wtorek, 20 września 2022

Przystanek CLXXXI: Dziwna pogoda Hill

 

Autor: Joe Hill
Tytuł: Dziwna pogoda
Wydawnictwo: NieZwykłe
Rok wydania: 2018
Ilość stron: 510
Gatunek: Horror, thriller, fantasy
Tłumacz: Marta Guzowska
Ogólna ocena: 7/10
Czy wnerwiła Kocyk? <Kocyk siedzi aktualnie wystraszony pod... kocykiem, odezwie się później> 


Niedługo pojawią się recenzje dwóch książek kulinarnych, bo wciąż sukcesywnie rozwalam kuchnię (ale mają niedługo tanieć materiały na remont, więc kiedy jak nie teraz, co nie?). No to może dzisiaj coś w tym klimacie, czyli horror? Uważam, że oba tematy pasują ze sobą wyśmienicie, szczególnie w moim wykonaniu.


Należę do osób, których horrory przerażają, szczególnie gdy są naprawdę świetnie napisane czy zrobione (to w kontekście filmów). Jakiś czas temu w ogóle nie sądziłam, że da się czytelnika przerazić gorzej od widza w kinie, ale obecnie jestem na etapie wiary i w to. Zresztą, Hilla nie trzeba przedstawiać, on już długo siedzi w tym gatunku (czasami splata weń kryminał lub sięga po komiks, ale to zawsze ten sam klimat) i przeraża co drugiego czytelnika (w sensie pozytywnym). To ceniony pisarz amerykański, syn... Stephena Kinga. Tak, TEGO Stephena Kinga (w rzeczywistości nazywa się: Joseph Hillstorm King), moi drodzy, więc już za młodu powziął gruntowny warsztat na starcie.

Książka składa się z czterech dłuższych opowiadań, które łączy jeden główny wątek - dziwna pogoda, jak w tytule. Oto i one:
- Zdjęcie
- Naładowany
- Wniebowzięty
- Deszcz

Najbardziej podobały mi się dwa, Zdjęcie oraz Deszcz, najgorszy według mnie był Wniebowzięty, takie czyste "WTF"? łączony z "łoezu, skończ już te nudy", opowiadający o facecie, który utknął na chmurze i - powiedzmy to wprost - "rucha" chmurowatą wersję dziewczyny, w której jest zakochany na Ziemi, a dalej filozofuje o swoim nieszczęściu i głodzie. Jak dla mnie.... nie, zdecydowanie, nie. Naładowany to taki typowy męski klimat, podobno łączony z prawdziwymi wydarzeniami gdzieś w Ameryce ze skorumpowaną policją na tapecie, która stara się kryć swoich, nawet gdy strzela do niewinnych. Zakończenie świetne, co mocno zmieniało wydźwięk całości, jednak nie jestem fanką amerykańskich realiów i dlatego nie wkręciłam się w fabułę, niemniej rozumiem, że to poważny temat, który warto poruszać. Niestety, mimo wszystko to opowiadanie akurat w ogóle nie wpisywało się w główny pogodowy temat i wydawało mi się w tej książce nie na miejscu, wsadzonej ot tak, bo jest miejsce i mocno odseparowującej się od stylu reszty historii (a wsadzonej przecież w sam środek, bez pomysłu). 

Powyższą ocenę dyktowałam dwoma opowiadaniami, które mi spasowały, przypominam: Zdjęcie oraz Deszcz. W tym pierwszym facet (miałam problem z określeniem jego wieku, było to dziwne) poznaje tajemnicę pewnego aparatu, który kradnie wspomnienia. Nie powiem, zakończenie nie było satysfakcjonujące i wolałabym inne (mogę zapodać, jakie), ale mieściło się w ramach ogłady, więc spoko. Deszcz też uważam za świetny (pewnie dlatego to pierwsze i ostatnie opowiadanie, by czytelnik był udobruchany i miał dobre wrażenia z całości). Tym razem zasadza się na damskiej bohaterce (i to lesbijce, jak się podkreśla), która goni przez wszystkie wsie, aby poinformować ojca swojej dzieczyny o jej śmierci w wyniku... cóż... deszczu. Deszczu, który składał się nie z typowej wody, a z kryształowych gwoździ. Sam pomysł na fabułę uważam za niesamowity, mimo że wkręcono tam temat sekty, LGBT, Rosjanina-narkomana i mszczącego się gruzińskiego naukowca. Kompletny misz-masz. Ale jakoś przyjemny. Minusem wszystkich opowiadań, i to wielkim, szczególnie w Zdjęciu, były według mnie typowo męskie dowcipy na temat "ruchania" i kobiecych genitaliów. Były obleśne i czasem powodowały przerwanie lektury na żygi, ale może dla męskich czytelników byłyby po prostu rubaszne.

Podsumowując: warto przeczytać z tej książki dwa opowiadania, jedno tam jest na pewno zbyteczne, ale właśnie na tym polegają przecież antologie na obecnym rynku - nie ma gdzie tego wstawić, a, to puszczę pozycję zbiorczą "tekstów, których nigdzie nie udało mi się opublikować" i cyk, kasa się zgadza. Takich zabiegów nie pochwalam. No i nie będę ukrywać, że ta książka jest bardziej przeznaczona dla czytelników, nie czytelniczek z powodu humoru, jaki się tam pojawia, na pewno nie dla młodszych (m.in. sporo trupów). I co tam jeszcze... A, faktycznie wszystkie opowiadania przypominały styl Kinga, więc jeśli ktoś jest jego wielkim fanem, a jakimś cudem przeczytał już wszystko od niego, to może śmiało sięgać po Hilla, czyli następne pokolenie. Ciekawe, czy wnuka też wkręcą w ten biznes, swoją drogą...

No nic. Lektura mnie nie skrzywdziła, więc polecam.



Brak komentarzy:

Prześlij komentarz