wtorek, 3 listopada 2020

Przystanek CVIII: Wiem, jak wygląda piekło Dąbrowska/ Krajewski

   

Autor: Alina Dąbrowska w wywiadzie z Wiktorem Krajewskim
Tytuł: Wiem, jak wygląda piekło
Wydawnictwo: Prószyński i S-ka
Rok wydania: 2019
Ilość stron: 368
Gatunek: Literatura faktu, wywiad/ rozmowa
Ogólna ocena: 9/10
Czy wnerwiła Kocyk? Kocham, kocham, kocham!

Zdjęcie: litera.pl

To pozycja, która zaskoczyła mnie z wielu powodów (także cenowo ^^, drugie wydanie). Po pierwsze była na nią przecena (a tanie wydania wspomnień obozowych to moja pięta achilessowa), po drugie sposób ich przedstawienia. W erze odchodzenia ostatnich świadków II wojny światowej, wspomnienia II pokolenia (dzieci Świadków, postrauma) zaskakują mnie co nie miara, ale Wiktor Krajewski przeprowadza wywiad z żyjącym Świadkiem i przekombinowuje formę na coś zupełnie innego. Nowego. A ja lubię nowości!

Krajewskiego należy kojarzyć, bo on popełnij już taki numer w przeszłości przy jego słynnej "Łączniczce" (debiut w 2015). Zajmuje się literaturą faktu i takie wywiady to jego specjalność, dopiero ostatnio odszedł nieco dalej na rzecz po prostu literatury pięknej, ale z biograficznymi zapędami w "Chciałbym nigdy cię nie poznać" (wydana teraz, w 2020). Ogólnie uważam go za bardzo dobrego autora i mimo że dla tej książki nie przynoszę oceny 10/10, to jednak nie żałuję, że ją przeczytałam, a do samego Krajewskiego wciąż mam niezachwiany szacunek i zamierzam w przyszłości dalej go czytać. Nie rozczarował mnie, po prostu wykonanie jego idealnego pomysłu miało swoje wady. 

Książka jest wywiadem, formą bardziej jednak przypominającą rozmowę z Aliną Dobrowską, byłą więźniarką m.in. KL Auschwitz (od 1942). Dostała się tam za działalność konspiracyjną, ogólnie przeszła przez 5 obozów oraz dwa marsze śmierci. Nic dziwnego, że do Oświęcimia przyjechała dopiero po 50 latach, nie potrafiąc wcześniej stawić czoła przeszłości. Jest to postać nieodłącznie związaną z działalnością muzum w Oświęcimiu, do dzisiaj stara się na miarę swoich sił uczestniczyć w wydarzeniach muzeum w Oświęcimiu, jeździć na spotkania z młodzieżą i dzielić się własnymi wspomnieniamiNiestety ze względu na pandemię nie prędko będzie nam dane zobaczyć ją na spotkaniach, strasznie tego żałuję, ponieważ jeszcze nigdy nie było mi dane ją poznać osobiście, znam ją wyłącznie z opowieści oraz kilkumetrowych spotkań (bo ja również uczestniczę w wydarzeniach muzeum) i nigdy nie miałam odwagi pójść zagadać, taki ze mnie nerd. Dąbrowska to jeden z ostatnich Świadków tego wycinka historii, jeśli nie naprawdę ostatni (urodzona w 1923, dziś ma 95 lat!), ponieważ współcześnie do muzeum przyjeżdża pokolenie 1,5 (dzieci, które dostały się do KL Auschwitz lub urodzone tam). Poniżej podaję link do Instytutu Pileckiego, na którym jest link ze sfilmowanymi jej wspomnieniami, jeśli ktoś by miał ochotę ją bliżej poznać:

https://instytutpileckiego.pl/pl/zbiory/swiadkowie-epoki/alina-dabrowska-cz-3

Występowała również w internetowym talk-show „7 metrów pod ziemią”. Na pewno nie jeden ją rozpozna.

Dlaczego ja jestem taka zaaferowana tą konkretną książką? Ponieważ w niej pozycja narratora często wysuwa się przed postać Świadka, normalnie otoczonego aureolą świętości. Owszem, Krajewski oddaje chołd Dąbrowskiej (nawet za bardzo), ponadto nader wyraźnie zaznacza swoją pozycję. Mnie to początkowo strasznie przeszkadzało, ale nie jest to błędny zabieg, po prostu nowe ujęcie. Narrator co trochę wtrąca swoje trzy grosze, przejmuje pałeczkę we wspomnieniach Świadka. Żywo się wtrąca. Dokładnie zarysowuje swoje emocje w konkretnych sytuacjach, obrazując czytelnikom swoją relację z osobą, którą robi wywiad, jego odczucia.

Jakiś czas temu omawiałam "Mój Auschwitz" Władysława Bartoszewskiego. Tam jako autor wskazywany jest ten były więzień, mimo że tak naprawdę jest to jego rozmowa z Piotrem M. Cywińskim i Markiem Zającem. Ich rola jednak wykrusza się wyłącznie do zadawania pytań, powodowania pewnych reakcji i szybkiego wycofywania się w nicość. Obserwacji z daleka, panowania nad sytuacją, aby były więzień KL Auschwitz czuł się w miarę swobodnie i chętny do zwierzeń. Taka właśnie forma występowała zawsze, dopiero Krajewski ją przełamuje. Po pierwsze swoje pytania wciela w pełny tekst, opisując powody ich zadawania, często poetycko (sic!), wręcz na bogato relacjonuje swoje obserwacje. Do tej pory takie przełamanie widziałam wyłącznie w tekstach pokolenia II (i dalej), gdzie powstają naprawdę hubrydyczne formy.

I warto powiedzieć coś o wadach. Owszem, spodziewam się, że taka forma przedstawienia nie każdemu się spodoba i pewnie dlatego książka szybko trafiła na przecenę (helloł, jest z 2019 przecież). Ja miałam z nią problemy, za nim nie zaczęłam brać ją za swoistą ciekawostkę. Prawdziwy jednak kłopot stanowią momenty, gdy swoje obserwacje i spostrzeżenia narrator zaczyna brać jako fakty, bez dyskusji ze Świadkiem. Nie ulega również wątpliwości, przynajmniej w moim mniemaniu, że Alinę Dąbrowską chce widzieć jak Wisławę Szymborską, niby staruszkę w podeszłym wieku i furą opowieści, a jednak z sarkastycznym okiem i pewną "słodką złośliwością" w przestawianiu swojej przeszłości czy poglądów. Nie jestem pewna, czy to dobre, ponieważ np. ja uważam, że ona wcale taka nie jest, że to bardzo subiektywne odczucie, na które nie ma dowodów.

Podsumowując: pomysł niezły, tylko mam wrażenie, że autor się w tym przedstawieniu zagubił. Pomysł na przedstawienie odczuć odbiorcy uważam za plus, ale sposób ich opisu, tj. nafaszerowanie złożonymi metaforami, zbytnia pewność siebie, wręcz narzucanie swoich ocen bez konfrontacji ze Świadkiem uważam za wypaczony. Mam wrażenie, że Krajewski był tak podniecony swoim pomysłem, że bez większego namysłu rzucił się na taką formę przekazu, szykbo napisał i wydał, zanim się zastanowił. Szkoda, że nikt go przed wydaniem nie skrytykował. Alina Dąbrowska jest fantastyczną postacią i nie zamierzam jej w niczym ujmować, ale Krajewski narzuca się nam w przedstawieniu jej osoby z jakimiś litaniami, odami i innymi długimi formami pochwalnymi, przekształcając żywą przecież Dąbrowską w patriotyczny pomnik. Przepraszam bardzo, ale wystarczyło parę razy podkreślić jego szacunek do niej, bez tych epitaf, omg. Przez to czyta się tę pozycję momentami bardzo źle, szukając końca tej katorgi, a przecież nie o to chodzi, bo czytelnik naprawdę chce poznać Dąbrowską nawet z pozycji narratora, ale bez tworzenia z niej Matki Boskiej. Ona jest ikoną samą w sobie, nie potrzebuje różdżki Krajewskiego, por favor. Dlatego uważam, że dobrze byłoby wykorzystać ten sposób ujęcia jeszcze raz, ale bardziej pilnując swój entuzjazm.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz