niedziela, 28 kwietnia 2019

Przystanek XXIX: Selekcja Cass


Autor: Kiera Cass
Tytuł serii: Selekcja
Wydawnictwo: Jaguar
Rok wydania: 2014-2016
Ilość tomów: 3+2+dodatki
Gatunek: Literatura młodzieżowa, motyw Kopciuszka
Ogólna ocena: 8/10
Czy wnerwiła Kocyk? Nie, milordzie <popija herbatkę z małym paluszkiem w górze>

Na początku przepraszam za zaniedbanie. Zapanowała właśnie u mnie era deadlinów i egzaminów, dlatego dni spędzam głównie z głową w słownikach lub książkach metodologicznych, których nie ma sensu tutaj opisywać. 

Seria "Selekcja" od Cass ciążyła mi od dawna na języku. Cass była pierwsza, która zaczęła bawić się motywem Kopciuszka  - mówię o tym dlatego, ponieważ w 2018 roku pojawiła się seria "Royal" Valentiny Fast, która jest nazbyt podobna, jeśli chodzi o zarys fabuły, wprowadzono tylko parę zmian (dokładnie, w przyszłości zamierzam pobawić się w porównanie tych dwóch serii, jeszcze jednak nie dopadłam tej nowszej w swoim czytelniczym zapale). Nie wiem jednak, kto dopuścił pojawienie się dwóch tak podobnych serii i co na to sama Cass.

Historia jest dość prosta. Wszystko kręci się wokół biednej dziewczyny (tyle że nie tak pomiatanej, jak w oryginalnej baśni) i jej rozkołatanym emocjom, która nagle wpada w oko księciu i ma szansę zostać jego żoną. Tyle że baśniowy bal trochę się wydłuża - dziewczyny z całego państwa przysyłają do królestwa swoje zdjęcia, książę wybiera trzydzieści pięć kandydatek i wtedy rozpoczynają się Eliminacje, które mogą trwać naprawdę długo (wszystko zależy od decyzji królewicza). Wybranki są zapraszane do pałacu i tam próbują oczarować (rzecz jasna) przystojnego księcia Maxona. Dla wielu dziewczyn to życiowa szansa, czyli walka na śmierć i życie, również dla ich rodzin, lub po prostu szansa na wyrwanie się z ponurej rzeczywistości.

Można więc powiedzieć, że to kolejna nudna młodzieżówka, w końcu główna bohaterka, Amerika, ciągle wzdycha do dwóch facetów (ale dałam 8/10, więc wiadomo, że coś nie gra) - Aspena (w którym jest od dawna zakochana) i Maxona (tego księcia) - nie mogąc się zdecydować, którego tak naprawdę chce. Czasami to przyprawia o ból dolnej części pleców, bo przecież wybór jest dla nas (czytelników) w sumie jasny. Ponadto Amerika bardzo przypomina księżniczkę, mdlejącą damę w wiecznych opałach (czasami ma chyba napad histerii, a raz zdarza się prawdziwy napad, rebeliantów na pałac). Do takich momentów trzeba się przygotować. To, co poruszyło moje czytelnicze serce, to otoczka wokół tego tematu - świat opisany w książce to wizja przyszłości. Kraje powróciły do bycia królestwami, w których panuje król, a królowa wybierana jest z ludu (po to są Eliminacje), by podkreślić bliskość króla do zwykłych nie-królewskich ludzi. Społeczeństwo podzielone jest na kasty, Jedynki to najzamożniejsze rodziny (Amerika to Piątka, grupa artystów), nazwiska konkretyzują zawód danej rodziny (np. Amerika Singer - śpiew i gra na instrumentach). Z góry więc jest założone, co dziecko będzie robić w przyszłości, a rotacje między kastami są niezwykle rzadkie, zdarzają się głównie poprzez małżeństwo, bankructwo, no i jeśli król tak postanowi. Ogólnie w królestwie się źle dzieje, ludzie biednieją, panuje głód i choroby, więc dziewczyny tam mieszkające naprawdę chcą choć na chwilę poczuć się jak księżniczki w pałacu, gdzie służba spełnia prawie wszystkie ich zachcianki. Warto zaznaczyć, że Eliminacje według Cass dzieją się w królestwie, w którym każdy ma telewizor, konkurencja śledzona jest więc (prawie) na bieżąco przez wszystkich mieszkańców państwa, ludzie tym żyją, obstawiają, kto wygra. Kandydatki muszą spodobać się również publiczności, uśmiechać się i ukrywać szereg emocji, które nie powinny ukazywać się przy kamerze - telewizja kłamie i one muszą się tego nauczyć. Podobał mi się również wgląd w relacje królewskie - Maxona i jego rodziców, trudny kontakt ojciec-syn oraz prawdopodobną przyszłość Ameriki - królowa, która w zasadzie stoi przy królu na spotkaniach, ale później nie jest już potrzebna. Ach, no tak, jeszcze musi urodzić potomka.

Oczywiście, Amerika trafia do pałacu przez przypadek, nigdy nie chciała tam się dostać, ponieważ jest zakochana w Aspenie, chłopaku, z którym spotyka się potajemnie od lat. Rodzina jest przeciwna ich związkowi, ponieważ Aspen ma niższy status, Amerika nie byłaby już więc Piątką (cała rodzina by na tym straciła). Amerika na początku błąka się więc po pałacu, tęskniąc za swoim chłopakiem i tak znowu wpada na księcia, który w zasadzie od początku (gdy zobaczył jej zdjęcie) jest nią zauroczony. To dlatego przystaje na układ Ameriki - pozwoli jej zostać w pałacu (ach, bo wtedy jej biedna rodzina dostaje pieniądze za to, że ona wciąż jest w pałacu), nie wybierze jej, a ona będzie szpiegiem wśród dziewczyn, powie mu, która warta jest jego wyboru. SPOILER: Aspen też się tam pojawi (choć nie jako jeden z trzydziestu pięciu kandydatek).

Reszty może nie ma co zdradzać. Amerika coraz bardziej zaczyna rozumieć mniej cukierkowate życie w pałacu, w zasadzie docenia jego plusy (jedzenie, stroje) i minusy (ciągłe kłamstwa), więc to bardzo dobrze, że nie zapomina się o każdej ze stron (pamiętając, że przeciętny czytelnik poleciałby na te plusy). Jest w stanie polubić resztę kandydatek (to było czasem zbyt cukierkowe, ale cóż, charaktery ludzkie są przecież różne, ktoś się zawsze może polubić) oraz zrozumieć króla, królową i decyzje samego Maxona. To dlatego pomimo pewnych wad Ameriki (głównie w narracji), polubiłam ich dialogi oraz relację, jaka z tego wyniknęła.

W każdym tomie następuje kolejny poziom Eliminacji - usuwana jest część kandydatek, które książę na pewno nie zamierza poślubić, czyli "Rywalki" (35), "Elita" (6) i "Jedyna" (1). Muszę również nadmienić, że mnie do ich lektury głównie zachęciły okładki (trochę mniej opis). Moim zdaniem to najładniejsza wizualnie seria (prócz Stievfater <3) z jaką się spotkałam, spodobała mi się nawet ta dzieczyna (na dwóch ostatnich tomach to już nie...). Samo zakończenie jest zbyt cukierkowe, ale to jednak młodzieżówka, ponadto na podstawie baśni, dlatego uważam, że tak już musiało być. Zresztą - jak mówiłam wcześniej - każdy od początku się domyśla, jak to się wszystko skończy, ważniejsza jest droga.

To były trzy tomy plus dodatki - "Książę i gwardzista", "Królowa i faworytka". To pozycje wyłącznie dla bezwzględnych fanów całej serii. Zaczęłam je czytać, ale obie skończyłam gdzieś na początku, nie mogłam tego strawić. Dlaczego? Pierwsza prowadzona jest tym razem z męskiego punktu widzenia, Maxona oraz Aspena, czyli jak postrzegali przez całą akcję serii Amierikę i poszczególne wydarzenia. To retrospekcja, czyli kompletna powtórka wydarzeń i z dlatego tak nudna (bo co mogą powiedzieć nowego?). Druga książka ("Królowa i faworytka") zasadza się na życiu Ameriki zanim trafiła do pałacu, Amberly, matki Maxona (czyli królowej) podczas jej Eliminacji oraz Marlee, która zamiast w księciu zakochała się w Carterze (część ich historii pojawiła się w jedynce). To już lepszy pomysł na fabułę (w zasadzie opowiadania), więc jeśli ktoś chce "więcej", to niech lepiej łapie za ten tom.

Kolejne dwa tomy - "Następczyni" i "Korona" - to kontynuacja serii, ale tym razem bohaterką jest córka Maxona i Ameriki. To przeżyłam. Jest to też swoista powtórka z rozrywki, ale tym razem Eliminacje rozgrywają się wokół księżniczki Eadlyn - do pałacu zjeżdża się trzydziestu pięciu kandydatów, którzy starają się o jej rękę (i to jest sytuacja do pozazdroszczenia^^). To też zerwanie z tradycją, ponieważ zawsze Eliminacje rozgrywały się wokół księcia. Muszę powiedzieć, że te dwa tomy czytało się nieźle. Eadlyn oczywiście nie życzy sobie takich Eliminacji, nie jest jednak w nikim zakochana i w zasadzie chce, by tak to pozostało, jednak sytuacja państwowa ją do tego zmusza. Ponadto gdzieś tam ma nadzieję, że jej losy potoczą się tak romantycznie, jak jej rodziców podczas Eliminacji. Jeśli jednak ktoś chciałby usłyszeć moje zdanie, to wszystko skończyło się zupełnie nie tak (SPOILER: wygrywa osoba, którą Eadlyn zna), więc w zasadzie królestwo tylko na tym straciło (finansowo). Pojawia się również wątek homoseksualny - dwoje kandydatów przejawia zainteresowanie sobą, a nie księżniczką (czego np. nie było w pierwszych tomach odnośnie kobiet...). Nie kończą jednak tak wielkim skandalem jak Marlee i Carter (kandydatka i strażnik). Dwa ostatnie tomy opowiadają również co nieco o Americe i Maxonie, ich dalsze losy oraz jak radzili sobie z prowadzeniem rządów. Spieszę zapewnić, że historia Eadlyn koniec końców nie jest gorsza od poprzednich trzech tomów, czym byłam najbardziej zaskoczona.

Uf, wreszcie koniec. Ja polubiłam tę serię. Miała swoje minusy, ale w ogólnym rozrachunku wypadła nieźle, też dlatego, że spodziewałam się najgorszego (jak to ja). Seria pisana jest językiem prostym, w zasadzie dość potocznym, ale próbuje oddać charakter baśniowy oraz konwenansów królewskich, mimo że rzecz dzieje się w kraju bardzo współczesnym (wizja przyszłości). Najwyraźniej w przyszłości bardzo prawdopodobne, że cofniemy się w rozwoju (co w sumie też jest możliwe). To mi trochę nie pasuje, ale z drugiej strony rozumiem, dlaczego stworzono taki styl (pałac, długie suknie, król itd.). To młodzieżówka, dlatego uważam, że większość dorosłych nie odnajdzie się w tym świecie, chyba że ci, co wychowali się na bajkach m.in. Disney'a. Rozbudowany motyw Kopciuszka uważam za dobry pomysł i to jest największy plus tej serii.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz