wtorek, 25 czerwca 2019

Przystanek XLI: Ali w Krainie Czarów Vázquez-Figueroa


Autor: Alberto Vázquez-Figueroa
Tytuł: Ali w Krainie Czarów
Wydawnictwo: Wydawnictwo Dolnośląskie
Rok wydania: 2005
Ilość stron: 192
Gatunek: Literatura piękna
Ogólna ocena: 9/10
Czy wnerwiła Kocyk? A czymże może być wnerwianie? <Kocyk robi wielkie oczy>

Znana jest moja ewidentna miłość do "Alicji w Krainie Czarów" oraz obojętnie jakiś przeróbek na tym polu, poczynając od filmów, mang, książek, a kończąc na samoprzylepnych karteczkach (kocham!). Wiadomo więc, jakim cudem sięgnęłam po tą pozycję (tak, wystarczyło przeczytać tytuł). Podobnie jak książka islandzkiego autora, i Ali musiał odczekać swoje na półce, by w kryzysie portfela zaczęłam sięgać po lektury dawno kupione.

To ciekawa pozycja, dlatego ją tutaj poruszam. Fabuła niczym nie zaskoczy, język również nie jest tu jakimś niezwykłym narzędziem (niknie na tle historii). Opowieść dotyczy Alego Bahara, Beduina prosto z pustynnego pustkowia, który nagle trafia do Krainy Czarów - USA. Człowiek, który nigdy nie poznał cywilizacji, mówi w odmiennym języku, do tego posiada "specyficzny wygląd" i pewną "niepełnosprawność" (za taką uważana jest w jego wioseczce, co to jest, chciałabym nie zdradzać xD), nagle sam musi się odnaleźć w rzeczywistości, w której wszystko wywrócone jest do góry nogami (znamienna scena, gdy deszcz pada z gruntu, a to tylko natrysk na trawnikach).

Brzmi pięknie, jak na literaturę piękną przystało. To teraz trochę o innej stronie, bardziej sensacyjnej - służby specjalne interesują się Alem, ponieważ wygląda jak Osama bin Laden i chcą go wykorzystać w politycznych rachunkach, ale coś idzie nie tak i Ali sam trafia do ogromnego państwa. Tylko cudem ukrywa się przed goniącymi go agentami, reporterami i wysłannikami al-Kaidy. Ten ogólny absurd (choć w sumie dość prawdopodobny) zmienia całą alicjowatą historię. Akcja rozgrywa się na trzech płaszczyznach - Ali odkrywa zupełnie nowy świat (wyposażony jest w telefon, którym kontaktuję się co rusz z ojcem i siostrą, przekazują niesamowitości, które spotyka), komandosi za wszelką cenę próbują uchwycić wymykającego się w nieprawdopodobny sposób Beduina, a świat zaabsorbowany jest poczynaniami nowego bin Ladena (również oryginał jest zaskoczony), który radzi sobie aż za dobrze. Ali w ogóle niczego się nie boi, nie rozumie, jakie mu może grozić niebezpieczeństwo, toteż w zasadzie podróżuje niczym turysta, dziwiąc się na każdym kroku, podziwiając każdą drobną rzecz (spotyka aktorkę u której zamieszkuje, a raczej się ukrywa i poznaje ją bardzo... dogłębnie, dzięki swojemu mankamentowi, o którym wspominałam wyżej). Książkę można traktować jak pewną komedię, mimo że nikt tam otwarcie się nie śmieje - humor uzyskuje się poprzez absurdalne sytuacje oraz niesamowite zbiegi okoliczności. No i nikt nie ginie, mimo że przecież mamy do czynienia z organizacją rządową oraz terrorystyczną.

Na minus jest okładka. Oryginalna mi się podobała, ale ta? Nie umywa się, ale prawidłowo nakierowuje treść, o czym będziemy czytać, więc nie mogę jej zjechać tak, jakby tego chciała. Książka idealnie obrazuje zderzenie dwóch kultur, ale robi to w dystyngowany sposób, nie nachalnie, bardziej komediowo. To lekka książka, do tego dość krótka, ale daje do myślenia. Każdy polubi Alego.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz