niedziela, 22 listopada 2020

Przystanek CXVI: Ostrze zdrajcy de Castell

   

Autor: Sebastien de Castell
Tytuł: Ostrze zdrajcy (tom 1)
Wydawnictwo: Insignis
Rok wydania: 2017
Ilość stron: 240
Gatunek: Fantastyka
Ogólna ocena: 1/10
Czy wnerwiła Kocyk? Grrr! <Kocyk lata po pokoju z kijem od mopa i myśli, że to szpada, a on jest taki straszny... Nie jest>

*

Od razu powiem, że ja to chyba lepiona jestem z innej gliny. Naczytałam się recenzji o tym całym de Castellu i jego pisarskich przygodach i nie mam zielonego pojęcia, czy to problem jest w tej pozycji czy we mnie. Z założenia jednak staram się podchodzić pozytywnie do życia, co mi jednak na co dzień nie wychodzi, dlatego... ta recenzja będzie w zasadzie istnym narzekaniem (w końcu to mój konik). 
A więc od początku... Być może nie wszyscy zorientują się, że seria Wielkie Płaszcze otulona gatunkiem "fantastyka" jest typem lektury "spod płaszcza i szpady". Nah, rzeczywiście, jak by się tak zastanowić, to faktycznie sporo tutaj odniesień, ale po pięknej okładce przypominającej mi książki Dave Duncana (ponadto to on zachęca do lektury ciepłym słowem na okładce) spodziewałam się zupełnie czegoś innego. No... lepszego.
Historia o tym, dlaczego było nie-lepsze, a gorsze: haha, nie oddam w pigułce całego bólu, a raczej "bulu" świata, bo zdaje sobie sprawę, że mój pogląd jest czysto subiektywny, ale naprawdę nie czaję, co takiego dobrego miało by być w tej pozycji, co tak zachwala reszta. Najwyraźniej nie przepadam już za ciągłymi gonitwami, ideałami wyjętymi spod prawa, ale szukającymi sprawiedliwości i podejmującymi bijatykami z bele czym w walce na szpady (tam był chyba rapier) z wykorzystaniem płaszczy. Pojawia się fachowe słownictwo orężu, ale jestem laikiem i nie zapamiętałam, nie ulega również wątpliwości, że autor zna się na scenach walki, bo męczy o tym przez 99,9% książki. Bóg wie, co znajduje się w tym 0,1%, by zapełnić papier... Głównymi bohaterami (czy aby na pewno?) są trzej (muszkieterowie) o śmiesznawych imionkach Falcio, Kest i Brasti. Pierwszy jest z nich najlepszy, podejrzewam, że wcielenie samego autora (widzieliście jego zdjęcie na necie?), a między nimi wisi ciągle szpadowy humorek. Wisi i bardzo zawodzi. Sceny niby to okraszone męskimi żarcikami z terenów "niepłonącego konara", mnie akurat nie podeszły, ale może męska część widowni by się zaśmiała. Ja oświadczam z tej drugiej. Z jednej typowo pechowej sytuacji wchodzą od razu z brudnymi butami w następną, ot tak, bez pardonu. Nie śpią, tylko walczą. Ach, lub dowcipkują. Albo jedno łączą z drugim, w końcu mają podzielną uwagę.
Jest też jakaś legenda związana z tymi indywiduami, misją Wielkich Płaszczy, których renoma bardzo upadła, pojawia się król (ale martwy), wtrąca się również polityka i intrygi. Ja akurat nie bardzo ogarnęłam ten spisek koronacyjny, ale po prostu nie potrafiłam się wczuć w tę powieść. A jest ona naprawdę długa. Doszło do tego, że omijałam kolejne tysięczne (czy milionowe) opisy potyczek. Krew się leje, a trup pada z rozmachem, a mimo to nie jest ani zabawnie (w stylu czarnego humoru), ani strasznie, ani smutno. Jest za to tragicznie. Ale to akurat gorzej.
Kwestie głównej fabuły są dużo lepsze niż wykreowani bohaterowie, jak na mój gust. Historię Falcia, Kesta i Brastiego (przede wszystkim tego pierwszego, często kosztem reszty, ale może nadrabia się to w kolejnych tomach) poznajemy w retrospekcjach. Tak, facet sobie walczy, w międzyczasie odpływa we wspomnienia, a potem przekłuwa tego obcego "wioskowego głupka" (bo kto by się na niego rzucał?) na wylot. W teorii czytelnicy mieli lepiej poznać intencje postaci ale... nie wiem, czy na pewno o to chodziło. Btw. opowieść o tragicznej śmierci żony Falcia była moim zdaniem poniżej wszelkiej krytyki i zasługuje na biczowanie. 
Dość łajania, podsumowując: po pierwsze, to ja bym tę powieść skróciła przynajmniej o połowę. Przez większą część historii autor nie ma za wiele do powiedzenia, więc nie rozumiem, dlaczego trzeba o tym czytać, by dojść do finału. Z drugiej strony - to seria dla tych, co żałują, że nie ma więcej książek o muszkieterach, męskich potyczkach, słownych i wręcz, przeciąganych w nieskończoność. Ach, pojawia się tam też trochę magii, ale jak dla mnie nielogicznej. To w ogóle dla mnie niezrozumiały świat, kompletnie nudny, z wymuszonym humorem i jeszcze bardziej wymuszoną akcją. Strasznie wyczerpała mnie ta lektura... Na przemęczenie, czyli na własną odpowiedzialność, bo ja na pewno nie sięgnę po kolejny tom. Nie ma!

* zdjęcie pożyczone od empik.com

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz