środa, 19 lutego 2025

Przystanek CCI: Dziecko Gwiazd Olszańskiej

 

Autor: Michalina Olszańska
Tytuł: Dziecko Gwiazd. Atlantyda
Wydawnictwo: Albatros
Rok wydania: 2009
Ilość stron: 462
Gatunek: fantasy
Ogólna ocena: 4/10
Czy wnerwiła Kocyk? Kocyk przeżyje, ale też nie jest specjalnie usatysfakcjonowany 


Zaskakuje mnie najbardziej, że w tej chwili ebooki tej ksiązki schodzą po 72 złote... Książki tak starej i wcale nie jakiejś niezwykłej. Ale idźmy lepiej do rzeczy.

Ta książka chodziła za mną od dawna. O Olszańskiej czytałam jakieś 10 lat temu, a Atlantyda to mój konik, więc było nam po drodze. Pamiętam, że ta autorka zapowiadała się jako wielka sława, pisząca i wydająca już w bardzo młodym wieku. Prawdziwa gwiazda. Coś poszło nie tak, bo do tej pory z bóle zostały wydane tylko 3. Jedna z nich była już tutaj recenzjonowana ("Era Zero. Ego: Ostatnie Starcie").

"Atlantyda" jest debiutem, w mojej ocenie dość marną. Język niezwykle infantylny (w końcu pisała go niedoświadczona siedemnastolatka), dialogi przydługie, które można było skrócić przynajmniej o połowę... Jedynie seria wydarzeń jako tako interesująca. Niestety, to kolejna książka z tych, które może miałyby potencjał, gdyby się ktoś nią zaopiekował. A tak? Książki tej rynek nawet nie zauważył, a autorka dopiero w 2011 roku spróbowała podobnie.

I próbowała znowu z kiepskim skutkiem. Najpierw wydała coś z fantastyki, potem romans, a na końcu science fiction. Zamiast pracować nad warsztatem w jednym gatunku, skacze z kwiatka na kwiatek, licząc na cud. Szacun.

Jeśli chodzi o treść, to taka epopeja, w której główną bohaterką jest dziewczyna - i jak w każdej bajce, musi przejść szereg prób, by dorosnąć i uratować świat. Dlatego okładka porównuje debiut Olszańskiej do trylogii Eragona Paoliniego. Nie wiem, czy to nadało jej splendoru, czy wspaniałomyślnie posłało na dno.

Raczej to drugie.

No i co mogę tu dodać.... Są jednorożce, są lekcje magii dla opornych, jest piękna księżniczka brzdękająca złotymi bransoletami z drogimi kamieniami. Jest przepowiadania rozumiana kompletnie na opak. Jest ta wybrana. Sa czarownice i zmiennokształtość z teorią praktycznie całkowicie wyjętą z Terakowskiej ("Córka czarownic"), także nie wiem, co o tym sądzić. Wszyscy wiemy, co stało się z mityczną Atlantydą, tutaj mamy opis prawie na 500 stron o tym, jak to się prawdopodobnie stało. A, jest też ta prawdziwa miłość - co było dla mnie zupełnie dziwne, bo praktycznie jej nie zauważyłam. Kompetnie bez uczuć, bez żadnego napięcia, na siłę, by dopełnić wyimaginowany obraz.

Cóż... nie będę rozbijać się na szczegóły. Generalnie chciałam powiedzieć, że ta książka miała swój potencjał. Mogła być kolejnym Paolinim, mogła być następnym Tolkienem (ok, tu przesadziłam), ale zabrakło doświadczenia. Zabrakło pracy. Zabrakło samoświadomości. Przykro mi, że to tylko kolejna pisanina, którą można było dopracować i wtedy byłoby świetnie, naprawdę. A tak? Trudno to było czytać. Nie chciało się nad tym pracować, liczyło się na cudowny splendor i wyszło... jajko. Nie było jednak aż tak źle w porównaniu do innych, dlatego dałam wyższą ocenę. No i Atlantyda... Mam jednak do tych tematów sentyment.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz