wtorek, 19 kwietnia 2022

Przystanek CXXXVII: Triumf Swann

 

Autor: Leonie Swann
Tytuł: Triumf owiec (tom II)
Wydawnictwo: Amber
Rok wydania: 2011
Ilość stron: 464
Gatunek: Literatura piękna
Ogólna ocena: 9/10
Czy wnerwiła Kocyk? Kocyk uwielbia puszyste owieczki! <ściska kocykowatymi łapkami swoją maskotkę-owieczkę>


I szybciutko drugi tom. Nie, że się czyta je aż tak szybko, choć faktycznie, prosty owczy styl rzeczywiście ku temu skłania, jednak ponad 400 stron... Zawsze takie tomiska wyłączają mnie z życia, a potem olane obowiązki walą po mordzie, aż miło.

W związku z tym, że to wydawnictwo Amber, mamy też sporo literówek, choć powiem, że stosunkowo mniej, niż w Amber zwykle się pojawia. Strasznie oszczędzają na korekcie, co widać szczególnie na wydawanych przez nich romansach historycznych. Owcom też się więc oberwało. Normalnie unikam tego wydawnictwa, aby mnie krew nie zalała, ale za bardzo chciałam poznać tą historię.

I znowu szumna zapowiedź głosi, że to "thriller a zarazem komedia filozoficzna". Cóż, ktoś pomylił gatunki, bo to żaden thriller i żadna komedia filozoficzna. To kryminał z elementami komedii pisany z perspektywy owczej - tego się będę trzymać i te dziwne określniki wciąż mnie będą denerwować, bo znowu poleciałam właśnie na tą reklamę. Owszem, lektura była przyjemna i nie żałuję, ale złapałam się na chwyt marketingowy, obiecujący mi coś zupełnie innego. Przed tym przestrzegam innych. Oryginał wystąpił pod tytułem "Garou. A sheep thriller" i uważam, że tak powinno się zostawić, a nie wymyślać - to nie thriller, ale pojawia się jednak sporo trupów w historii i dla owiec rzeczywiście byłby to owczy thriller, a nawet horror, ale nie dla czytelnika. Triumfu też jako tako nie było, chyba że to, że owce po raz kolejny uniknęły rzezi, ale... możliwe, że tylko dla mnie nie było to tak satysfakcjonujące.

Druga odsłona owiec wydarza się już w Europie, czyli w perspektywnie spełnionego testamentu. Owce z Glennkill opuszczają Irlandię i trafiają do zaśnieżonej Francji. Pojawiają się nowe postaci w postaci kóz i mniej scharakteryzowanych ludzkich postaci (chociaż Mamę to polubiłam, niekonwencjonalna persona). I nowa tajemnica w postaci Garou, miejscowej legendy o wilkołaku, czyli tym razem mniej przyziemna historia, ale równie ciekawa. Opiekuje się nimi córka George’a, Rebeka. Ich nowe pastwisko znajduje się przy starym zamku, w którym dawniej mieścił się... zakład dla obłąkanych. Niektórzy pacjenci zostali.

Tak więc zakończenie mnie zaskoczyło, dla mnie było satysfakcjonujące. Sprawa z kozami też niezła. Podobało mi się, jak owce zjadały karty tarota Matki Rebeki, aby mieć wizję w sprawie rozwiązania. I zimowe jagnię, które starało się pozyskać imię. I obcy baran, który na końcu przechodzi metamorfozę i zmienia się w łabędzia, okazując się niezłym "ciachem" dla owieczek. Szalona czarna koza też była słodka. W ogóle często sprawa toczy się między tym, kto z tych zwierząt istnieje, a kto nie i czy ten Garou jest wilkiem czy człowiekiem, a może czymś pomiędzy. Narracja z perspektywy owiec ułatwia tak wiele rzeczy.

Ostatecznie historia wciąż jest słodka w swój naiwny uroczy sposób. Owce wyrafinowane, tylko panna Marple jakoś straciła na znaczeniu - to reszta owiec (i kóz) zaczyna przejmować taryfę, pokazując swoje liczne talenty. To zwierzęta w tym tomie zyskują na perspektywnie i zróżnicowaniu, w przeciwieństwie do reszty. Dzięki temu dwa tomy nie wydają się kalką, tylko zupełnie inną historią.

Dla mnie owce są spoko.


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz