Autor: Maggie
Stiefvater
Tytuł serii: Faerie:
Lament i Ballada
Wydawnictwo: Illuminatio
Rok wydania: 2011
Ilość tomów: 2
Gatunek: Literatura
młodzieżowa, fantastyka
Ogólna ocena: 10/10
Czy wnerwiła Kocyk? Aż
łezka w oku się kręci…
Debiuty zwykle są perełkami dobrze dopracowanymi,
wypieszczonymi. Najlepszymi publikacjami danego autora (choć niektórzy
ulepszają swój warsztat lub eksperymentują z nowymi drogami, poszukując tej
lepszej). „Lament” i „Ballada” to tomy inspirowane celtyckimi legendami.
Rzecz dzieje się o wróżkach (albo Fejów, w końcu cykl „Faerie”),
ich świecie przenikającym do ludzkiego i problemach wynikających z tej interakcji.
Elfy olśniewają urodą, wdziękiem, przyzywają. Nie są miłymi stworzonkami, bawią
się ludzkim losem, próbując zmusić ludzi do artystycznych działań, pogłębiania własnego
talentu, a wtedy doprowadzają do śmierci takiego delikwenta.
Obie są dość podobne w zarysie, ale opowiadając dwie różne
historie. Główną bohaterką „Lamentu” jest Deirdre Monaghan, niepewna siebie
harfistka (też trochę śpiewa), której talent zaczyna przyciągać wróżki. Pojawia
się motyw zakazanej miłości, w formie zniewalającego Luke Dillon, grającego na
flecie i który potrafi razem z dziewczyną idealnie się zgrać (choć miał nie
grać z nią, a ją zabić). Gdzieś z boku stoi jeszcze James (stuprocentowy
człowiek), przeczuwający, że Luke przynosi same kłopoty. Nieoczekiwanie Deirdre
staje się nawet rywalką królowej, ostatnie strony przynoszą sporo akcji, dzięki
czemu zakończenie jest satysfakcjonujące.
W „Balladzie” to James, nieco porzucony przyjaciel Deirdre,
staje się głównym bohaterem. Tym razem to on przyciąga jedną z magicznych stworzeń,
muzę Naulę, która zabiera śmiertelnikom duszę, mimo że na początku się nimi
opiekuje, ale tylko by żerować na twórczej energii utalentowanych ludzi, aż do
ich śmierci. Mimo że James ma pewne doświadczenie w związku z przygodami opisanymi
w „Lamencie”, to i tak zaczyna współpracować z Naulą nad ich muzyczną
kompozycją, a podczas tego procesu oboje zakochują się w sobie. Naula, tak jak
wcześniej Luke, sprzeciwia się rozkazom, co sprowadza kolejne kłopoty z krainy
Faerii. Jeśli James chce ocalić muzę oraz własną duszę, w końcu będzie musiał
się zmierzyć z Królową Elfów oraz rogatym królem umarłych.
Z minusów, to Deirdre może wydać się nieco infantylna, ale
należy pamiętać, że to książka młodzieżowa. Za największy plus uważam właśnie
język użyty w tym – dość krótkim, dwutomowym – tekście. Jest niezwykle
poetyczny, jak muzyka dla czytelniczych uszu. Śmiało można stwierdzić, że styl książki
prześcignął jej treść... Powieść jest w końcu dość stereotypowa, ale za to sam
jej przekaz jest wprost cudowny.
Właśnie wtedy się zakochałam w Steifvater. Może wy też?
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz