marca 2022

Przystanek CXXVII: Kobiety które czują Kucewicz

 

Autor: Katarzyna Kucewicz
Tytuł: Kobiety, które czują za bardzo
Wydawnictwo: Rebis
Rok wydania: 2021
Ilość stron: 296
Gatunek: Poradnik
Ogólna ocena: 9/10
Czy wnerwiła Kocyk? Oboje z Kocykiem siedzą i rozmyślają nad życiem


Czasami tak rozmyślam o życiu, że czytam o nim. W każdym razie nie mam nic przeciwko coachingowi, czynnemu ani biernemu, uważam to za zdrowe podejście do własnej psychiki. To akurat pozycja charakterystyczna dla konkretnego tematu. Na rynku istnieją powiązane pozycje, tworzące pewien cykl, a pisane przez innych autorów, np. "Kobiety, które martwią się za bardzo" Hazlett-Stevens Holly. Jeszcze się zastanawiam, czy po nie sięgnę.

Z Katarzyną Kucewicz "spotykam się" tutaj po raz pierwszy, ale zaufałam tej przygodzie ze względu na jej szeroki opis zasług zawodowych (psycholog, psychoterapeuta, ciągle czynna zawodowo w renomowanych instytucjach itd.), a nie ze zdjęcia z wnętrza okładki (ciągle nie rozumiem, jak można się fotografować w futrze i finezyjnej pozie do takiej książki). Uf, musiałam to powiedzieć, to mi ciążyło. Nie podobało mi się również to, że zmieniła pozycję do czytelnika już na początku lektury - z cenionego autorytetu przeszła praktycznie od razu do "ja też TO mam". Gdyby pojawiło się przy końcu książki, to byłoby bardziej przekonywujące, a tak uważam, że straciło na przekazie.

Po tą szczególną pozycję sięgnęłam z powodu konkretnego tematu. Spotkałam się kiedyś z terminem OWW (osoba wysoko wrażliwa) i chciałam bardziej go rozgryźć. Doświadczenie to było dla mnie nader ciekawe. Przed lekturą uważałam siebie za wysoko wrażliwą osobę, w jej trakcie okazało się, że wcale taka nie jestem, ale zaczęłam zwracać uwagę na pewne zachowania postaci postronnych, u których uważałam, że np. wykazują się szerokim egoizmem (w sensie, że się myliłam). Dzięki niej rozpoznałam w końcu drugie dno. Wiele także opisanych sytuacji, zachowań czy intencji dostrzegłam u siebie, była to więc idealna wycieczka w głąb siebie. Ta wiedza pomaga w rozwikłaniu niektórych moich cech, o których nie miałam pojęcia lub nie wiedziałam, skąd pochodzą. Dzięki temu można nad nimi popracować.

Co najlepsze w tej książce to to, że można odnieść ją do innych terminów. Czym jest introwertyzm, empatia, nadwrażliwość, osobowość bordeline oraz co nieco o myśleniu psychopatów. To pokazuje różnice między różnymi stanami i pozwala lepiej zorientować się w sytuacji. Dla mnie to było fenomenalne spojrzenie, ponieważ wiele terminów jest po prostu mylące lub za mało o nich wiemy.  

Wrażliwość traktowana jest jako domena kobiet, mimo że mężczyźni również mogą się nią charakteryzować. To nie choroba, to nie skłonność do freudowskiej histerii. Wszystko ma swój powód. To stan, nad którym należy nauczyć się panować, zaczynając od zrozumienia go. Z okładki dowiadujemy się, czego się po lekturze spodziewać i rzeczywiście to właśnie znajdziemy w jej wnętrzu (a lubię, gdy książka zapowiada to, co faktycznie posiada). Wewnątrz jest również test, dzięki któremu możemy się rozeznać w naszej sytuacji. 

Ogólnie uważam, że to dobra pozycja, ale dałam nieco niższą ocenę ze względu na to, że o ile czytelnik dowiaduje się wielu rzeczy na swój temat w bardzo przystępny sposób, to mimo wszystko nie sądzę, by proponowane techniki radzenia sobie ze skłonnościami OWW były wystarczające (przynajmniej dla mnie). Autorka przedstawia OWW jako coś pięknego, co należy traktować jak prawdziwy dar od życia, z podkreśleniem tych dobrych stron, np. zapominając kompletnie, że nadmierne próby analizowania osób i każdej sytuacji często wchodzą w rejon szkodliwych nadinterpretacji, a nie do rozwiązywania zagadek niczym Sherlock Holmes. I mimo że rozumiem takie podejście - spojrzenie na to z lepszej strony, takie ujarzmienie bestii, spojrzenie z góry na sprawę - to jednak nie sądzę, by np. ćwiczenia z oddechu rozwiązywały wszystko (na pewno pomagają, ale nie aż tak). Ostatecznie wygląda na to, że ze wszystkim i tak trzeba iść do psychologa lub psychoterapeuty. To dość smutny wniosek po 300 stronach lektury.

poniedziałek, 21 marca 2022

Przystanek CXXVI: Uśpieni Kołodziejczyk

 

Autor: Beata Kołodziejczyk
Tytuł: Uśpieni
Wydawnictwo: Oficynka
Rok wydania: 2021
Ilość stron: 192
Gatunek: Literatura piękna (w teorii)
Ogólna ocena: 4/10
Czy wnerwiła Kocyk? Kocyk wzdycha rozczarowany, smutny i w ogóle taki jakiś dziwny (ale jutro robimy generalne pranie, może się więc tego obawia)


Wydaje mi się, że mój problem z tą książką polegał głównie na tym, że wiele się po niej spodziewałam. Zresztą, gdy ktoś mi pisze "literatura piękna", to naprawdę nie pozostaję obojętna. Taki gatunek to jednak wyższa szkoła jazdy, a tutaj... Dla mnie ta pozycja nie spełniła wymagań. Być może inni mają odmienne zdanie. Dla mnie to była pierwsza przygoda z panią Kołodziejczyk, laureatką podobno wielu konkursów literackich i mam po tym zdarzeniu mieszane odczucia.

Fabuła jest dość prosta. To swoista autobiografia dziewczyny o imieniu Agata, wraz z sagą jej rodziny (ale na dzieciństwie Agaty się kończy) mieszkającej w Warszawie. Opisywany jako strumień świadomości, jednak z dialogami i z zachowaniem chronologii wydarzeń (tylko przy początku zdarza się retrospekcja). Nie ma tutaj rozdziałów, ale historia podzielona jest na małe fragmenty, dzięki czemu powieść się nie dłuży, inaczej, wydaje się być zawarta w skondensowanej formie. Wszystko podane jest praktycznie bez emocji, jak dane podstawowe, zarysowane "na szybkiego", przez co czytelnik gubi się, kto w jakich relacjach się znajduje. Być może o to chodziło, byśmy się do nikogo nie przyzwyczajali, z żadną postacią (z wyjątkiem Agaty) nie dzielili najmniejszej więzi. 

Wiele tutaj niedomówień i wieloznaczności. To nie jest lektura do szybkiego czytania, na co mogłaby wskazywać taka mała ilość stron (to niewielkich rozmiarów książeczka), temat jest też ciężki. Saga rodzinna (to flagowe określenie, ale myślę, że to tutaj pasuje) zwykle dotyczy osób uwikłanych w ważne wydarzenia, tutaj jest zupełnie inaczej, co stanowi niezwykły eksperyment - mamy do czynienia z odwrotną sytuacją. Patologiczną. Jest tam wszystko, m.in. nadużywanie alkoholu, zdrady, romanse, korzystanie z usług prostytutek, molestowanie nieletnich, pedofilia, nielegalne interesy, przemoc domowa (łącznie z pobiciami i zrzucaniem ze schodów). Sama Agata mnie czasem przerażała, mając problem z własną seksualnością, na który to temat złożyło się wiele przedstawionych czynników, a także lgnienie do pięknych kobiet, widzenie w matce zazdrości, gdy ktoś zwracał na nią uwagę, czy... namawianie (zmuszanie?) młodszych dzieci do aktów seksualnych. Trudno opowiadać tutaj o konkretnych wydarzeniach z fabuły. Składają się na nią różne przypadki widziane oczami Agaty, w narracji pierwszoosobowej (nawet gdy tej bohaterki teoretycznie nie ma jeszcze na świecie) i to ona mają za zadanie zobrazować nam uchwycenie całości problemu, pozostawiając czytelnikowi szerokie pole do nadinterpretacji poszczególnych zdarzeń.

Muszę powiedzieć, że czytając opis z okładki uchwyciłam kilku nieporozumień (jakby powieść zmieniła formę przed ustanowieniem tego opisu). Według autorki historia ta może się zacząć zupełnie inaczej, w różnym momencie, w całkiem zwyczajnej rodzinie. Akurat przedstawione postaci nijak się z tym moim zdaniem nie łączą. W tej rodzinie zebrano całą masę patologicznych możliwości i nagromadzono je do granic. Wręcz "przegromadzono". Może to przytyk, który nie ma idealnego podłoża, w końcu nie ma wątpliwości, że np. alkoholizm w rodzinie powoduje kolejne choroby i patologie. Koło się kręci, nic się nie kończy. Rzedko jakaś osoba rezygnuje z takiej formy życia (choć oczywiście się to zdarza). Czytamy również, że Błażej odkrywa ciało powieszonej ciotki, co też nie do końca było prawdą i nie od tego zaczęła się fabuła.

Uważam, że tytuł jest najmocniejszą stroną tej pozycji. Rodzice głównej bohaterki często drzemią w fotelu, pojawia się również łóżko, stanowiące pewien znak tego życia (zawsze niepościelone, zawsze przygotowane do użycia). Ojciec po brutalnym pobiciu ciężarnej żony zasypia. Wydaje się, że ta rodzina tak naprawdę nie żyje, większość z nich nie pracuje, przechodzi przez życie, po czym znika. To stwarza wiele szans na różne interpretacje, także ostatnia scena książki, w której sklep stanowi znak dla głównej bohaterki, która nagle pozbywa się złudzeń. Być może przestaje być uśpiona. Budzi się, uświadamiając sobie, że ona postąpi inaczej. To byłaby jednak zbyt optymistyczna wersja zakończenia, nie pasująca do formy tej książki, a jednak taka przyszła mi do głowy. Świat dziecka wychowany na wybrakowanych zasadach - na takich zasadach - nie prowadzi do niczego dobrego. Agata cięgle lawiruje między tym, co zdaje się jej właściwe, a tym, co wpojono jej poprzez wychowanie. Zwykle tą walkę przegrywa.

Pomimo tematu, a szczególnie jego ujęcia, mam opory do zaliczenia tej książki do grona "literatury pięknej". Jeżeli czytelnik spodziewa się luźnej lektury, to nie, niech po nią nie sięga, ponieważ to książka wymagająca, ciężka, nie zdarzają się ciepłe momenty, wszystko stanowi część manipulacji, prowadzi do nielegalnych biznesów lub przemocy. I przy tym trzeba zdać sobie sprawę z faktu, że w odróżnieniu do powieści "prawdopodobnych", a obfitujących w hardcorowe sceny przemocy, pod bujnymi hasełkami "na faktach", to jednak "Uśpieni" stanowią bardziej prawdziwą formę przedstawienia świata - albo raczej półświatka - o którym często zapominamy, a który istnieje przecież obok nas. Gdybym miała polecić komuś coś prawdziwego, to z całą pewnością zapodałabym właśnie tę książkę.

Należy zaznaczyć, że dla mnie ta pozycja nie spełniła wymagań, mimo że znalazłam w niej parę plusów. Pozostaje zbyt chaotyczna, jednostronna, ciężka, przeładowana patologią. Nie jestem osobą, która poszukuje "happy endu" w każdej historii, ale tutaj byłam nią przytłoczona. I zaznaczę, że nie chodzi tutaj o moją emocjonalność - czytam zbyt wiele na temat KL Auschwitz, także wspomnień i jakoś żyję, nie mając takiego wrażenia. A przy "Uśpionych"? Zmęczyłam się samym czytaniem, mimo że rozkładałam tą lekturę na wiele odczytań.

A co Wy myślicie?

czwartek, 17 marca 2022

Przystanek CXXV: Awaria uczuć Kruszewska

 

Autor: Joanna Kruszewska
Tytuł: Awaria uczuć
Wydawnictwo: Replika
Rok wydania: 2020
Ilość stron: 344
Gatunek: Obyczajowa, romans
Ogólna ocena: 3/10
Czy wnerwiła Kocyk? Kocyk tylko kręci głową, nie komentując, po czym wychodzi po mleko i nie wraca


Dobrze wiemy, że na rynku dostępne są książki dobre i nie. Ta trafi niestety do tej drugiej grupy. Zaznaczam jednak, że jest to moja osobista opinia i nikt nie musi się z nią zgadzać (a nawet zachęcam do niezgadzania się). Dodam, że pod względem językowym nic złego się nie dzieje, wydarzenia następując po sobie w logicznej całości, nie wkracza tam żaden różowy jednorożec, co rusz zarzucając tęczową grzywą. Pod tym względem to przemyślana forma, wydawnictwo też się sprawdziło.
Ale coś z tym jednorożcem było jednak nie tak. Bo owszem, na okładce mamy napisane, by spodziewać się lektury "ciepłej i optymistycznej", pozbawionej "cukierkowej słodyczy", a jednak... właśnie do niej dochodzi. Owszem, życie głównej bohaterki - Matyldy - początkowo dostaje bzika i wywraca się do góry nogami, ale zaraz - w zasadzie natychmiast - staje się oazą tęczy i wspomnianych różowych jednorożców. Do mnie to nie przemawia, ale rzeczywiście, gdy to przemyślałam, może być to fantastyczna lektura dla osób, które chcą po prostu czegoś pozytywnego, posłuchać słodkiej historii, która rozwija się zawsze kolorowo, pełna jest dobrych serc, matczynych drożdżówek i idealnych zwrotów akcji, gdzie zło nie ma dostępu lub odbija się od głównej bohaterki, nie niszcząc jej. Jeśli ktoś pragnie zaglębić się w przesłodkiej historii z jeszcze słodszym zakończeniem - tak, to książka dla niego. A raczej: dla niej. To literatura kobieca, więc szczerze wątpię, by jakiś facet się w niej zagłębiał.
Ale do rzeczy. Bo o czym ja w ogóle mówię, łamiąc złotą zasadę porządku recenzji? Jak wspomniałam, o Matyldzie, która wiedzie spokojne życie po trzydziestce, stabilne, w nieźle płatnej pracy z szykującym się znacznym awansem. Ma też faceta i stado koleżanek oraz ciepły dom rodzinny. Dalej niestety nie obejdzie się bez SPOILERÓW, więc jeśli ktoś zamierza rozpocząć tę lekturę, proszę ominąć ten akapit. Nagle wszystko traci: pracę, koleżanki, faceta (wyjeżdża na staż zagraniczny, teoretycznie się nie rozstają, ale w sumie tak), zostaje jej tylko rodzina, do której wraca. I tutaj zapada granica, bo od tego momentu wszystko jest cukierkowate (a miało być bez tej "cukierkowej słodyczy", przypominam): chmara facetów ugania się za ciężarną Matyldą, zdobywa pracę marzeń w cudownym otoczeniu, odgrzebuje starą przyjaźń (która to osoba rozwiązuje połowę jej problemów życiowych, btw), poprawia stosunki z rodziną, a na końcu wreszcie zdobywa super ojca do dziecka. Tęcza wyskakuje z każdego kąta, aż bałam się obejrzeć. Najbardziej nie mogłam zrozumieć, że każdy chłop, jakiego poznała, chciał Matyldę od razu ciągnąć do ołtarza (a nie przynajmniej najpierw do łóżka), bez przerwy wodził za nią rozmarzonym spojrzeniem zakochany po kostki, a fakt o ciąży im jakoś tak dziwnie umykał. Czasami wydawało mi się, że to jakiś alternatywny świat i Matylda obudzi się w szpitalu z pękniętą głową po wypadku.
Bez spoilerów. Żeby nie było, ja naprawdę rozumiem, że czasem życie układa się idealnie  (nie, wcale tak nie myślę), jest po prostu różnie, ale jeśli ktoś mnie na okładce pyta retorycznie: ojej,  "jak Matylda poradzi sobie z przeciwnościami losu?", to spodziewam się tych przeciwności losu, z którymi ona walczy, a nie, że wszystko przychodzi do niej ot tak, jak za pocałowaniem magicznego dżina prosto w zadek. Brakowało mi trzeźwego spojrzenia, stąd nadałam jej określenie cukierkowej obyczajówki, której niestety nie kupuję.
Czepiam się? Doprawdy, bardzo możliwe. Głównym zamysłem książki było to, że nawet jeśli wszystko sobie w życiu dogłębnie zaplanujemy i będziemy się starać unikać jakiegokolwiek ryzyka, to i tak może się zawsze znaleźć coś, co nam to radykalnie zmieni. Że może siedzimy w czymś uważając się za szczęśliwych, a dopiero potem jakieś wydarzenie pokazuje nam, że wcale tak nie jest. True story, bro. Pomysł więc na książkę uważam za stosowny (by nie powiedzieć, że dobry), jednak wykonanie mnie nie satysfakcjonuje. Kompletnie. Brakowało mi realizmu, wszystko przewidywalne do cna, a tłumaczenie, że miało być po prostu mega "pozytywnie i ciepło" nie wydaje się dobrą wymówką. Nie jest nią przynajmniej dla mnie. Gdyby posiadała głębie, dałoby się nią lepiej ocenić. A tak? Zapomniałam o czym była zaraz po zakończeniu lektury.
Bo o czym ja w zasadzie mówiłam?

środa, 16 marca 2022

Rozkład jazdy

Cześć Robaczki!


Dzisiaj obiecana rozpiska przyszłych recenzji. Powinny pojawiać się do dwóch dni na stronie.


Cora Reilly „Złączeni honorem”

Linda Kage „Cena pocałunku”

Aly Martinez „Walcząc z ciszą”

L.A. Fiore „Bestia. Przebudzenie Lizzie Danton”

K. H. Haner „Drwal. Miłość, która narodziła się z natury”

Christy Carlyle „Książę zmienia wszystko”

Grace Burrowes „Przeznaczeni miłości”

Julie Kagawa „Żelazny król”, „Żelazna córka”, „Żelazna królowa”

Marta Kisiel „Dożywocie”

Marta Kisiel „Siła niższa”

Marta Kisiel „Pierwsze słowo”

Marta Kisiel „Małe Licho” tom I -> tak, uzupełniam braki

Katarzyna Kucewicz „Kobiety, które czują za bardzo”

Jakub Ćwiek „Kłamca”

Holly Black „Dlaczego król elfów nie znosił baśni?”

Jeff VanderMeer „Ujarzmienie”, „Ukojenie” -> kontynuacja "Unicestwienia"

Joanna Kruszewska „Awaria uczuć”

Bryan Denson "Za akt FBI. W pogoni za rosyjskim szpiegiem"

Beata Kołodziejczyk "Uśpieni"

Magdalena Kubasiewicz "Gdzie śpiewają diabły"

Martyna Raduchowska "Fałszywy Pieśniarz" 


Będzie się działo!

wtorek, 15 marca 2022

Przystanek CXXIV: Złoty płatek śniegu Mirek


Autor: Krystyna Mirek
Tytuł: Złoty płatek śniegu
Wydawnictwo: Luna
Rok wydania: 2021
Ilość stron: 318
Gatunek: Obyczajowa
Ogólna ocena: 9/10
Czy wnerwiła Kocyk? Kocyk gapi się przez okno i ciągle wzdycha, nie mam serca mu powiedzieć, że śniegu już nie będzie… tym bardziej złotych płatków


Nie należę do osób zaczytujących się jakoś specjalnie w obyczajówki, ale że zalegało mi sporo takich lektur na półce, to chcąc-nie-chcąc, trochę się w te sprawy zgłębiłam. Mam też babcię, wierną czytelniczkę wszelakich pozycji, która podsuwa mi część pod nos. Tak, abym się należycie rozerwała.

A już ci!

Krystyna Mirek? Dla mnie to pierwsza przygoda z jej książkami, ale wiem – słyszałam od źródeł, którym nie mogę ufać, hehe – że stała się bardzo poczytna, do tego wydaje się płodna na miarę Kinga. Popełnia też różne gatunki, na co ja zwykle patrzę nieprzychylnym okiem, ale cóż, nie poznałam ich, między innymi kryminały, thrillery, publicystyka, literatura piękna… Nooo, zebrało się. Koniec końców ponad dwadzieścia pozycji. Dosyć sławna ostatnio, więc pewnie niejeden o niej słyszał.

Dzisiaj na tapecie książka, którą czyta się w szczególnym czasie. Śnieżnym czasie. Więc korzystając z tego, że w niektórych częściach Polski wciąż jeszcze jakieś płatki tam szybują z nieba, rzucam się z jej recenzją.

Kompletna magia świąt. Ludzie się zmieniają, serca rosną i w ogóle jest tak pięknie i kolorowo – w każdej świątecznej książce tak będzie, ale ostrzegam, że nie każda mikrohistoria w tej fabule kończy się tak dobrze. Dzieciątko, Mikołaj, Gwiazdka czy choinka – co do tego ma jakieś drzewko, kurka wodna?! – nie ma takiego infantylnego wpływu, nie czynią cudów niecodziennych, tylko na miarę ludzką. To mi się właśnie podobało. Nadzwykłość w zwykłości. Na tym polu jedynie ten złoty płatek wydał się tak niemożliwym. Prawdziwa obyczajówka, jednym się powodzi, a innym niekoniecznie. Samo życie, nerdy!

Poznajemy trzy historie, pojawiające się w narracji pierwszoosobowej wymiennie z innymi wątkami, które łączy jedno wydarzenie szkolno-szpitalne (dosłownie) – balowa zbiórka charytatywna na cele szpitalne (ale dla niektórych kończy się faktycznie szpitalem). Nie zdradzę nic ponadto, co znajdziecie z tyłu okładki (przynajmniej się postaram). Jedna dotyczy nastoletniej Julki zakochanej w starszym (choć nie aż tak przecież) studencie i nieco bezmyślnej przygodzie na podłodze hotelu (okaże się, że podłoga ma w tej książce wiele znaczenia, jeśli dochodzi do zbliżeń) oraz jej bogatym rodzicom, nieszczerych lub szczerych intencjach itd. Mnie się osobiście ta część nie podobała, bardzo cukierkowa, a chłop zakochany jak skała (ok, nie oceniam). A dziewczyna? Bardzo zahukana, momentami wkurzająca, ale rzeczywiście, możliwa życiowo.

Druga dotyczy trójki przyjaciół z dzieciństwa, Jowity, Ignacego i Adama, którzy zawodowo rozwijają się pod niebo (pani burmistrz, amerykański biznesman i dyrektor szkoły), ale ich życie uczuciowe pogmatwane jest w dziwną stronę (trójkąt miłosny przez niezdecydowaną kobietę), które postanawiają w końcu poukładać. To najmocniejsza część, ale strasznie zagmatwana, a jej tajemnice odkrywane są stopniowo. Trzecia historia łączy się z tą drugą – Lidka, która beznadziejnie zakochała się w jednym z tego trójkąta, jest to jej pierwsze zauroczenie po byłym, który „zostawił” jej dziecko. Spełnionej mamy, ale niespełnionej kochanki. Poznajemy jeszcze postronne osoby i ich dylematy. Najbardziej przemyślaną osobą stanowi według mnie Adam (dyrektor szkoły). Wręcz anielsko opisany od początku fabuły, na końcu trochę traci na tej niebiańskości (uważam to za pozytyw), a najbardziej denerwująca – Jowita. Niezdecydowana pani przy władzy, ulizany kok, władza pełną gębą, kompletnie mi nie leżała. Stanowiła dla mnie po prostu odsłonę negatywnego bohatera, co dla książki wcale nie było takie złe. W ogóle autorka była kiedyś nauczycielką, więc temat szkoły wyraźniej się tutaj rysuje (zadania szkolne, oczekiwania dyrektora, rada rodziców itp.). Tak, szkoła to tutaj bardzo żywy temat, mimo że nie wszystko dzieje się w jej murach.

I tak jak wspominałam na początku, ja i obyczajówki średnio się dogadujemy, ale prawda jest taka, że pani Mirek na tle tej reszty mi poznanych, wybija się ponad miarę. Żeby nie było, wciąż jest to lektura naiwna, ale nie aż tak. Nie ponad miarę, zachowuje jakieś ramy normatywne i za to po prostu muszę chwalić. Został zachowany zdrowy rozsądek, co ładnie da się zauważyć szczególnie po grudniowym harmidrze (znowu klaskam). Niektóre historie kończą się „sweetaśnie”, a inne nie, bo takie jest właśnie życie. Z minusów muszę powiedzieć, że niekiedy pojawia się słowotok, ale da się przeżyć. A do wydawnictwa – cholera jasna, skupilibyście się na tej korekcie, co? Trochę błędów znalazłam, głównie literówek i znikających wyrazów. Za dużo jak na takie wydawnictwo!

Czy polecam? Tak. Dla tych, co nie przepadają za obyczajówkami, a potrzebują luźniejszej lektury, to niech chwytają. Dla obyczajówkolubców? Na pewno, niech bierą. Pozostali? Nooo, zależy, kto pyta o zdanie. Ogólnie jednak faktycznie polecałabym na święta, kiedy sporo rzeczy się wybacza, nie wszystkie błędy są takie wyraźne, a oczy same szklą się na wspomnienie świątecznej choinki.

Tak w ogóle – słyszał ktoś o książkach z magią świąt Wielkanocnych? Bo ja jakoś nie…

poniedziałek, 14 marca 2022

Przystanek nowo... roczny?

 Kochane Robaczkusie!


Przez bezmała rok (Wielkanoc tak szybko znowu?!), sporo się u mnie pozmieniało, ale nie będę się tu uzewnętrzniać (chyba że na danych lekturach). Bardzo długo nie było czasu na czytanie mniej formalnych książek, ale obecnie mam się czym pochwalić, dlatego - BLOG PONOWNIE RUSZA DO AKCJI!


Także pobudka, pobudka, BUDZIMY SIĘ DO ŻYCIA! I żeby nikt nie miał wątpliwości, to są duże litery - DUŻE LITERY - skierowane do mnie, abym się nie opie... ehm... szała i wystawiała recenzje regularnie, a nie z dużym opóźnieniem. W zasadzie więc piszę sama do siebie. Dziwne... Ale w sumie to nie jest normalny blog, więc czemu nie. Każdy zyskuje prawo mnie pośpieszać.


Dlatego od dzisiaj istna masakra - będą łzy wzruszeń, hektolitry potu, studi obgryzanych paznokci, agresja wyładowywana na przypadkowych członkach rodziny, walenie głową o stół, śmiechy-chichy, liczne i zaskakujące zwroty akcji, ach, emocje wezmą górę!



W następnym poście - ehm, przystaneczku - pojawi się spis książek, który codziennie będą miały swoje pięć minut. Jak emocje ze mnie ujdą, to pojawi się także recenzja ostatniej przeczytanej przeze mnie książki, która mnie tak dramatycznie wkurzyła, że ło-ho-ho!


Wszystkim wiele dobrego!

Do przeczytania!