sobota, 23 listopada 2019

Przystanek LXXIII: Alicja w krainie Showalter


Autor: Gena Showalter
Tytuł: Alicja w krainie zombie (tom I Kroniki Białego Królika)
Wydawnictwo: Mira
Rok wydania: 2013
Ilość stron: 512
Gatunek: Fantastyka, literatura młodzieżowa, romans
Ogólna ocena: 1/10
Czy wnerwiła Kocyk? Tak, Kocyk nie wytrzymuje <wychodzi z siebie i staje obok> 

Źródło: znak.pl

Wydaję się, że po tylu latach absurdu powinnam się już nauczyć, że: a) nie ocenia się książkę po okładkach, według myśli: "Jakie ładne, biorę!", tylko po recenzjach, opisie z tyłu, fragmencie lub innych opiniach, ewentualnie znakach widocznych na niebie w formie piorunów czy klęsk żywiołowych, b) odwołania do "Alicji w Kranie Czarów" są zwykle chwytem marketingowym i należy się takim obiektom głębiej przyjrzeć, jeśli już się nam oczka świecą, aby się fatalnie nie rozczarować, c) tak w ogóle może byś olała już te książki, zaoszczędziła grosza i zajęła się swoim życiem, aktualnymi wydatkami i w ogóle, wiesz, big ogarniacz please.

Rzecz jasna wciąż nie stosuję się do żadnej z powyższych sugestii (Kocyk nazywa to chorobą książkogromnią), ale nie było to zbyt odkrywcze.

Jeśli chodzi o rzecz ważniejszą, czyli o ten twór powyżej - nie mam pojęcia, co kieruje życiem wydawniczym, ale oni również nie kierują się jakimiś normalnymi zasadami - to nie mam pojęcia, co się wydarzyło, ale moim zdaniem jest to zapowiedź przyszłych tragicznych wydarzeń na rynku książkowym. Kryzys. Dlaczego to w ogóle wydano? Kto to miał czytać i czemu to miało służyć? Lepiej już było zrobić z tego papier toaletowy, przynajmniej byłoby to taniej i z korzyścią dla przyrody. Książka przez ponad 500 stron bazuje głównie na tym, że odnosi się w mniejszy lub większym stopniu do wspomnianego klasyka, a prócz zombie - jeden na krzyż i to gdzieś daleko - nie ma w niej nic godnego uwagi. Jedynie to trzymało mnie przy życiu, pardon, przy lekturze. Bohaterka nijaka, wkurzająca - schematyczna postać biadolącej dziewczynki, która przeżywa swą pierwszą miłostkę - do tego autorka pokusiła się o wymyślenie jakiejś szczególnej klątwy (jej ojciec widział zombie), łączącą naszą "nową" Alicję z przeznaczeniem, swoistą misją pokonywania zombie. Taka fabuła, że aż Buffy się chowa. I tajemne moce do pokonywania zombie! Tak tylko, by połechtać ego głównej bohaterki, wywyższyć ją ponad wszystko... w sumie to nie wiem ponad co lub kogo? Jeśli by się tutaj pokusić o jakiś sarkazm, szczyptę wisielczego humoru, przynajmniej najmniejszego... ale nie, wszystko na dead poważnie. Do tego Alicja musiała się, kurka wodna, zakochać (tak, jak ona miała na to czas, uciekając przed zombie?), więc w zasadzie wszystko, co dało się uratować w tej książce umarło śmiercią tragiczną. Właśnie, gdzie tu ten tragizm? Alicja szuka na zombie zemsty za śmierć rodziny, a wydaje mi się, że jej celem jest wnerwianie i wkurzanie czytelników (oraz robienie maślanych oczków do Cole'a). Kręci się ona i kręci, jakby miała owsiki i nic z tej jej misji nie wychodzi (a planuje wytępnić wszystkie zombie na świecie - nooo, z takim tempem to powodzenia). Pewnie dlatego powstało sporo tomów na tym jej kręceniu... Ja niestety (taki żarcik) nie zamierzam się przekonywać, co jest w dalszych tomach - w przeciwieństwie do "Czerwonej królowej" - a jest to niski poziom, zaznaczam - w tej książce nie znajduje nic, czego jeszcze bym się chciała dowiedzieć. Nie mam więc do czego wracać. Chyba że chciałabym zyskać powód do popełnienia samobójstwa.

Podsumowując: nie opłaca się. Bohaterka ma tylko ładne imię, ale zachowuje się tak irracjonalnie, a fabuła ciągnie się gorzej niż gluty z nosa, że w zasadzie czytelnik pragnie już tylko popełnić literackie harakiri. Niby są tam zombie, ja lubię zombie, ale nie robią nic szczególnego, są tłem dla nastolatki, na której skupia się fabuła - jej radzeniu sobie z nową sytuacją, miłosnymi rozterkami i udawaniu przed dziadkami, że nic złego się nie dzieje, że jest "normalna", co, nosz kurczę, występuje w co drugiej młodzieżówce! - akcja się wlecze, czasami kompletnie pozbawiona sensu. Nudy, nic odkrywczego. Nie wiem, jaki był cel tej książki czy w zasadzie całej serii, ale raczej nikt się nad tym głęboko nie zastanawiał, wszystkie sposoby myślenia skierowano na kampanię reklamową. Szkoda pieniędzy, nerwów i w ogóle życia. Zmarnujcie je na coś lepszego.

Ale przynajmniej dzięki tej lekturze mam teraz dwa Kocyki. To są jedyne plusy, dlatego jeden punkt.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz