czwartek, 15 września 2022

Przystanek CLXXIX: Płoń dla mnie Andrews

 

Autor: Ilona Andrews
Tytuł: Płoń dla mnie
Wydawnictwo: Fabryka Słów
Rok wydania: 2022 (I wyd. 2014)
Ilość stron: 480
Gatunek: Fantastyka, romans
Tłumacz: Dominika Schimscheiner
Ogólna ocena: 5/10
Czy wnerwiła Kocyk? Nawet może być. Będziemy żyć! 


Tym razem to ja się wstrzeliłam - wiedziałam, że pod ksywą "Ilona Andrews" kryje się małżeństwo pisarskie, ale jakoś myślałam, że to polska para, może dlatego, że ostatnio bardzo często natykam się na takie przypadki, że sięgam po zagraniczną literaturę - a tu cyk, autor okazuje się Polakiem pod amerykańską zasłoną. Obecnie mają na swoim koncie naprawdę dużo pozycji, od początku piszą razem.

To jest miłość, nie? Amerykańsko-rosyjska.

Najważniejsze jest tło akcji - świat, w którym genetyka i magia są ze sobą połączone (magia jest dziedzicza), duża jej doza zapewnia władzę i pieniądze. Niejako obok stara się działać Nevada Baylor, prowadząca rodzinne biuro detektywistyczne, ale trzymająca się ledwo na powierzchni, z jakiś powodów zarządzająca nim niby sama. Niestety, dostaje najgorsze zlecenie świata, w którym raczej zginie, ale nie może go odrzucić.

Ogólnie nie mam jakiś złych zastrzeżeń co do tej pozycji. Owszem, wiele sytuacji widziałabym najchętniej w innym kontekście, ale cóż. Najbardziej nie spodobał mi się nastoletni trójkącik rodem ze "Zmierzchu", gdzie Nevada kręci dwóch największych magów świata - Szalonego Rogana oraz... nooo, tego drugiego. Obaj w zasadzie to niespełna rozumu wariaci próbujący zlikwidować świat (Rogan w czasie przeszłym, a ten w teraźniejszym), ale przy tym najbogatszych i najprzystojniejszych. A pośrodku ona, rzecz jasna - wcale nie taka piękna, nijaka, biedna i niewielką mocą, która nie rozwali nawet budki telefonicznej. Stąd połowa książki opiera się na wampiro-wilkołaczych próbach zalewania Nevady erotycznymi propozycjami, także kwiatami i innymi bzdetami.

Dlatego dodaję - mimo że uważa się tę książkę za przykład urban fantasy i broń Boże nie daje dzieciom - to wcale tak nie jest. Ta pozycja (zresztą, podobnie jak pozostałe, szczególnie tymi z Kate Daniels w roli głównej) to typowy romans dla nastolatków, co rzadko się mówi, stawiając ją wyżej i podając dorosłym. Trochę nie wiem, dlaczego.

Nie rozumiałam zbytnio relacji rodzinnych Nevady, ponieważ owszem, wielkich pieniędzy dla siebie nie mieli, stracili ojca (no i w sumie dziadka? Chociaż się o nim nie wspomina), głównego żywiciela rodziny i władzę nad losami firmy detektywistycznej przejmuje... Nevada. Zwykła nastolatka. WTF?! Matka - mocno charakterna była snajperka wojskowa, babcia - mechanik, konstruktor wielu świetnych maszyn, także tych zabójczych. No i tam reszta dzieci, których w sumie nie warto wspominać (spoko, ma jednego brata w tej damskiej składni). Z takim arsenałem nie mogli zbudować dobrze prosperującej firmy?? Nie, lepiej było ją oddać w ręce nastolatki. Babcię jeszcze rozumiem, spoko, co starsza będzie się przejmować ich dziwnym rozkładem sił, ma swoje maszyny, ale chociaż ta matka? Ta się odzywała tylko w sytuacjach, gdy trzeba było nawrzeszczeć czy poszczuć groźbą w stylu "co ja ci nie zrobię", co się nigdy nie ziściło. Naprawdę brakowało mi w tym krzty sensu.  

Podsumowując: dla mnie ta książka była ciekawa głównie pod względem stworzonego świata, jego opisu, dawkowania wiedzy. Magia, którą trzeba ćwiczyć, wzmacniać, poznawać, szkolić (nawet w wojsku), ale i uważać, kiedy i gdzie się ją ujawnia, żeby nie stać się zniewolonym obiektem. Kontrolować przy użyciu różnych metod i zaklęć. Połączenia genetyczne czystej krwi jak w Harrym Potterze i biednych charłaków, którzy snują się między idealnymi bohaterami, zabiegając o trochę atencji. To było naprawdę dobre według mnie.

Minusem był ten romans, słowem nie wspomniany na okładce i przy reklamie, a przecież główna kanwa całej powieści. Nastoletni trójkącik nieco nieokrzesanych typów i rzecz jasna - mocno opanowana pseudo piękność. To sprawiało, że bardziej czytało się to jak młodzieżówka dla nieco starszych dzieci niż science fiction rodem z Fabryki Słów pełnego wymiaru, co było bardzo dziwne, szczególnie dla tego wydawnictwa. Powinna być reklamowana zupłenie inaczej, by nie zdziwić czytelnika w taki sposób.

A może nikt im nie powiedział, o czym to?



4 komentarze:

  1. To teraz jestem w szoku – nie miałam pojęcia, że to pseudonim małżeństwa! A mam na półce kilka książek ich autorstwa. Płoń dla mnie jeszcze przede mną. Jestem ciekawa, jak mi się ten tytuł spodoba :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Rosjanki i Amerykanina ;) Wbrew pozorom sporo jest takich par pisarzy

      Usuń
  2. Generalnie nie lubię wątków miłosnych, więc takie zagrania są dla mnie nie do przyjęcia. A miałam serię w planach...

    OdpowiedzUsuń