poniedziałek, 16 listopada 2020

Przystanek CXIV: Unicestwienie VanderMeer

     

Autor: Jeff VanderMeer
Tytuł: Unicestwienie (cykl "Southern Reach" tom 1)
Wydawnictwo: Otwarte
Rok wydania: 2014
Ilość stron: 232
Gatunek: Science fiction
Ogólna ocena: 9/10
Czy wnerwiła Kocyk? <Kocyk uległ hipnozie poksiążkowej, co chyba dobrze wróży tej pozycji>

Żródło: matras.pl

Ha! Zdziwieni? Nie będzie przystanku numer 113, wcale mi nie przykro! <Kocyk, zamknij się, zaklej się krówkami>

Są takie książki, po których należy się parę dni ciszy, ponieważ czytelnik sam nie wie, gdzie tę konkretną lekturę przypisać, gdzie umiejscowić. Jest naprawdę ciężka i wymagająca, co podobno jest normalne u tego autora (to moja pierwsza z nim przygoda) i bynajmniej nie stanowi to minusa, a raczej preludium większych przemyśleń, ponieważ wiele rzeczy możemy odnieść do naszych czasów współczesnych, mimo że to typowa pozycja science fiction. Okej, przyznaję, trochę po prawdzie cierpię również na groźną cywilizacyjną chorobę pod tyłułem: "wieczny brak czasu", a jakoś od marca na "wszystko przez pandemię", więc proszę mnie nadmiernie nie oceniać. No chyba że pozytywnie.

Przyznaję, że ucieszyłam się, gdy dowiedziałam się, że "Unicestwienie" to część 1 serii "Southern Reach" - po pierwsze dlatego, że zaczęłam (wreszcie!) od właściwego tomu (patrz: dziwne przypadki z Kisielową), a po drugie ze względu na nadzieję, że tajemnica zostanie rozwiązana wraz z następnymi częściami i jednak nie zostanę z niczym. Należy przyznać, że tylko po tym jedym tomie pytań się namnożyło i bardzo bym chciała na nie otrzymać odpowiedź... A ta przygoda niesamowicie mnie pociąga.

Jeff VanderMeer to niezwykle ceniony autor i teraz już wiem dlaczego. Wyrafinowany styl, wyszukany język, niebanalny pomysł, ogromnie przemyślana fabuła i tak można mnożyć i mnożyć. Wystarczy chyba wspomnieć, że często jest stawiany obok Philipa Dicka ("Człowiek z Wysokiego Zamku" - kiedyś cię dopadnę!), a moim skromnym spolszczonym zdaniem również spokojnie obok Stanisława Lema czy Jacka Dukaja (wystarczy przeczytać dla przykładu opowiadanie "Katedra") - to ten sam styl, przesycony naukowym nazewnictwem (często zmyślonym na własne potrzeby), rozbudowanymi porówaniami czy rozwiązaniami poszukiwanymi w typowo encyklopedycznych pozycjach. Pomimo zwięzłej wersji wydarzeń na ponad 200 stronach, to przygoda ciężka, toporna wręcz, jakby czytelnik dostał porządnie w twarz z co najmniej 600-stronicowej cegły. Tak, wiem, to boli (nawet dosłownie, bo w zeszłym tygodniu zarwała mi się półka z takimi cegłami). Auć.

Ale wracając do typowo mentalnego bólu: miejscem tajemniczej akcji tego tomu jest Strefa X. Nazwa wiele wskazuje. Niewiadomo, jak powstała, ale winę rzuca się na wojsko, które obok tej strefy posiada bazę. Jakaś ekologiczna katastrofa. Rządzi się własnymi, nieznanymi i niezrozumiałymi prawami, toteż organizuje się naukowe wypady, by ją wreszcie zbadać, ale ona regularnie wymyka się wszelkim opisom. Członkowie jedenastu pierwszych ekspedycji do Strefy X umierali, popełniali samobójstwa lub zabijali się nawzajem, a nawet nagle wracali, całkowicie odmienieni i pozbawieni pamięci, jak tego dokonali. Dwunastą wyprawę tworzą wyłącznie kobiety, a wśród nich jest i nasza główna narratorka. Nie znamy jej imienia, w zasadzie nikt nie wymienia żadnych imion, nazywa siebie po prostu "biolożką" i jest nią z wykształcenia (oraz wręcz chorobliwego zamiłowania).

Akcja książki rozpoczyna się wraz z przybyciem dwunastej wyprawy do Strefy X, wpomnianej biolożki, antropolożki, geodetki i wiodącej grupę psycholożki. Językoznawczyni zrezygnowała w ostatniej chwili, co według mnie było smutne, bo to akurat bliższe mi rejony wiedzy... Ale cóż. Powoli dowiadujemy się co nieco o życiu głównej bohaterki, jej zainteresowaniach (szczególnie o basenach pływowych, występujących w książce nader często), dziwnym małżeństwu (mąż w sumie rywalizował z jej "dziwnością"), ale także szczegółach przygotowań do wyprawy, szkoleniu, radykalnym nakazom wyprawy, celach całej grupy, ale i poszczególnych członków, mimo że bohaterowie są opisywani dość zwięźle, wręcz z naukową obserwacją, jakbyśmy spoglądali na nich przez mikroskop. No cóż, niektóre cechy są po prostu nieważne w oczach biolożki.

Potem jednak akcja komplikuje się z każdą przeczytaną stroną. Co najciekawsze - nawet rzeczy uważane początkowo za fundamentalne zostają poddane wątpliwościom. Ciężko jest stwierdzić, co jest prawdą, co dzieje się z główną bohaterką i członkami jej załogi. Strefa X wpływa na ludzkie umysły i zmienia każdego, ale ta "zmiana" jest zupełnie inna niż początkowo zakładamy. Wiele szczegółów doprowadza nas do względnej prawdy, nim sama biolożka je uzna, ale jest to zrozumiałe dla czytelnika - niektórych prawd nie chcemy przyjąć do wiadomości aż do samego końca.

Biolożka jest w ogóle ciekawą postacią. Jak już wspomniałam, biologia, obserwacja fauny, a głównie flory to jej konik, jeśli już nie prawdziwa mania, co wpływa na jej ekscentryczne postrzeganie świata, również tego w Strefie X, którym jest ogromnie zafascynowana (to dlatego tam wyrusza). Polubiłam ją również za potrzebę nadawania nazw istotom nawet już skatalogowanym. Zresztą, to nie jest postać schematyczna, porównywalna z całą rzeszą bohaterów - niet, biolożka stoi od nich daleko, jak przystało na introwertyczkę. Mnie najbardziej zaciekawiła postać Pełzacza i jego wpływu na otoczenie - to jest właśnie coś, co bym chciała poznać bliżej oraz powód, dla którego będę się bawić w łapu capu w księgarniach internetowych. Wracając ponownie do biolożki, wydaje się, że prócz mikroskopu w głowie i zdolności analizy wszystkiego co się rusza bądź nie, nie posiada ona żadnych innych odczuć czy emocji, a jednak idzie ona tam, gdzie wcześniej był jej mąż (choć powód ten potrafi wytłumaczyć inaczej). Uważam, że postać kobieca opisana przez męskiego autora straciła nader mocno na swojej emocjonalności właśnie dlatego, że stworzył ją mężczyzna, a nie potrzeba, ale mogę się mylić. Fascynują mnie międzypłciowe sposoby pisania (fajna nazwa, zaklepuję ją!), śledzenie ich różnic i już sobie wyobrażam, jak stworzyłaby ją pisarka. W gruncie rzeczy w tego typu science fiction nie przodują kobiety (w stylu tak mocno naukowym), jeśli w ogóle którakolwiek łapie się za ten gatunek. Jeśli ktokolwiek zna, proszę mnie zaznajomić.

Podsumowując: cały pierwszy tom to podróż do Strefy X, miejsca rodem z postapokaliptycznych scenerii, ale także w głąb psychiki głównej bohaterki, postaci nader złożonej i niejednorodnej, dzięki czemu ta podróż jest tak interesująca. To książka wymagająca i dlatego jestem ciekawa, co by z nią zrobiła młodzież (choć pewnie najwyżej origami - tak, pesymista ze mnie). Pomimo biologiczno-wyrafinowanego stylu, ten tom czyta się dobrze, a lektura wciąga, szczególnie przez nieźle nakreślone tajemnicze miejsce, które po prostu chcemy odkryć, zrozumieć za pomocą metod biolożki. Choć osobiście nie chciałabym już czytać o kolejnych basenach pływowych...

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz