czwartek, 29 października 2020

Przystanek CV: Księga jesiennych demonów Grzędowicz

  

Autor: Jarosław Grzędowicz
Tytuł: Księga jesiennych demonów
Wydawnictwo: Fabryka słów
Rok wydania: 2014
Ilość stron: 472
Gatunek: (niby) horror, lekki thriller, groza
Ogólna ocena: 7/10
Czy wnerwiła Kocyk? Straaasznie! <Kocyk chowa się właśnie pod... innym kocykiem>



Tak naprawdę to nie było tak strasznie, mimo że w wielu opiniach internetowych czytałam, że to prawdziwy horror, ale... no tak, Kocyka przestraszyło. W sumie nie są to opowiadania na miarę Kinga, ale mają swój urok, a ich autor, Jarosław Grzędowicz, przecież nie jest pierwszym lepszym autorem, którego można by było podejrzewać o brak wprawy w pisaniu podobnych pozycji. Opinia o nim jest już powszechnie wyrobiona (to ten pan od polskiej fantastyki, btw stawiany obok Andrzeja Pilipiuka).

To zbiór opowiadań. Dość długich, jednak gdy przyzwyczaimy się do jakiejś postaci, nagle musimy ją pożegnać... Pierwsze i ostatnie opowiadania są zwięczeniem całości, w zamierzeniu miały wpisywać wszystkie historie w jedną ramę, ale coś nie pykło (lepiej było zrobić z tego jedno opowiadanie, bo czytelnik zapomina, co było jakieś 400 stron przed po zupełnie innych historiach). Uważam, że wszystkie te opowiadania w ogóle nie są do siebie podobne ani pod względem podejmowanych tematów, ani wybranych postaci. Nie we wszystkich opowiadaniach występują demony, choć mamy odwołania religijne, a ram czasowych nie wpisywałabym w "jesień". Również hasło z okładki "Wielkie święto, zatańcz ze mną" moim zdaniem nie odwołuje się do żadnej z zawartych tam tekstów. Słowem - opowiadania są naprawdę dobre, nie bardzo jednak wiem, dlaczego znalazły się ze sobą razem pod tym tytułem. Mam wrażenie, że okładka, tytuł oraz opis z tyłu zapowiadają zupełnie inną książkę, która w ostatniej chwili została wycofana.

Jakby nie było, to lepiej w tę stronę. W zbiorze zawartych jest pięć opowiadań i trudno powiedzieć, które z nich jest lepsze, a które gorsze, ponieważ wszystkie trzymały poziom do końca, łącznie z finałem. "Wiedźma i wilk" urzekało swoim niebanalnym wyrazem, zupełnie innym spojrzeniem na postać wilk-człowiek czy po prostu wilkołak, który woli wilczą naturę od tej nudnej ludzkiej (uważam, że to bardzo mały spoiler, jeśli w ogóle). W zasadzie również zaczęłam się zastanawiać, co w tym "ludzkim życiu" jest niby fajnego i niestety nie doszłam do jakiś pięknych konkluzji. Najbardziej jednak spodobało mi się opowiadanie o pechowcu, który dostał złotą kartę od życia (tak, bo też bym chciała takową zdobyć).

Podsumowując: przeczytanie tych opowiadań nie uważam za czas stracony. Zrobiłam to prawie miesiąc temu, a nawet teraz jestem w stanie dokładnie opisać, co się w tych poszczególnych tekstach działo, a to coś znaczy. Wywarły na mnie pozytywny wpływ, choć przyznaję, że czasami się dłużyły i trzeba było przejść sporo stron zwykłej pisaniny o tym "jakie życie jest niedobre", by wreszcie wejść w akcję, ale to nie działo się przy każdym opowiadaniu i gdy się już podjęło ten dryg, to do końca idzie całkiem nieźle. Przyznaję jednak, że na początku tej lektury odkładałam książkę niejednokrotnie, szukając jakiegoś celu, sensu tego całego zbioru i... często odpuszczałam, by przejść do kolejnej akcji "przerzucania kartki". U mnie tak było, u moich czytelniczych znajomych także, więc chyba coś w tym jest. Poza tym to nie są tak straszne opowiadania, by nazywać je szumnie "horrorami", to jakieś nieporozumienie. No helloł, jesteśmy Polakami, każdy z nas doświadczył większej grozy, poznaliśmy naprawdę straszne jeszcze w szkole na lekcjach historii. Dlatego to bardziej lekkie thrillery, raz trzymające w napięciu, raz odpuszczające aż nadto.

Jak mówiłam na początku: okładka, opis i tytuł w ogóle nie mają nic współnego z treścią opowiadań. To nie są horrory. To pięć bardzo dobrych opowiadań, które moim zdaniem nie mają ze sobą nic wspólnego, ale dobrze się je czyta, tak dobrze, że zapadają w pamięć. No... jeśli da się im szansę i przerzuci kolejną kartkę.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz