poniedziałek, 19 września 2022

Przystanek CLXXX: Prosto w serce Kosowska

 

Autor: Jolanta Kosowska
Tytuł: Prosto w serce
Wydawnictwo: Novae Res
Rok wydania: 2020
Ilość stron: 376
Gatunek: Romans, literatura obyczajowa
Ogólna ocena: 0/10
Czy wnerwiła Kocyk? A weźcie, Kocyk odpadł jeszcze pierwszej połowie 


Akurat mam jeszcze trochę lektur z "uniwersum", których albo nie rozumiem, albo już w ogóle znienawidziłam, a których krytyką chciałabym się z kimś podzielić. Bo ja naprawdę rozumiem taki gatunek, który nazywa się "romansem" oraz taki, który mianuje się "obyczajówka", tylko... nie rozumiem, czemu po tylu wiekach ich istnienia, wciąż są sztampowate i zwykle wymieszane.

W takich pozycjach główną bohaterkę trafia piorun, życie się jej wywraca do góry nogami, traci swojego faceta, ale zyskuje o niebo lepszego. No i ślub na końcu, zapomniałam. Właśnie w jednym zdaniu (oj, albo dwóch) streściłam z tonę książek. Dlaczego każda z nich to zwykła kalka? Naprawdę nie da się troszeczkę wysilić, by stworzyć coś NAPRAWDĘ dobrego, aby dało się to czytać, a najważniejsze - do tego wracać i polecać innym? A tak mam wrażenie, że rzesze piszarzy cierpią na ostrą depresję, w której "nic nie ma sensu", więc... kserujemy, czyli coś, co nagminnie wynosi się ze studiów. Nie powiem, to nie tak, że wszyscy autorzy są źli, jest ich po prostu zdecydowana większość. Ostatnio przecież chwaliłam Pawlik za to, że kończy swą powieść urwanym tonem - że para poturbowanych przez los postaci stwierdza, że może będą razem, a może nie, ale na pewno siebie lubią i będą się wspierać. Hipotetycznie i z wieloma pytaniami. Taki otwarty układ bardziej mi odpowiada niż ten nagły ślub na "hurra".

A więc Kosowska... To naprawdę płodna autorak, ale niestety (na pewno?) wcześniej żadnej z jej książek nie przeczytałam, jeśli ktoś chce się podzielić wrażeniami z jakiś jej wcześniejszych czy późniejszych lektur, to chętnie wysłucham. Na razie będę się odwoływać wyłącznie do tej części. "Prosto w serce" brzmi jak tytuł filmu (bo był taki z 2007 roku) i powiedziałabym, że niezbyt odnosi się do fabuły, ponieważ główna bohaterka dostała prosto w układ nerwowy, a nie serce. Już mówię, o co chodzi: Hania zaraz wychodzi za mąż, ale dowiaduje się, że prawdopodobnie choruje na stwardnienie rozsiane. Zamiast jednak zrobić dalsze badania, aby potwierdzić tę hipotezę, leci do Francji, poznaje Franzuca i bierze z nim ślub.

Przepraszam, powyżej był spory spoiler, chociaż... przecież i tak nikogo nie zdziwił. Sporo stron zajmuje opis francuskiego życia, tyle że ja np. w ogóle nie odczułam jakiejkolwiek magii, prócz ciągłych "ochów" i "achów" narratorki, które później działały mi już na nerwy. Brakowało mi tego jaja, które kiedyś czytałam we "Włoszkach", o prawdziwym "poczuciu" tego klimatu, a nie opisie, że "tam byłam i strasznie mi się podobało". Aha. Fajnie. I co mnie do tego? Były erotyczne tańce, jak zapowiada okładka, chyba ze dwa czy trzy, tyle że... cudowane w opisie tamtejszego widza. Nie było żadnej erotyki lub zmysłowości, aby czytelnik faktycznie stwierdził "o, fakt, to było gorące". Cudze opinie (te zarysowane w jednym zdaniu, bez konkretności, zwykle w formie szerszego "wow") się nie liczą.

Jest też choroba, jak wspomniałam wyżej. Hania dowiaduje się, że "może" choruje na stwardnienie rozsiane. Może. Bo to tylko taki rzut pewnego gościa, czysty strzał, ale nikt nie zamierza tego sprawdzać. Jak czytelnik miałby w to uwierzyć? I wiadomo, dziewczyna mimochodem dowiaduje się więcej o tej chorobie, czyta i poznaje kobietę, która na to cierpi (w zasadzie na nią "wpada"). Francuz również jej o tym opowiada. Tak więc następuje całkowita moralka na temat stwardnienia rozsianego, w zasadzie podanie całej teorii, którą można przeczytać na wikipedii. Żeby nie było, ja wcale nie trywializuje tej choroby, jest straszna i nikomu jej nie życzę, ale miałam wrażenie - zresztą, to nie pierwszy taki zabieg odautorski, w setkach książek się pojawia - że wykorzystuje ona w pewnym sensie tę chorobę do swoich celów. Nie, bynajmniej nie uważam, że to "szerzenie wiedzy o tym temacie" ani że "to dobry przykład, ostrzeżenie dla innych". Pokiwałabym głową (naprawdę!), gdyby podawano te informacje sensownie, po trochu, a nie nawalić na trzy strony w monogolu jednej postaci i tyle, zaliczone. Sama bohaterka nie ma żadnych symptomów, nie przeżywa żadnych problemów psychologicznych na tym tle, a na końcu oczywiście dowiadujemy się, że jest zdrowa (też w sumie bez badań, więc wtf?!), więc jaki był w tym sens? Jeśli ktokolwiek miał jej współczuć, to niby kto? Równie dobrze mogło się okazać, że ma raka lub choroby serca, autorka całkowicie zignorowała wszystko, co wiąże się z poznaniem przez pacjenta wyroku na życie oraz samej choroby. Skoro Hania była przeświadczona, że jest chora, powinna doszukiwać się u siebie symtpomów, poddać się głębszym przemyśleniom, ale... po co. W obyczajówce może byłoby to ważne, ale nam potrzebny jest romans, z tymi erotycznymi francuskimi tańcami itd. 

No i ten narzeczony... Zapomniałam o nim. Gdy Hania dowiaduje się o swojej "hipotetycznej" chorobie, ten ją porzuca, stwierdza, że nie będzie się z nią żenić, a potem niańczyć do końca życia, potem jednak jedzie po nią do Francji. Aczkolwiek wyrusza tam ze swoją kochanką, więc trudno powiedzieć, czy pojechał za nią czy faktycznie był to czysty przypadek, jak też uważa. W każdym razie oczywiście próbuje Hanię odbić Francuzowi w tym nastoletnim trójkąciku, a Hania (o dziwo) nie ulega. I znowu - ten facet przedstawiony jest jako koszmarne zło, bo to przedstawiciel płci męskiej, który porzuca, zostawia praktycznie przed ołtarzem. A przecież tu chodzi o chorobę Hani - brak poważnej rozmowy między narzeczonymi o tym, jakie są ich opcje, co powinni lub mogą zrobić, zapewnienie wsparcia (którejś z rodzin, choćby słownego) itd. To przecież głębszy temat. Bo o czym świadczy próba odbicia Hani Francuzowi? Narratorka skupia się na tym, jaka to fujarka, zapominając, że pytanie dziewczyny w takiej sytuacji byłoby zupełnie inne. Byli ze sobą blisko, tak? To gdzie przeproszenie, zapewnienie wsparcia (słownego, że nawet jeśli są osobno, to się mogą wspierać), rozmowa o tym, co się stało i co z tym dalej zrobić, a przede wszystkim - co Hania zamierza zrobić ze swoją chorobą. Skoro jej były narzeczony znał kilku lekarzy, dlaczego on ani ona nie poprosił o pomoc? To tylko przykłady, ponieważ na tym polu brak jest jakiejkolwiek, choćby podstawowej psychologii postaci. TO by było bardziej umoralniające niż ten wikipedowski opis choroby jednym tchem, ale, cóż, wymaga mniej pracy i researchu (a był tu w ogóle jakiś?).

O co mi chodzi? Obyczajówka to nie parę kartek o tym, że kogoś trafił problem, choroba czy inne, tylko jak sobie z tym poradził lub nie. Nie powinna kończyć się romansem, nie o to w niej chodzi. W obyczajówce mamy szansę zobaczyć prawdziwe życie, codzienne zmaganie się z problemami zwykłych ludzi, to po prostu musi być okraszone psychologią - rzecz jasna wystarczy podstawowa, to nie elaborat, po prostu z czystą empatią wobec jej bohaterów. Co bym JA czuła? Co by czuł czytelnik? A co otrzymujemy? Stado miałkich postaci, o których zaraz zapomnimy.

Prawdę mówiąc, to ja już zapomniałam. To była nudna lektura, pozbawiona czegokolwiek oryginalnego, ładne to były tylko te wrzosy na okładce. Nijaka bohaterka, za którą nagle zaczyna gonić dwóch napalonych facetów, ciągnących ją do ołtarza, a ona nawet badań nie może załatwić, by sprawdzić, czy jest chora, czy nie. Wybitnie nie na miejscu.

  

6 komentarzy:

  1. Nie dość, że nie mój gatunek, to jeszcze z tego co piszesz mało wciągająca. Zdecydowanie nie dla mnie.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Obyczajowy romans... to faktycznie trzeba chyba po prostu lubić

      Usuń
  2. Też mam wrażenie, że tego typu książki są pisane wg tego samego schematu, dlatego już dawno przestałam po nie sięgać.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Cóż... Też będę musiała przestać. Ale te okładki... za często się na nie nabieram

      Usuń
  3. Dużo dobrego słyszałam i czytałam o książkach autorki. Muszę się w końcu zapoznać z jej twórczością.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Bardzo chwalą klimat powieści, tutaj to francuskie tło. Niemniej może lepiej przeczytać jakąś inną pozycję od tej autorki

      Usuń