niedziela, 8 grudnia 2019

Przystanek LXXX: Mój Auschwitz Bartoszewski


Autor: Władysław Bartoszewski
Tytuł: Mój Auschwitz
Wydawnictwo: Znak
Rok wydania: 2010
Ilość stron: 208
Gatunek: Autobiografia, historia
Ogólna ocena: 10/10
Czy wnerwiła Kocyk? Nie, Kocyk udobruchany takimi lekturkami <szczerzy się> 

Źródło: znak.pl


To trochę smutne, co mówią media o Władysławie Bartoszewskim. Zdarza się, że hejty pojawiają się również w komentarzach do faktów, w którym jego nazwisko akurat się wzmiankuje. Jest coś w stwierdzeniu, że człowiek tak blisko władzy nigdy nie ma czystych rąk (stoimy z boku, nigdy nie poznamy całej prawdy), ale martwią mnie argumenty, które są podawane jako dowód jego winy. Dodam, że mnie interesują wyłącznie te dotyczące granic KL Auschwitz.

Może powiem coś o tytule - to bardzo ważne, nie jest on tutaj przypadkowy. Na historię o KL Auschwitz składa się multum relacji i wspomnień, z której my poznajemy tylko jej ułamek i z tego budujemy wiedzę o tym obozie. Nigdy nie wiedzieliśmy i nie będziemy wiedzieć wszystkiego o tym miejscu, ponieważ musielibyśmy poznać wszystkie jednostkowe historie, także tych osób, które nie dotrwały, by o niej opowiedzieć. Każde jednostkowe spojrzenie (byłego więźnia) to właśnie "moje Auschiwtz", czasem różniące się niemożliwe od reszty, zmieniające niektóre fakty przez błędy pamięci, opowiadające z wielkim humorem jak u Stanisława Grzesiuka, z optymizmem jak u Primo Levi, matematyczną precyzja jak u Laurence'a Reesa, dziecięcą wrażliwością jak u Thomasa Buergenthala, religijnym zaciągnięciem jak u Zofii Kossak-Szczuckiej i... tak dalej, można w nieskończoność. Każdy człowiek inaczej postrzega świat i tutaj nie ma wyjątku, a ten obraz jest wyjatkowy, bardzo subiektywny i indywidualny.

Nie są to zwyczajne wspomnienia, do jakich człowiek przywykł. W opowiadaniu o przeszłości pomagają Bartoszewskiemu Piotr M. Cywiński (teraźniejszy dyrektor PM Auschwitz-Birkenau) i Marek Zając, co bardziej przypomina rozmowę (pytania i wtrącenia tych osób nie zostały wymazane). Na końcu załączono wybrane przemowy Bartoszewskiego oraz opowiadania innych współwięźniów, m.in. słynny "Apel" Jerzego Andrzejewskiego, broszura ojca Augustyna "Za drutami obozu koncentracyjnego w Oświęcimiu", "Pamiętnik więźnia" spisany przez Halinę Krahelską czy "W piekle" Zofii Kossak. Warto wspomnieć, że część wspomnień u Krahelskiej pochodzi z ust Bartoszewskiego - konspiracyjnie wydano jego wspomnienia, rzekomo uśmiercając autora, aby go nie szukano. Fragmenty pochodzące od Kossak są z czasów, gdy pisała jeszcze przed dekonspiracją i trafieniem do KL Auschwitz (jak Krahelska wydawała wspomnienia byłych więźniów, by świat poznał prawdę). Potem warto przyjrzeć się jej poobozowej relacji "Z otchłani" (nie każdemu jednak przypadną one do gustu - sporo omija, sporo odwołań do Boga).

Bartoszewski jako zwykły chłopak (17-18 lat) trafia do KL Auschwitz we wrześniu 1940, w tzw. drugim transporcie warszawskim, jeszcze na początku działalności obozu, dostaje numer 4427. Od razu musi się wdrążyć do nowej rzeczywistości Wiele szczęśliwych trafów oraz zawiązanych nagle przyjaźni ratuje mu życie. Po wyjściu z obozu - został z niego zwolniony w 1941 roku - długo wraca do zdrowia, zawiązuje działalność konspiracyjną, a po wojnie... zostaje wsadzony do jednej celi razem z dawnymi esesmanami. Niejednokrotnie jesteśmy świadkami, jak wielkie piętno odcisnął na nim obóz.
Został z obozu zwolniony - tak. To jest właśnie jeden z argumentów, że Bartoszewski bratał się z nazistowskimi Niemcami, a potem z Sowietami. Nie rozumiem, dlaczego wciąż mało ludzi wie, że zwolniono w ten sposób ponad jakieś 100 osób, w początkowym okresie działalności obozu. Do końca nie wiadomo, co takiego chciały przez to uzyskać władze obozowe, ale fakt jest faktem. Człowiek wychodzący w ten sposób na wolność nie mógł być polityczny (nie trafił do obozu za konspirację), ani żydowskiego pochodzenia, ponadto jeśli był wyraźnie chory, cofano takie zezwolenie. Podpisywano też oświadczenie, że co działo się w obozie, zostaje w obozie, inaczej do niego wróci. Bartoszewski znalazł się szczęśliwie na tej liście. Zresztą, co takiego mógł zaproponować osiemnastolatek, nie zrzeszony z żadną działalnością?

Podsumowując: jak widać, nie jestem tu po to, by wybielać lub oczerniać dane osoby. Boli mnie jednak, jak powtarza się szereg kłamst i nikt ich nie prostuje, prawdopodobnie z niewiedzy. Zbliża się kolejna rocznica wyzwolenia KL Auschwitz (27 stycznia) i z tej okazji na pewno pojawi się jeszcze wiele podobnych sytuacji, o które już mnie krew zalewa (mimo że nie wiem, co będzie). Od czasu do czasu warto przeczytać sobie sprostowania na stronie oświęcimskiego muzeum - ot tak, by zabłysnąć chociażby na facebooku wiedzą, a nie ignorancją lub powtarzalnością kopiuj-wklej/ udostępnij. Co do książki? Warto przeczytać o życiu Bartoszewskiego, o tym, jak ze zwykłego warszawskiego chłopca stał się poprzez dramatyczną historię politykiem i dyplomatą. Jeśli poszukuje ktoś skandalu - nie znajdzie go. Sporo z jego historii jest ciekawa, zaskakująca, a styl wzbudza całą gamę odczuć (uwiódł mnie wątek o matczynym płaszczu). Dodatki do książki na końcu są ważne, powiedziałabym, że od nich należy zacząć lekturę.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz