czwartek, 14 marca 2019

Przystanek XI: Forever my girl McLaughlin




Autor: Heidi McLaughlin
Tytuł: Forever my girl
Wydawnictwo: NieZwykłe
Rok wydania: 2018
Ilość stron: 290
Gatunek: Obyczajowa, romans
Ogólna ocena: 4/10
Czy wnerwiła Kocyk? Tak! Prychał i kichał cały dzień, zamiast sprzątać

Po raz pierwszy sięgnęłam po książkę tej autorki i... Najczęściej kończę tego typu zdania bardzo cukierkowo, zachwalając, jak to przeczytam całą twórczość i zostanę znawcą tematu (nie, że rzeczywiscie do tego dochodzi). Dzisiaj nie będę owijać w bawełnę - nie podobało mi się, więc nie rozwódźmy się nad tym więcej.

Należy zacząć od tego, że to książka przeznaczone na leniwe wieczory z Kocykiem i gorącą herbatką. Trzeba przymknąć oko na wiele wydarzeń (a najlepiej oba i pójść spać) i przygotować się mentalnie do tej lektury, jeśli rzeczywiście chcemy ją przejść. Ja pewnie będę się czepiać, ale od jakiekogolwiek przykładu literatury wymagam po pierwsze korekty (tutaj znalazłam jakieś trzy błędy, więc nie jest źle), a po drugie sensu w treści, żeby w ogóle móc tę książkę polecić komukolwiek. Żeby móc ją przeczytać i cokolwiek z tego wynieść, choćby dobry nastrój.

To stereotypowa historia dwóch zakochanych, którzy zostają rozłączeni (nie wnikam umyślnie jak), a potem po latach spotykają się na nowo i próbują wyczuć, czy ten drugi wciąż czuje to samo. Sprawę komplikuje jeden dodatkowy facet, śmierć kolejnego (ta akurat ich zbliżyła) oraz dziewięcioletnia pamiątka upojnej nocy. Niektórych taki opis zachęci i nie widzę w tym nic złego. Diabeł tkwi w szczegółach, po prostu treść nie została dopracowana. Na przykład? Rzecz jasna, jak w podobnych romansach, musi pojawić się niesamowity koleś, przy którym każdy wypada jak łachudra spod monopolowego oraz kobieta, którą porząda nawet mrówka (ja też nie wiem, czemu akurat ona, ale nie wnikajmy). Bożyszcze tłumu, Liam, na którego rzucają się wszystkie kobiety (prócz jego matki, przyjaciółki oraz starszej pani ze sklepu), a on z jednej strony jawnie nimi gardzi, z drugiej - korzysta do woli, wielce później zdziwiony, że któraś chce od niego "więcej". Pomijam fakt, że on, taki wielce zakochany, posuwa każdą, jaka się pojawi... Takim pomiataniem człowieka nie spodziewam się nawet od gwiazdy rocka (to naprawdę ma go usprawiedliwiać? Serio?), za którego podobno uchodzi Liam. Powód jego wyjazdu od ukochanej też mi nie leży, ale niech będzie, mogło się tak zdarzyć (pamiętacie, by przymykać oko?). Nie mogłam również zrozumieć, jak kobieta z dzieckiem może być odbierana jako obiekt seksualny najwyższej klasy - nie, że mam coś do kobiet z dziećmi, ale bądźmy szczerzy, wątpię, by całe miasto mężczyzn w prawdziwym życiu tak to odbierało. Dziecko, które na wstępie porzuca mężczyznę, którego nazywa ojcem (bo go wychowywał praktycznie od małego) dla przypadkowego kolesia z łazienki, który trochę wygląda jak on? Jakoś podejrzanie to wygląda i źle świadczy o wychowaniu tego młodego człowieka (trochę pokolenie IKEA: znajdę sobie nowego ojca, a starego porzucę, bo mi nie odpowiada). A te wieczne dywagacje głównych bohaterów? Przydługie, przynudnawe... Nic nie wnoszące. Naprawdę takie pseudo-ważne myśli nawiedzają ludzi w swoich głowach? To trochę smutne.

Całe zakończenie w blasku big happy endu (nie spoileruję i tak wszyscy wiedzą, jak to się skończy), zbyt... happy-endowskie. Szkoda gadać, już nawet nie wiem, jak to nawet określić. Na pocieszenie dodam, że wyszedł film o tej parze. Ja go nie ogłądałam i nie zamierzam (książka była dostateczną karą), ale uważam, że fabuła jest idealna do zwykłego amerykańskiego filmiku, jakiego wiele jest w ofercie kin. To chyba idealny moment, by dodać, że to ma być pierwszy tom serii... Ale nie liczcie na mnie, że będę ją opisywać.

Słowem? Nic nadzwyczajnego. Jeśli ktoś jednak lubuje się w podobnych historiach, to i ta mu się powinna spodobać. Powiela schemat, jakich wiele, nic jednak nowego nie wnosi (z drugiej strony: to bezpieczne, nic Was nie zdziwi). Niektórzy zachwycają się nad stylem autorki, powiem szczerze - nie przeszkadza, ale żeby z tego powodu chwalić? Jak ja posprzątam w domu, to nikt nie daje mi medalu. Z tego względu nie widzę powodu, by rozwlekać się nad stylem kogoś, kto piszę po prostu poprawnie, jak spory procent społeczeństwa.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz