sobota, 30 marca 2019

Przystanek XIX: Raven Boys Stiefvater


Autor: Maggie Stiefvater
Tytuł serii: The Raven Cycle
Wydawnictwo: Uroboros
Rok wydania: 2013-2016
Ilość tomów: 4+dodatki
Gatunek: Literatura młodzieżowa, Fantastyka
Ogólna ocena: 10/10
Czy wnerwiła Kocyk? Kocyk pod wielkim wrażeniem! Będzie jeszcze długo

No i zaczyna się podsumowanie mojej ulubionej zagranicznej autorki, Maggie Stiefvater. Nim nie pojawi się jej kolejna powieść (lub kolejne dodatki do poprzednich serii), warto prześledzić dotychczasową twórczość. Zacznę od końca, czyli od najnowszej serii (ostatnim wydaniem są "Przeklęci święci", ale ta lektura jeszcze przede mną).

Blue, dziewczyna z rodziny wróżek, jasnowidzących (nazbyt) ekscentrycznych pań, które ją wychowują czuje się wyobcowana, ponieważ jako jedyna nie ma tego daru (wzmacnia za to widzenie innych). Mieszkają w kompletnie nieznanym miasteczku o nazwie Henrietta, pod adresem przywodzącym na myśl miejscówkę Sherlocka Holmesa (tym razem: 300 Fox Way), z wiecznie dzwoniącymi telefonami, przerażonymi klientami i błahymi wydarzeniami, których przebieg zna każda kobieta w tym domu, za wyjątkiem Blue. W teorii jest zwyczajną dziewczyną, myślącą odmiennie od szerzy szkolnych kolegów, ale z powodu „dziwności” swoich opiekunek, nie ma przyjaciół i jest traktowana inaczej przez całą szkołę. Pracuje, starając się jak najszybciej zebrać pieniądze i pójść na studia i w ogóle opuścić to miasto (uciec). Ach, jeszcze jedno: z jej życiem wiąże się tylko jedna przepowiednia – jeśli pocałuje chłopaka, którego kocha, on umrze.

Proste plany przyszłościowe komplikują się, gdy dziewczyna po raz pierwszy w specjalnym dniu dla zmarłych widzi młodego chłopaka i z nim rozmawia (kobiety siedzą na cmentarzu i spisują nazwiska osób, które w najbliższym czasie umrą; taka praca). Sprawa z Ganseyem, bo tak się przedstawia, i jego przyszłość są więc stosunkowo jasne.

Nie, dziewczyna nie zamierza w imię niesprawiedliwości (chłopak ma w końcu umrzeć za wcześnie) desperacko szukać ratunku dla nieznajomego chłopaka, ale gdy poznaje jego i dwójkę przyjaciół (Adama i Ronana), prawdopodobnie z tego powodu zostaje wcielona do ich grupy. Początkowo zresztą nie jest pewna, czy ten Gansey to rzeczywiście TEN z powodów, których nie będę tu wypisywać, ale cała trójka ubrana jest w mundurki z elitarnej szkoły dla chłopców (Raven Boys), a Gansey-duch miał właśnie taki mundurek.

Trzej przyjaciele (muszkieterowie!) obsesyjnie (w zasadzie to tak tylko jeden: Gansey) poszukują tajemniczych linii mocy legendarnego Króla Kruków – Glendowera. Odnajdują dziwny las Caberswater, poznają własne ukryte moce i przeżywają różne tajemnicze przygody, pomału odnajdując wszystkie elementy układanki i – rzecz jasna – lepiej poznając siebie oraz odnajdując własną życiową drogę. Gansey całe życie poświęcił tym poszukiwaniom i zdaje się, że małe miasteczko stanowi rozwiązanie jego tajemnicy (nooo… spoiler: zrozumienia, dlaczego przeżył i kto zginął zamiast niego).

Między postaciami dochodzi do różnych konfliktów, nie jest tak cukierkowo, jak początkowo zakłada czytelnik. Różnica charakterów, nieporozumienia, życiowe problemy i frustracje oraz własne wady lub intencje składają się na doskonałą powieść, w której niczego nie brakuje. Podobały mi się zwroty akcji, których nie mogłam przewidzieć oraz pomysł powiązania magii z historią. Humor? Obecny! Niektóre sytuacje będą jeszcze długo wywoływać nasz śmiech. Gansey przypomina genialnego nastolatka, który w życiu ma wszystko, ale poświęca się całkowicie rozwiązaniu tej tajemnicy, odszukaniu legendarnego króla i zadaniu mu pytania (czemu nie). Uważam, że nieźle zarysowaną tę postać - jego frustrację, gdy przemierza kolejny ślepy zaułek, fiksacja na temat magii oraz jego rozterki w stosunku do Blue. Wypada bardzo realistycznie. Każda zresztą postać ma w sobie coś charakterystycznego - zastraszony Adam (budził moje współczucie aż do końca), Ronan, człowiek potrafiący zepsuć naprawdę wszystko, nie radzący sobie z własnym gniewem (dopiero potem dowiadujemy się, dlaczego). Początkowo Noah, którego w ogóle gubiłam w fabule (teraz wiem, dlaczego) mnie denerwował, dopiero później jakoś go zrozumiałam. A także ich przemiany - te magiczne, społeczne oraz te zupełnie normalne wśród nastolatków. Pominęłam Blue? Cóż... polubiłam ją, ale chyba za dużo jej w tej książce.

Każdy tom opowiada szerzej historię jednego z – teraz – czwórki znajomych, tłumaczy ich decyzje oraz rozjaśnia przeszłe wydarzenia. Pokazuje, że niektórzy w imię władzy potrafią poświęcić wszystko, nawet życie najbliższego przyjaciela, a niektóre rytuały przyprawiają o gęsią skórkę. Przyznaje, że większość tajemnic trudno rozwiązać samemu, z uśmiechem można obserwować relacje czwórki nastolatków, rozwój poszczególnych postaci oraz w ogóle cieszyć się z opisów, szczególnie porównań i metafor, jakie tylko Stiefvater jest w stanie wymyślić.

Jedna dziewczyna i trzech chłopaków – takie sytuacje w książkach młodzieżowych kończą się dość stereotypowo, co rozwija się gwałtownie ciągle przez cztery tomy. Tutaj uczucie Blue chwilowo plącze się wokół chłopaka, który jest generalnie bardzo podobny do niej i chyba stąd rodzi się pewna doza zainteresowania (choć to Adam był nią od początku zauroczony). Adam pochodzi z biednej rodziny i jest dość ekscentryczny, ciężko pracuje nad swoją przyszłością, od nikogo nie oczekując pomocy; Blue jest taka sama. Wybór wydaje się więc racjonalny, oboje mogą siebie zrozumieć. Autorka połączy jednak postaci w mieszany sposób – tak, pamiętam, jedna dziewczyna i trzech chłopaków – dwóch bogaczy wybierze partnerów biedniejszych. To wygląda jak zwrot ku motywowi najstarszemu na świecie. Różnice społecznościowe (lub majątkowe) i problemy z nich wynikające (zarysowane w delikatny sposób, nie tak jak w „Lalce” Prusa czy innych książkach). Nie wiem, czy powinnam poruszać wątek homoseksualny? Pewnie tak, chociaż go zaznaczyć. Mnie zaskoczył, bo nie spodziewałam się u Stiefvater takiego zwrotu akcji (to jej pierwszy raz), ponadto po prostu zbyt późno zaczęłam zauważać symptomy tego uczucia. Nie jestem chyba zbyt domyślna, a właśnie na „domysłach” Stiefvater lubi budować napięcie.

Zwracam również szczególną uwagę na okładki – ubóstwiam je. Zresztą, każda książka Stiefvater ma swoje pięć minut również z wizualnej strony (prócz „Wyścigu śmierci” – cień kobiety na koniu pojawia się chyba na dziesięciu innych książkach). Tutaj są białe z zaznaczeniem osoby, której będą dotyczyć – „Króla Kruków” (oczywiście kruk, którego zdjęcie mam do dzisiaj na pulpicie komputera; głównie mowa jest o Gansey’u i jego motywacjach), „Złodziej snów” (Ronan), „Wiedźma z lustra” (nieudana przeróbka angielskiego tytułu: „Blue Lily, Lily Blue”) oraz „Przebudzenie króla” (dobre zakończenia nie potrzebują bohaterów). Poszkodowanym lekko jest więc tylko Adam, ale on zawsze miał pod górkę. Nie ukrywam jednak, że jego opowieść również się pojawia. Zresztą, jeśli pokusić się o interpretację ostatniego tomu w oparciu o jego wątek, można uznać, że tytuł jest związany z jego skromną osobą.

Żal, że nie ma tu ani jednego minusa? To powiem jeszcze, że książki Stiefvater (jak w większości autorów) należy czytać od pierwszych publikacji – „Lament” i „Ballada” (o których jeszcze powiem) to książki po prostu wciskające w fotel, a język tej autorki właśnie tam osiągnął swoje apogeum doskonałości, później schodząc coraz niżej; w serii o wilkach stał się niezwykle eteryczny, zasadzając się wokół poezji Rilkiego, co było naprawdę urocze (w taki sposób polubiłam poezję, dzięki właśnie odmiennemu spojrzeniu Stiefvater); w „The Raven Circle” nie jest już tak piękny, niektóre zabiegi stylistyczne, szczególnie metafory dobrze znane jako a la Stiefvater (jej znak rozpoznawczy) bywały przesadzone, zbyt dziwne nawet jak na nią, co czytelnika, który właśnie od tej serii zaczyna spotkanie z tą autorką będą razić i powodować skrzywienie (ja się już przyzwyczaiłam powolutku od początku, dlatego dla mnie i każdego po lekturze jej książek będzie to znośne). To dlatego można tu w pewnym sensie mówić o niewykorzystanym potencjale. Niemniej – wśród tłumu literatury młodzieżowej, Stiefvater razem z "Raven Circle" uważam za numer jeden. Ta autorka różne braki wciąż nadrabia wyobraźnią.

Podsumowując? <Kocyk zaciera kocykowate łapko-różki> Brać, czytać, a nie pytać. Twórczość Stiefvater stanowi literaturę skierowaną do młodzieży, ale zaręczam, że starsi również się na niej nie zawiodą. Ja zaczęłam tę miłość jako nastolatka, a nie zamierzam jej kończyć. Nigdy! Jak widać już od pierwszego zdania tego tekstu, moja opinia jest bardzo subiektywna i pewnie pojawiło się tutaj zbyt wiele pochwal (ach, kto by tam liczył), no i znam tę autorkę (zbyt) długo, aby wypowiadać się o niej tak obiektywnie, jakbym chciała, dlatego proszę mieć na uwadze, że większość ocen to kwestia gustu.

Ale przeczytajcie coś Stiefvater, dobrze wam radzę.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz