środa, 14 września 2022

Przystanek CLXXVIII: Księga żywych Roux

 

Autor: Madeleine Roux
Tytuł: Księga żywych sekretów
Wydawnictwo: Jaguar
Rok wydania: 2022
Ilość stron: 416
Gatunek: Literatura młodzieżowa, fantastyka
Tłumacz: Stanisław Kroszczyński
Ogólna ocena: 3/10
Czy wnerwiła Kocyk? Kocykowi brak słów! 


Chyba powinnam zawęzić swoje czytelnicze podboje... Oto obecnie kolejna książka z nutru literatury młodzieżowej. Nie powiem, miała coś z "Wykreślonego imienia", czyli lektury, którą czytałam baaardzo dawno, a wciąż miło wspominam, taka dawka creepy, trochę thrilleru, a jednoczenie pewnego spokoju, że ostatecznie przecież wszystko skończy się dobrze, bo przecież to młodzieżówka. 

Więc dlaczego narzekamy z Kocykiem? Bo nam się nie podobało. Były obiecanki, a do macanek nie doszło. Tę książkę zachwalano przy wypuszczeniu na rynek wydawniczy jak pierogi mojej babci, śląc "ochy" i "achy" zachwytu, jakie to niepomiernie dobre i nowe, by zaraz po konsumpcji odpaść w niebyt, zapomnieć o tej hańbie. Żeby nie było, ja swoją babcię kocham, jej pierogi jeszcze bardziej (żarcik, kocham cię babciu!), ale one zawsze są dobre, a książki już nie mają takiej właściwości. 
 
Bo wiecie, przenosicie się do swojej ulubionej lektury i przeżywacie na własnej skórze tamtejsze wydarzenia, poznajecie ulubionych bohaterów, wtrącacie się w akcję - czyli mokry sen każdego książkolubca. Co może pójść nie tak! A wszystko. Po pierwsze wrzucamy się w wir książki, której akurat my nie lubimy - nie jest nam znana ani zarysowana, to wymyślona pozycja, dokładnie romans "Moira" - nudna niczym flaki z olejem, do tego okazuje się, że jej treść zmienia się całkowicie, rzecz jasna, na jeszcze gorszą. Moim skromnym zdaniem, gdyby książka chociaż wydawała się podobna do jakiejś lektury, razem z postaciami czy wydarzeniami, to by było coś, a tak? Brniemy na ślepo, słysząc tylko raz po raz: "ojej, tak przecież w książce nie było". Och, naprawdę? To dobrze wiedzieć. Chwilami myślałam, że może taki był właśnie zamysł i jesteśmy ze Scarlett O'Hara (w sensie Moiry), ale fabuła szybko się zmieniła, ponadto... ta była bardziej irytująca niż do czegoś podobna.

No i tekst, że wszystko zmienia się w "przerażający, złowrogi koszmar". Ja nie wiem, ale moim zdaniem potrzeba do tego przynajmniej pewnej dozy śmiertelnych gróźb, jakieś widły, potwory (był tylko jeden), broń palna... A tymaczasem nasze bohaterki (Adelle i Connie, gdyby ktoś chciał wiedzieć) latają po kartach wyimaginowanej powieści, kogoś tam całują, kogoś tam kochają, a ty bądź, kurde, drogi czytelniku, wdzięczny i się bój.

Jakby nie było, to rzeczywiście bardziej romans, ale przykro mi - w żaden sposób nie gotycki, jak głosi to okładka. Skąd taki pomysł?? Ponadto ważna część: dziewczyny spotykają swoją miłość - jedna chłopaka, druga dziewczynę, więc wiecie. Cała książka jest raczej wielką historią tych dwóch dziewczyn - od kłótni, dlaczego w ogóle weszły w tą książkę, próby przyjaźni, odnalezienia miłości, pomysły, aby się wydostać, wielka współpraca i zacieśnianie więzi społecznych. Cóż... to bardziej psychologia, tylko na takim niższym poziomie. OmG, co on powiedział, Dżizas i te sprawy. W dodatku początek książki nie zasadza się na historii tych dwóch, tylko w zasadzie od razu wrzuca nas w tę nieznaną opowieść Moiry, dlatego śledzimy losy Adelle i Connie, w ogóle nie mając pojęcia, czy ona są tak naprawdę tymi przyjaciółkami. Ta akcja właściwa, na którą wszyscy mieli chętkę, rozgrywa się gdzieś w tyle, z boku, najważniejsze mają być dla nas one oraz ich losy ich przyjaźn, ale jest to historia niepełna, jakby ktoś uciął jej głowę i zaczął tworzyć dalej.

I nie powiem, może to moja wina, może tylko ja tak mam, ale ta książka nie wydała mi się jakoś specjalnie zacna. Może ja faktycznie powinnam zamknąć się w literaturze pięknej i tam snuć swoje przemyślenia (nie, tam też mam wiele wątów). Ponadto nie ulega wątpliwości, że to lektura dla ewidentnie młodszych, tylko dla płci zeńskiej i dlatego mogła mi się nie spodobać. No ale... mimo wszystko brakło mi celu i przemyślonego pomsłu na tę pozycję. Bo zaserwowanie czytelnikom, że przeniosą się do (swojej?) ulubionej lektury - a miała być to kwestia najważniejsza, kanwa całej powieści - po czym wrzucenie ich do książki wymyślonej, której fabuły nawet nikt nie opisał było ciosem poniżej pasa. I zakończenie takie... niepełne. Niektórzy mówią, że ma być kontynuacja tej historii, ale na pewno się na nią nie piszę.

 
 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz