czwartek, 14 lipca 2022

Przystanek CLXV: W służbie Artomska-Białobrzeska

 

Autor: Magda Artomska-Białobrzeska
Tytuł: W służbie miłości
Wydawnictwo: BookEdit
Rok wydania: 2021
Ilość stron: 276
Gatunek: Romans
Ogólna ocena: -10 i niżej! /10
Czy wnerwiła Kocyk? <Kocyk wykonuje sensacyjnego plaskacza, tracąc przytomność na 2h> 


Nie wiem, co mam napisać. Już na wstępie. A podkreślam to, bo przecież ja należę do tych wygadanych, nawet wtedy, gdy nie mam za wiele do powiedzenia. Może od razu się przyznam, że nie dokończyłam tej książki do końca, nie wiem więc, jak wypadł finał, ale też nie wiem, czego by on miał dotyczyć prócz opcni "the end". Nie byłam w stanie, a rozpoczynałam kilkukrotnie. Może gdybym ominęła środek to by coś zmieniło, ale fakt faktem miałam dość.

Pozycja reklamowana jako godne zastępstwo Bonda z macho w roli głównej... ochy-achy na forach internetowych... wysokie oceny.... Wiecie co? Już nigdy nie będę słuchać cudzych opinii, w nosie mam te rankingi, polecajki i recenzentów po pijaku. Nie wiem, co wy ćpaliście, ale to książka - książka, że sią tak górnolotnie wyrażę - to jakieś bagno nieporozumień. Nie da się tego czytać, a po połowie lektury trudno jest mi orzec, z czym dokładnie miałam do czynienia. A przeszukując cudze opnie zaczęłam się szczerze zastanawiać, czy w ogóle ktoś na świecie (ok, w Polsce, mówimy o polskiej - pfff - autorce, tzw. debiucie - pfff) przeczytał z niej więcej niż ja. 

A dlaczego? Bo zaczynając od gatunku, do którego zaliczono tą powieść, nic sie nie zgadza. Niestety, to nie kryminał. Ani thriller. Ani sorry, sensacja. Owszem, jest tam policjant i jakaś presja przestępcza, ale ten główny bohater to nie bronią się zajmuje. Munduru też nie uświadczysz, nawet gaci. Ochrania on świadka koronnego w swoim mieszkaniu w postaci 40-letniej kobiety (też nie wiem, czemu to takie ważne, ale jej wiek się bardzo podkreśla), co w praktyce łączy się intensywnie z ruchaniem jej jak bańkę-wstańkę-niewydymkę. Przepraszam za wyrażenie, ale w sumie jeśli szykujecie się na tę powieść lub jesteście jej gorącym fanem, to do podobnych sfurmułowań musicie sie przyzwyczaić lub już tej zdolności dokonaliście. To złoty Graal Grey'ów! Po prostu kolejna kopia, choć mniej tam zabawek.

Pozbyłam się tej książki gdzieś na 114 scenie seksu, przeszłam niewiele ponad połowę, także na więcej "scen" czy właściwej fabuły nie bardzo jest tam miejsce. Ok, przez jakieś początkowo 30 stron niby opisuje się zawiązanie akcji, co w ogóle odbywa się od dupy strony, ale jest. Potem natychmiast zaczyna się porno. I te teksty... klasyczne "schnella" z dodatkami. Ten pseudo macho na forach internetowych porównywany do Bonda to jakieś totalne zero, któremu zrobiłoby się przesługę, gdyby tak wkońcu go ktoś wykończył. Naprawdę, tym ma się charakteryzować owiany legendą prawdziwy mężczyzna? No to wow. Niech będzie, że każdy ma swoje marzenia i wizje. Przez całą lekturę ciągnie poetyzowane na górnolotne kwestie wzorowane chyba na teatralne, mimo okraszenia nieprzyzwoitymi przekleństwami na temat narządów kobiecych i męskich oraz ich przeznaczenia, że jaki on to biedny, przecież ją wyłącznie "dyma", bo nie ma nic innego do roboty, bo ona nawet ładna od tyłu, a biedny chyba dlatego, że zaraz będzie musiał ją porzucić. To się dzieje u niego w myślach, bo na głos to wyraża zupełnie coś innego. Owszem, wygłasza równie "kurwujące" monologii, ale o miłości i chyba oddaniu (powiedzmy), które zmuszają go do "dymania do upadłego" i o tym, jak nie może się powstrzymać. W ogóle mówi jedno, robi drugie, a wychodzi w ogóle trzecie. To trochę tak, jakby zamienił mózg ze stereotypową kobietą zmieniająca zdanie co pięć minut, kompletnie bezdecyzyjną. O jego "partnerce" nie opowiem, bo tak naprawdę prócz zdejmowania majtek, klękania czy nadstawiania tylnej części ciała to nie wiem, czy zrobiła coś szczególnego przez część książki, którą zaszczyciłam spojrzeniem. Ale nie wiem, może potem ma czas coś powiedzieć. Albo się ubrać. W napisach końcowych na przykład.

Tak więc "pasja", "namiętość" i "romans" jak szczodrze wyczytuję w opisie na okładce to nie to, co tak naprawdę się tam uświadczy. To jakaś niedopasowana groteska, nudne kopiowalne sceny seksu, zerżnięte (hehe) z innych romansów o podobnej renomie, a dodaję, że mówi się na nią "kryminał". Dziwi mnie, że jeszcze nikt dobrze nie zjechał tej książki, bo się jej należy. Nie wyniosłam z niej nic, poza obrzydzeniem do języka polskiego. I portali czytelniczych, chwalących to to jak złoto. Ponadto nie wiem, ale ja sobie inaczej wyobrażam kryminał. By sie jakaś akcja przydała, inna niż łóżkowe, kanapowe czy łazienkowe. To, że rzecz dotyczy korpo wcale mi nic nie mówi, przecież to temat rzeka.

Podumowując: niet. Najdłużej się śmiałam po przeczytaniu opinii, że to książka trudna i wymagająca, dlatego wszyscy frajerzy, którzy jej nie docenili, to po prostu z niezrozumienia, za małych móżdżków. Ja tam nie wiem, ile trzeba mieć IQ, by ogarnąć wielokrotne łączenie kabelka do kontaktu, ale osobiście uważam, że to "niezrozumienie" pochodzi z innej beczki. O tym, jak słaba jest to pozycja może świadczyć fakt, że nikt nie chciał jej ode mnie odkupić, ledwo przyjęli ją w bibliotece (a jest wręcz z nowości, z 2021!). Walić rankingi i opinie! Sprzedalność moim zdaniem jest ważniejszym wyznacznikiem.

Zresztą, Kocyk z tej traumy już się nie podniesie.


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz