środa, 13 kwietnia 2022

Przystanek CXXXVI: Sprawiedliwość Swann

 

Autor: Leonie Swann
Tytuł: Sprawiedliwość owiec (tom I)
Wydawnictwo: Amber
Rok wydania: 2011 (I wydanie 2006)
Ilość stron: 384
Gatunek: Literatura piękna
Ogólna ocena: 9/10
Czy wnerwiła Kocyk? Nie, owieczki się kocha, a nie nienawidzi <love everywhere, lepiej uciekać, bo Kocyk zaczyna ściskać wszystko i wszystkich>


Z racji świąt Wielkanocnych obejrzałam się za owieczkową lekturą. Powiem szczerze, że to dość dziwny pomysł na fabułę, ale ok, uroczy. Okładka głosi, że dla "fanów" "Folwarku zwierzęcego" Orwella - ja bym się z tym wstrzymała, bo jedynym ich podobieństwem jest akcja poprowadzona z perspektywy zwierząt (czasem ze wtrąceniami ludzkimi). Ponadto książkę tę określa się jako "filozoficzną powieść kryminalną" - a nie ma w niej filozofii, chyba że takiej owczej (np. jak wyglądać na zajętą jedzeniem, a w rzeczywistości być bardzo czujną - choć kto wie, może życie ludzkie też polega na takich sztuczkach, znam już technikę). Owszem, zdarzają się momenty, ale jeśli ktoś będzie nastawiony na jakieś odkrywcze osiągnięcia, to się bardzo zdziwi.

Skłaniam się ku tezie, że to po prostu kryminał, śledztwo prowadzone z perspetywy zwierząt. Bardzo infantylne, momentami naiwne, ale wszystko ma swoją rację bytu, w końcu to tylko owieczki i baranki, czasem głupiutkie, czasem trochę mniej. Nie znaczy to jednak, że się nie bawiłam przednio z nimi, bo ocena mówi przecież sama za siebie. To bardzo słodka historia, mimo że jest tam i trup (a nawet dwa), do tego powieść wielokrotnie nagradzana i powielana.

Jak brzmi treść? Pewnego dnia owce się budzą i odkrywają, że ich pasterz nie żyje, ewidentnie, ponieważ tkwi w nim szpadel. Odtąd na pastwisku pojawia się pełno ludzi, a każdy jest podejrzany o zabójstwo. Owce z dnia na dzień tracą swojego opiekuna i rutynę codziennych obowiązków. W końcu postanawiają same wziąć sprawy w swoje kopytka i znaleźć mordercę, widząc, jak ludzie pałętają się wokół niosąc same tajemnice i żadnych rozwiązań. Sam pasterz George, wyrzutek społeczny, okazuje się nie tak czystą osobą, za jaką go mieli - albo podejrzewali czytelnicy - w swojej przyczepie skrywa kolejne sekrety, a i jego testament okazuje się strzeleniem w kolana większości mieszkańców. Również wioska jest zamieszana w coś niecnego, łącznie z pastorem. Przyjeżdża kobieta w czerwieni i mąci. Świętoszka Beth modli się jeszcze bardziej. Do tego pojawia się wilczy duch oraz znikają i pojawiają się członkowie stada, łącznie z zaginionym dawniej baranem. Nic nie jest takie, jak się wydaje.

Słodkie są również imiona bohaterów. Każda owca ma swoje cechy charakterystyczne, dzięki czemu nie zbijają się w wełniastą masę, której nie można odróżnić (choć tuczne owce Gabriela właśnie takie są, przypominały zombie i były baaaardzo dziwne). Ja najbardziej polubiłam Chmurkę oraz Pannę Maple, która wiodła prym w tej opowieści. Pomimo ogromnego uwielbienia dla trawy, mają swoje plany i marzenia, chcą, by im czytano (także o Pamelach, choć nigdy nie poznały gorących momentów czytanych romansów), a pasterz przed śmiercią obiecał im podróż do Europy. Być może ze względu na jego miłość do owiec, stały się one mądrzejrze, nawet jeśli podejrzewamy je ciągle o jakieś prymitywne brykanie w te i we w te.

Koniec końców szybko skończyłam tę powiść. Czyta się ją sprawnie, pomimo morderstwa i niecnych zamiarów niektórych z mieszkańców (łącznie z próbą zabicia córki George'a) jest wesoło i po prostu miło. Ciekawa odskocznia od ciężkich i przytłaczających klimatów kompletnie ludzkich lektur. Przede mną czeka już tom II i na pewno w niedługim czasie o nim opowiem.


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz