Autor: Maggie Stiefvater
Tytuł serii: The Raven Cycle
Wydawnictwo: Uroboros
Rok wydania: 2013-2016
Ilość tomów: 4+dodatki
Gatunek: Literatura młodzieżowa, Fantastyka
Ogólna ocena: 10/10
Czy wnerwiła Kocyk? Kocyk pod wielkim wrażeniem! Będzie jeszcze
długo
No i zaczyna się podsumowanie mojej ulubionej zagranicznej autorki,
Maggie Stiefvater. Nim nie pojawi się jej kolejna powieść (lub kolejne dodatki do poprzednich serii),
warto prześledzić dotychczasową twórczość. Zacznę od końca, czyli od najnowszej
serii (ostatnim wydaniem są "Przeklęci święci", ale ta lektura jeszcze przede mną).
Blue, dziewczyna z rodziny wróżek, jasnowidzących (nazbyt)
ekscentrycznych pań, które ją wychowują czuje się wyobcowana, ponieważ jako
jedyna nie ma tego daru (wzmacnia za to widzenie innych). Mieszkają w
kompletnie nieznanym miasteczku o nazwie Henrietta, pod adresem przywodzącym na
myśl miejscówkę Sherlocka Holmesa (tym razem: 300 Fox Way), z wiecznie
dzwoniącymi telefonami, przerażonymi klientami i błahymi wydarzeniami, których przebieg zna każda kobieta w tym domu, za wyjątkiem Blue. W teorii jest
zwyczajną dziewczyną, myślącą odmiennie od szerzy szkolnych kolegów, ale z
powodu „dziwności” swoich opiekunek, nie ma przyjaciół i jest traktowana inaczej przez całą szkołę. Pracuje, starając się
jak najszybciej zebrać pieniądze i pójść na studia i w ogóle opuścić to miasto (uciec). Ach, jeszcze
jedno: z jej życiem wiąże się tylko jedna przepowiednia – jeśli pocałuje
chłopaka, którego kocha, on umrze.
Proste plany przyszłościowe komplikują się, gdy dziewczyna
po raz pierwszy w specjalnym dniu dla zmarłych widzi młodego chłopaka i z nim
rozmawia (kobiety siedzą na cmentarzu i spisują nazwiska osób, które w
najbliższym czasie umrą; taka praca). Sprawa z Ganseyem, bo tak się przedstawia, i jego przyszłość są więc
stosunkowo jasne.
Nie, dziewczyna nie zamierza w imię niesprawiedliwości (chłopak
ma w końcu umrzeć za wcześnie) desperacko szukać ratunku dla nieznajomego
chłopaka, ale gdy poznaje jego i dwójkę przyjaciół (Adama i Ronana), prawdopodobnie
z tego powodu zostaje wcielona do ich grupy. Początkowo zresztą nie jest pewna,
czy ten Gansey to rzeczywiście TEN z powodów, których nie będę tu wypisywać,
ale cała trójka ubrana jest w mundurki z elitarnej szkoły dla chłopców (Raven
Boys), a Gansey-duch miał właśnie taki mundurek.
Trzej przyjaciele (muszkieterowie!) obsesyjnie (w zasadzie to
tak tylko jeden: Gansey) poszukują tajemniczych linii mocy legendarnego Króla
Kruków – Glendowera. Odnajdują dziwny las Caberswater, poznają własne ukryte
moce i przeżywają różne tajemnicze przygody, pomału odnajdując wszystkie
elementy układanki i – rzecz jasna – lepiej poznając siebie oraz odnajdując własną życiową drogę. Gansey całe życie
poświęcił tym poszukiwaniom i zdaje się, że małe miasteczko stanowi rozwiązanie
jego tajemnicy (nooo… spoiler: zrozumienia, dlaczego przeżył i kto zginął
zamiast niego).
Między postaciami dochodzi do różnych konfliktów, nie jest
tak cukierkowo, jak początkowo zakłada czytelnik. Różnica charakterów,
nieporozumienia, życiowe problemy i frustracje oraz własne wady lub intencje
składają się na doskonałą powieść, w której niczego nie brakuje. Podobały mi
się zwroty akcji, których nie mogłam przewidzieć oraz pomysł powiązania magii z
historią. Humor? Obecny! Niektóre sytuacje będą jeszcze długo wywoływać nasz
śmiech. Gansey przypomina genialnego nastolatka, który w życiu ma wszystko, ale poświęca się całkowicie rozwiązaniu tej tajemnicy, odszukaniu legendarnego króla i zadaniu mu pytania (czemu nie). Uważam, że nieźle zarysowaną tę postać - jego frustrację, gdy przemierza kolejny ślepy zaułek, fiksacja na temat magii oraz jego rozterki w stosunku do Blue. Wypada bardzo realistycznie. Każda zresztą postać ma w sobie coś charakterystycznego - zastraszony Adam (budził moje współczucie aż do końca), Ronan, człowiek potrafiący zepsuć naprawdę wszystko, nie radzący sobie z własnym gniewem (dopiero potem dowiadujemy się, dlaczego). Początkowo Noah, którego w ogóle gubiłam w fabule (teraz wiem, dlaczego) mnie denerwował, dopiero później jakoś go zrozumiałam. A także ich przemiany - te magiczne, społeczne oraz te zupełnie normalne wśród nastolatków. Pominęłam Blue? Cóż... polubiłam ją, ale chyba za dużo jej w tej książce.
Każdy tom opowiada szerzej historię jednego z – teraz – czwórki
znajomych, tłumaczy ich decyzje oraz rozjaśnia przeszłe wydarzenia. Pokazuje,
że niektórzy w imię władzy potrafią poświęcić wszystko, nawet życie
najbliższego przyjaciela, a niektóre rytuały przyprawiają o gęsią skórkę.
Przyznaje, że większość tajemnic trudno rozwiązać samemu, z uśmiechem można
obserwować relacje czwórki nastolatków, rozwój poszczególnych postaci oraz w
ogóle cieszyć się z opisów, szczególnie porównań i metafor, jakie tylko Stiefvater
jest w stanie wymyślić.
Jedna dziewczyna i trzech chłopaków – takie sytuacje w
książkach młodzieżowych kończą się dość stereotypowo, co rozwija się gwałtownie
ciągle przez cztery tomy. Tutaj uczucie Blue chwilowo plącze się wokół
chłopaka, który jest generalnie bardzo podobny do niej i chyba stąd rodzi się
pewna doza zainteresowania (choć to Adam był nią od początku zauroczony). Adam
pochodzi z biednej rodziny i jest dość ekscentryczny, ciężko pracuje nad swoją
przyszłością, od nikogo nie oczekując pomocy; Blue jest taka sama. Wybór wydaje się więc racjonalny, oboje mogą
siebie zrozumieć. Autorka połączy jednak postaci w mieszany sposób – tak,
pamiętam, jedna dziewczyna i trzech chłopaków – dwóch bogaczy wybierze partnerów
biedniejszych. To wygląda jak zwrot ku motywowi najstarszemu na świecie.
Różnice społecznościowe (lub majątkowe) i problemy z nich wynikające (zarysowane
w delikatny sposób, nie tak jak w „Lalce” Prusa czy innych książkach). Nie
wiem, czy powinnam poruszać wątek homoseksualny? Pewnie tak, chociaż go zaznaczyć.
Mnie zaskoczył, bo nie spodziewałam się u Stiefvater takiego zwrotu akcji (to
jej pierwszy raz), ponadto po prostu zbyt późno zaczęłam zauważać symptomy tego uczucia. Nie jestem chyba zbyt domyślna, a właśnie na „domysłach”
Stiefvater lubi budować napięcie.
Zwracam również szczególną uwagę na okładki – ubóstwiam je.
Zresztą, każda książka Stiefvater ma swoje pięć minut również z wizualnej
strony (prócz „Wyścigu śmierci” – cień kobiety na koniu
pojawia się chyba na dziesięciu innych książkach). Tutaj są białe z zaznaczeniem
osoby, której będą dotyczyć – „Króla Kruków” (oczywiście kruk, którego zdjęcie
mam do dzisiaj na pulpicie komputera; głównie mowa jest o Gansey’u i jego
motywacjach), „Złodziej snów” (Ronan), „Wiedźma z lustra” (nieudana przeróbka
angielskiego tytułu: „Blue Lily, Lily Blue”) oraz „Przebudzenie króla” (dobre
zakończenia nie potrzebują bohaterów). Poszkodowanym lekko jest więc tylko Adam,
ale on zawsze miał pod górkę. Nie ukrywam jednak, że jego opowieść również się
pojawia. Zresztą, jeśli pokusić się o interpretację ostatniego tomu w oparciu o
jego wątek, można uznać, że tytuł jest związany z jego skromną osobą.
Żal, że nie ma tu ani jednego minusa? To powiem jeszcze, że
książki Stiefvater (jak w większości autorów) należy czytać od pierwszych publikacji
– „Lament” i „Ballada” (o których jeszcze powiem) to książki po prostu wciskające
w fotel, a język tej autorki właśnie tam osiągnął swoje apogeum doskonałości, później
schodząc coraz niżej; w serii o wilkach stał się niezwykle eteryczny, zasadzając się wokół poezji Rilkiego, co było naprawdę urocze (w taki sposób polubiłam poezję, dzięki właśnie odmiennemu spojrzeniu Stiefvater); w „The Raven Circle” nie jest już tak piękny, niektóre zabiegi
stylistyczne, szczególnie metafory dobrze znane jako a la Stiefvater (jej znak
rozpoznawczy) bywały przesadzone, zbyt dziwne nawet jak na nią, co czytelnika,
który właśnie od tej serii zaczyna spotkanie z tą autorką będą razić i powodować
skrzywienie (ja się już przyzwyczaiłam powolutku od początku, dlatego dla mnie i każdego po lekturze jej książek będzie to znośne). To dlatego można tu w pewnym sensie mówić o
niewykorzystanym potencjale. Niemniej – wśród tłumu literatury młodzieżowej,
Stiefvater razem z "Raven Circle" uważam za numer jeden. Ta autorka różne braki wciąż nadrabia
wyobraźnią.
Podsumowując? <Kocyk zaciera kocykowate łapko-różki>
Brać, czytać, a nie pytać. Twórczość Stiefvater stanowi literaturę skierowaną
do młodzieży, ale zaręczam, że starsi również się na niej nie zawiodą. Ja
zaczęłam tę miłość jako nastolatka, a nie zamierzam jej kończyć. Nigdy! Jak widać już od pierwszego zdania tego tekstu, moja opinia jest bardzo subiektywna i pewnie pojawiło się tutaj zbyt wiele pochwal (ach, kto by tam liczył), no i znam tę autorkę (zbyt) długo, aby wypowiadać się o niej tak obiektywnie, jakbym chciała, dlatego proszę mieć na uwadze, że większość ocen to kwestia gustu.
Ale przeczytajcie coś Stiefvater, dobrze wam radzę.