wtorek, 15 marca 2022

Przystanek CXXIV: Złoty płatek śniegu Mirek


Autor: Krystyna Mirek
Tytuł: Złoty płatek śniegu
Wydawnictwo: Luna
Rok wydania: 2021
Ilość stron: 318
Gatunek: Obyczajowa
Ogólna ocena: 9/10
Czy wnerwiła Kocyk? Kocyk gapi się przez okno i ciągle wzdycha, nie mam serca mu powiedzieć, że śniegu już nie będzie… tym bardziej złotych płatków


Nie należę do osób zaczytujących się jakoś specjalnie w obyczajówki, ale że zalegało mi sporo takich lektur na półce, to chcąc-nie-chcąc, trochę się w te sprawy zgłębiłam. Mam też babcię, wierną czytelniczkę wszelakich pozycji, która podsuwa mi część pod nos. Tak, abym się należycie rozerwała.

A już ci!

Krystyna Mirek? Dla mnie to pierwsza przygoda z jej książkami, ale wiem – słyszałam od źródeł, którym nie mogę ufać, hehe – że stała się bardzo poczytna, do tego wydaje się płodna na miarę Kinga. Popełnia też różne gatunki, na co ja zwykle patrzę nieprzychylnym okiem, ale cóż, nie poznałam ich, między innymi kryminały, thrillery, publicystyka, literatura piękna… Nooo, zebrało się. Koniec końców ponad dwadzieścia pozycji. Dosyć sławna ostatnio, więc pewnie niejeden o niej słyszał.

Dzisiaj na tapecie książka, którą czyta się w szczególnym czasie. Śnieżnym czasie. Więc korzystając z tego, że w niektórych częściach Polski wciąż jeszcze jakieś płatki tam szybują z nieba, rzucam się z jej recenzją.

Kompletna magia świąt. Ludzie się zmieniają, serca rosną i w ogóle jest tak pięknie i kolorowo – w każdej świątecznej książce tak będzie, ale ostrzegam, że nie każda mikrohistoria w tej fabule kończy się tak dobrze. Dzieciątko, Mikołaj, Gwiazdka czy choinka – co do tego ma jakieś drzewko, kurka wodna?! – nie ma takiego infantylnego wpływu, nie czynią cudów niecodziennych, tylko na miarę ludzką. To mi się właśnie podobało. Nadzwykłość w zwykłości. Na tym polu jedynie ten złoty płatek wydał się tak niemożliwym. Prawdziwa obyczajówka, jednym się powodzi, a innym niekoniecznie. Samo życie, nerdy!

Poznajemy trzy historie, pojawiające się w narracji pierwszoosobowej wymiennie z innymi wątkami, które łączy jedno wydarzenie szkolno-szpitalne (dosłownie) – balowa zbiórka charytatywna na cele szpitalne (ale dla niektórych kończy się faktycznie szpitalem). Nie zdradzę nic ponadto, co znajdziecie z tyłu okładki (przynajmniej się postaram). Jedna dotyczy nastoletniej Julki zakochanej w starszym (choć nie aż tak przecież) studencie i nieco bezmyślnej przygodzie na podłodze hotelu (okaże się, że podłoga ma w tej książce wiele znaczenia, jeśli dochodzi do zbliżeń) oraz jej bogatym rodzicom, nieszczerych lub szczerych intencjach itd. Mnie się osobiście ta część nie podobała, bardzo cukierkowa, a chłop zakochany jak skała (ok, nie oceniam). A dziewczyna? Bardzo zahukana, momentami wkurzająca, ale rzeczywiście, możliwa życiowo.

Druga dotyczy trójki przyjaciół z dzieciństwa, Jowity, Ignacego i Adama, którzy zawodowo rozwijają się pod niebo (pani burmistrz, amerykański biznesman i dyrektor szkoły), ale ich życie uczuciowe pogmatwane jest w dziwną stronę (trójkąt miłosny przez niezdecydowaną kobietę), które postanawiają w końcu poukładać. To najmocniejsza część, ale strasznie zagmatwana, a jej tajemnice odkrywane są stopniowo. Trzecia historia łączy się z tą drugą – Lidka, która beznadziejnie zakochała się w jednym z tego trójkąta, jest to jej pierwsze zauroczenie po byłym, który „zostawił” jej dziecko. Spełnionej mamy, ale niespełnionej kochanki. Poznajemy jeszcze postronne osoby i ich dylematy. Najbardziej przemyślaną osobą stanowi według mnie Adam (dyrektor szkoły). Wręcz anielsko opisany od początku fabuły, na końcu trochę traci na tej niebiańskości (uważam to za pozytyw), a najbardziej denerwująca – Jowita. Niezdecydowana pani przy władzy, ulizany kok, władza pełną gębą, kompletnie mi nie leżała. Stanowiła dla mnie po prostu odsłonę negatywnego bohatera, co dla książki wcale nie było takie złe. W ogóle autorka była kiedyś nauczycielką, więc temat szkoły wyraźniej się tutaj rysuje (zadania szkolne, oczekiwania dyrektora, rada rodziców itp.). Tak, szkoła to tutaj bardzo żywy temat, mimo że nie wszystko dzieje się w jej murach.

I tak jak wspominałam na początku, ja i obyczajówki średnio się dogadujemy, ale prawda jest taka, że pani Mirek na tle tej reszty mi poznanych, wybija się ponad miarę. Żeby nie było, wciąż jest to lektura naiwna, ale nie aż tak. Nie ponad miarę, zachowuje jakieś ramy normatywne i za to po prostu muszę chwalić. Został zachowany zdrowy rozsądek, co ładnie da się zauważyć szczególnie po grudniowym harmidrze (znowu klaskam). Niektóre historie kończą się „sweetaśnie”, a inne nie, bo takie jest właśnie życie. Z minusów muszę powiedzieć, że niekiedy pojawia się słowotok, ale da się przeżyć. A do wydawnictwa – cholera jasna, skupilibyście się na tej korekcie, co? Trochę błędów znalazłam, głównie literówek i znikających wyrazów. Za dużo jak na takie wydawnictwo!

Czy polecam? Tak. Dla tych, co nie przepadają za obyczajówkami, a potrzebują luźniejszej lektury, to niech chwytają. Dla obyczajówkolubców? Na pewno, niech bierą. Pozostali? Nooo, zależy, kto pyta o zdanie. Ogólnie jednak faktycznie polecałabym na święta, kiedy sporo rzeczy się wybacza, nie wszystkie błędy są takie wyraźne, a oczy same szklą się na wspomnienie świątecznej choinki.

Tak w ogóle – słyszał ktoś o książkach z magią świąt Wielkanocnych? Bo ja jakoś nie…

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz