środa, 27 marca 2019

Przystanek XVII: Elantris Sanderson


Autor: Brandon Sanderson
Tytuł: Elantris
Wydawnictwo: Mag
Rok wydania: 2007
Ilość stron: 683
Ocena: 10/ 10
Czy wnerwiła Kocyk: W życiu, takie tematy to w sam raz!


Dlaczego taki staroć się tu pojawił? Bo, powiem szczerze, "ten staroć" wędrował za mną kilka lat, od momentu, gdy pewnego pięknego dnia dostrzegłam go na półce w Empiku - to była miłość od pierwszego wejrzenia. Ale nie dane nam było być razem, przeszkodę stanowiły pieniądze. Widywaliśmy się co jakiś czas, aż w końcu książka zdradziła mnie, znikając ze sklepowej półki... Jakiś czas temu jednak trafiła do mnie niespodziewanie (cud!) i oto dobrnęłam z zachwytem do końca lektury, potem dowiadując się, że... to pierwszy tom.

Życie ma dziwne poczucie humoru.

Ale, ale. Staję się poetką po tak dobrej lekturze (niedobrze dla otoczenia), więc można się spodziewać, co napiszę na końcu tego tekstu. Oryginalny świat, gdzie tajemniecze miasto Elantris jest miejscem zsyłki ludzi, których naznacza przenaczenie (rzecz nazywana Reod), przemiana w Elantryjczyka, niegdyś błogosławieństwo, teraz przekleństwo. Młody książe Raoden nagle ją przechodzi, a w królestwie zostaje uznany za zmarłego, a proces ten zostaje bardzo szybko przeprowadzony, można by rzec, za szybko. To jednak nie ostatnia rola tego księciulka.

Każda z postaci w tej książce ma swoje charakterystyczne cechy, prawdziwą osobowość, a nie tylko szybko nakreślone rysy (co powiedzieć, w końcu 683 strony). Pojawia się księżniczka Sarene, która nie jest denerwująca, ani - o dziwo! - piękna, ale nadrabia charyzmą. Hrathen, próbujący zmusić mieszkańców Arleonu do przejścia na jego wiarę (takie krzyżackie zamysły), ale w swoich decyzjach kierował się zarówno fanatyzmem, jak i racjonalizmem, co poznawało się dopiero wraz z kolejną stroną książki. Wiara biła się w nim z trzeźwym osądem, przeplatała z nieco krwawymi pomysłami, co nadawało tej postaci tego "czegoś". Jego sługa całkowie mnie zaskoczył (założyłam, że nie odegra żadnej znaczącej roli, a jednak potrafił kopnąć). Pojedynki między Hrathenem a Sarene? Miodzio! Również pierwiastki fantastyczności cechowała spora doza nieskażonej wyobraźni - Aony, poszczególne religie, samo Elantris i jego moc. Z munusów powiedziałabym tylko, że miłość (spoiler!) między Sarene a Raodenem jest trochę przesadzona (zakochuje się w nim, gdy jest zombie-Elantryjczykiem), co przypomina trochę motyw Pięknej i Bestii (tak, on się potem zamieni w księcia...).

Do czego najbardziej bym chciała przejść, skoro tak szybko nakreślam poszczególne punkty tej powieści? Do samego pomysłu nakreślenia miasta Elantris. Będzie dużo spoilerów, więc się zastanówcie... Mieszkańcy są wrzuceni tam siłą. Ich serca nie biją, oni czują bezkresny głód, a nie ma tam jedzenia, każdą powierzchnię niegdyś pięknego miasta pokrywa szlam i brud, sami wyglądają jak trupy, ich skóra szarzeje, a każde skaleczenie pozostawia ból (człowiek nie umiera, ale też jego rana się nie goi). Raoden gdy tam trafia, od razu postanawia zająć czymś myśli, jakimś zajęciem, by nie myśleć o głodzie, ponadto próbuje "organizować" żywność. Co mi to od razu przypomniało? Kto mnie zna, odpowie zaraz: z obozem koncentracyjnym. I zanim mnie ostatecznie przeklniecie, zastanówcie się: głód, ból, szkieletowy wygląd. Organizowanie żywności, odwracanie myśli od jedzenia. Muzułmanie - żywe trupy. Oczywiście, że zombie to też ewidentne podobieństwo, ale sam opis tego zjawiska w książce przypomina historyczne aspekty (ale nie zgłębiałam się w biografie autora, jeśli chce o to ktoś zapytać).

Tak więc obce motywy odnajduje i to całkiem sporo, jak widać wyżej. Niemniej uważam, że są opisane w twórczy sposób, a styl autora, choć rozwlekły, stanowi niesamowite tło dla jego wyobraźni. Jest tam i humor, są zajmujące cytaty dla tych, co lubią sobie pofilozofować. A to, że Elantris stanowi serię? Ja jestem tylko po jednym tomie, a wcale nie nachodzi mnie ochota na kolejny - oczywiście, książka jest świetna (hej, dałam 10 na 10!), ale historia zamknęła się na ostatniej jej stronie i nie wyobrażam sobie po prostu innego zakończenia. Trochę zbyt kolorowego, ale ej, naprawdę satysfakcjonującego.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz