czwartek, 5 grudnia 2019

Przystanek LXXVII: Rajskie wzgórza film


Tytuł: Rajskie wzgórza
Reżyser: A. Waddington
Scenariusz: Brian DeLeeuw, Nacho Vigalondo
Rok premiery: 2019
Gatunek: Fantasy
Ogólna ocena: 8/10
Czy wnerwiła Kocyk? Nie, Kocyk takie filmy nawet lubi <porusza nitkowymi brwiami>

Źródło: d-tm.ppstatic.pl

Tym razem chętnie bym coś naprostowała. Wiedziona pozytywnymi opiniami w stylu wszystkim, co uwielbiam, typu nawiązania do "Alicji w Krainie Czarów", nietuzinkowość czy nazywanie reżysera drugim Burtonem - to do mnie przemówiło, dlatego chętnie, pomijając to, że mam sporo zaległej roboty, sięgnęłam po ten film. To nie tak, że czuję się kompletnie rozczarowana filmem, po prostu nie ma co oceniać go w samych superlatywach. W porówaniu z tym, co obiecuje współczesne kino, to rzeczywiście dobry film, ale nie najlepszy.

Główna bohaterką jest Uma, która budzi się nagle na jakiejś rajskiej wyspie, dokładnie w szkole dla krnąbrnych dziewcząt z bogatych domów, prowadzonej przez Księżną (uwielbiam Millę Jovovich! tym razem nie lata za zombie). Wysyłali ją do niej rodzice, którzy chcieliby, by wyszła za bogacza, a ona kategorycznie odmawia, ponieważ kocha innego (bardzo klasyczny przypadek, zupełnie inaczej jednak rozwiązany, co jest miłe). Szkoła ma zmienić jej zdanie. Wokół Umy znajdue sporo dziewczyn, u których wątpliwe, by się tak hop!, w przeciągu jakiś trzech miesięcy zmieniły tak diametralnie, a jednak coś sprawia w szkole, że "terapia jest skuteczna", jak to przyznaje Księżna, a bogacze wciąż przysyłają więcej córek i płacą krocie za efekty. Ta zagadka zostanie pomału rozwiązana, bez szokowych sytuacji i mimo że sporo rzeczy nas nie zaskoczy, łącznie z finałem (którego doświadczamy przedsmak już w scenie pierwszej, wesele Umy po terapii) i widz łatwo się domyśla, że z tym ośrodkiem musi dziać się coś złego, to jednak to rozwiązanie zaskakuje (przynajmniej mnie). Trudno określić czas tej opowieści - współczesność (Yu posiada słuchawki) czy wręcz przeciwnie, jakaś alternatywa lub wizja przyszłości? Sporo tu również muzycznych wtrętów, jakby reżyser zastanawiał się przez chwilę, czy nie zrobić z tego musicalu. Pojawia się też motyw miłości lesbijskiej (Amarna zakochuje się w Umie, której to chyba nie przeszkadza). Teoretycznie to szkoła, w której dziewczyny chodzą na zajęcia z etykiety, śpiewu i tańca, wychowania fizycznego oraz jakiejś dziwacznej terapii z konikiem (nie rozwinę tego xD). Ja jakoś nie zauważyłam, żeby dziewczyny tam śpiewały lub tańczyły, większość czasu tylko spacerują i plotą wianki (na modłę raju chyba), ale może to ja czegoś nie zauważyłam.

Nie poznajemy wyłącznie trudów Umy, poznajemy także jej nowe przyjaciółki - Chloe, u której rodzice nie mogą scierpieć jej nadwagi, Yu (z jakimiś napadami lęku? Ale jest też bardzo introwertyczna) oraz Amarnę, słynna gwiazdę popu, u której zespół nie zaaprobował zmian, jakie chciała wprowadzić. Rozwijają wspólnie wątek detektywistyczny, próbując dociec, co się dzieje na wyspie, a potem jak z niej uciec.

Największym plusem tej produkcji są zdjęcia. Przybywający "na ratunek" chłopak Emy nadchodzi niczym Aragorn w trzeciej części "Władcy Pierścieni". Powinno wyglądać to sztucznie, a jednak tak nie było. Stroje księżnej, jej miny i aranżacje jej spotkań z Umą są wyjątkowe (ale sama Jovovich zbyt wiele nie daje, a szkoda). Uma nie jest wnerwiającą postacią, a to już przy takich filmach ogromny postęp. Bohaterowie są zróżnicowani, trochę zbyt szybko się zaprzyjaźniają i nieco zmieniają (szczególnie Yu), ale z drugiej strony film nie trwa 2h, by to można było przeciągnąć.

SPOILER! Co mnie zastanowiło, to pojawiający się w rozwiązaniu lekarze oraz inny personel, który mówi: "Ja nie chciałem, ja tylko wykonywałem swoje obowiązki/ pracę". Mnie z natury skojarzyło się to z niemieckimi zbrodniarzami, którzy po wojnie tłumaczyli się podobnie. W takim samym tonie wypowiadają się dziewczyny z jaskini, że nie miały wyjścia, robiły to dla rodziny. Teoretycznie powinnam zbyć to machnięciem ręki, ale właśnie to dało mi najwięcej do myślenia. Te postaci są jak relikty wojny, jej produkt uboczny. Wszyscy w końcu pracowali na "Rajskie wzgórze" niczym Niemncy dla III Rzeszy, każdy dla własnych celów, egoistycznych lub wręcz przeciwnie.

Jeszcze słowo o nawiązaniach do "Alicji w Krainie Czarów" - faktycznie są.  Księżna przypomina Czerwoną Królową, szczególnie w otoczeniu czerwonych róż lub podobnej sukni. Nikt nie przemalowuje jej białych róż w czerwone, ale taka scena się pojawia (nie zdradzę jednak przyczyny). Uma pałęta się po wyspie niczym Alicja, wszystkiemu się dziwiąc, a jej sukienka przypomina animowana wersję (bez jednak niebieskiego koloru). Niestety, kota z Chesire nie uwidzimy :( Przy kolacji możemy się dopatrywać podobieństw do "wypij mnie" lub "zjedz mnie", szczególnie w formie filiżanki z białym mlekiem. Cała sceneria (szczególnie dzięki okazałym zdjęciom) daje wrażenie baśni, a nie filmu w alternatywnej rzeczywistości.

Podsumowując: tak jak wspominałam na początku, ten film jest dobry i warto go obejrzeć, ale nie jest jakoś wybitnie niezwykły, jak to chcą przekazać niektóre media. Niemniej pomysły w nim zawarte są warte zobaczenia, mimo że niektóre sa dość schematyczne. Wydawało mi się, że reżyser chce odwołać się do starych chwytów i pokazać je w nowym świetle, co powychodziło z różnym skutkiem. W każdym razie lekkie kino, a jeśli miałabym oceniać produkcje, jakie widziałam w tym roku, to według mnie jest ona najlepsza. Żałuję jedynie, że nie widziałam jej w kinie, ale "Alladyn" i inne filmy mi tą informację przysłoniły.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz