poniedziałek, 24 lutego 2025

Przystanek CCII: Włocławskie przesilenie Wojciechowskiego

  

Autor: Jarosław Wojciechowski
Tytuł: Włocławskie przesilenie
Wydawnictwo: Novae Res
Rok wydania: 2024
Ilość stron: 204
Gatunek: niewiadomo co, na pewno nie romans
Ogólna ocena: 0/10
Czy wnerwiła Kocyk? Kocyk nawet nie wie, jak komentować to coś 



Nie mam nic przeciwko powieściom dziwnym i niejednoznacznym. Powiedzmy, że jestem w stanie zniesć wiele i niejednokrotnie potrafię znależć plusy w niejednej gmatwaninie. Powieści surrealistyczne czy magiczne mogą być ciekawe, nawet strumień świadomości ma sens, gdy się tego chce. A tu się chyba nic nie chciało. Nie mam pojęcia, dlaczego ta pozycja ma w miarę dobre opinie i oceny na stronach internetowych, co przekonało nawet mnie do zakupu. Być może dobra reklama. Być może opłaceni recenzenci lub znajomości wydawnicze. Nie wiem, ale mnie to przeraża.

Straszne. Tak bym oceniła jednym słowem. Papka. Przetrawione śmieci. Powiem szczerze, że takiego słowotoku nie czytałam od dawna. Nie mam pojęcia, co autor miał na myśli i czy w ogóle miał. Patrząc, że po internetach ta książka widnieje jako romans oznacza, że naprawdę nikt jej nie czytał. W sumie nie dziwię się. Mnie było trudno, a i tak nie jestem pewna, co przeczytałam, mimo że wyobraźni na pewno nie można mi odmówić.

Generalnie zaczyna się nieźle. Jest jakieś napięcie, są jakieś demony czy diabły namawiające do wypadu do kawiarni, czytelnik ma nadzieję, że jeszcze się to rozwinie, mimo że wstęp ciągnie się jak flaki w oleju. A książka to krótka, więc nadzieja szybko ucieka. Najgorszy jest chyba główny bohater, którego słowotok się nie kończy. Jest jak denerwujący wujek na weselach, który usilnie (wręcz agresywnie) próbuje zastąpić wodzireja - wszyscy chcą się go pozbyć choćby za pomocą nogi od stołu, ale nie wypada robić problemów parze młodej, więc próbują to zdzierżyć, robiąc dobre miny do złej gry. Trudniej jest to natomiast zrobić w książce.

Akcja mieści się we Włocławku. Też śmieszna sprawa, bo to tak mocno książka-widmo, że gdy rozmawiałam raz z jednym z recenzentów, oboje byliśmy przekonani, że to o Wrocławiu. Reklamą miasta więc to nie można nazwać, prędzej antyreklamą. Wątpię, by ktokolwiek wiedział, jak opisać treść tej książki. Można powiedzieć, że facet (Marian) w średnim wieku i z jakąś skrajnością w formie kryzysu z powodu tej starości, lata na haju po mieście i widuje surrealistyczne rzeczy. W każdym tłumie ktoś okazuje się jego znajomym, co wygląda tak, jakby główny bohater był jakąś wielką osobistością. Przerośnięte ego jak nic.
  
Zgodnie z tytułem społeczeństwo czeka na przesilenie. Tyle że tak jak czytelnicy przed i po lekturze - nie potrafią nazwać, co w kręgu tych zainteresowań się mieści. Raz są to jakieś dziwne niebiańskie mary (część w formie słynnych włocławskich osobistości, poetów czy tam muzyków, ale tak obrzydliwie przedstawionych, że lepiej nie powtarzać - nie znam ich, więc nie chcę obrażać), raz szalony kierowca, a innym wyłom w ulicy lub... dupa. Tak po prostu. Tłum wyżywa się, oddając ekstazie na półdupkach wystających z ziemi. No, bywa. Czasem pierdzących, a czasem mówiących. W gruncie rzeczy jest w tej scenie trochę ciekawych form, np. tematów o influencerach i braku prawdziwych autorytetów, coś też niemiłego się ekolożkom trafia. To by się mogło nawet obronić. Niestety, tak kontrowersyjny epizod pojawia się jednak raz, więc przez większość lektury nudzimy się niemiłosiernie.

 I co mogę na końcu powiedzieć... Faktycznie, niektóre fragmenty miały swój sens i były interesujące, dające do myslenia, ale na 200 stron pojawiły się może trzy czy cztery takie myśli. To stanowczo za mało na dobrą ocenę całości, szczególnie że plusy nikły w tej chmarze pierdów, beków i irytującej muchy. Przesilenie nie zyskuje na znaczeniu w tej książce, nie zostaje w żaden sposób określone. To tylko tytuł. Autor nigdzie nie dociera. Bohater ginie w tej farsie. Brak celowości, jakiejkolwiek logiki, próbie zachęcenia czytelnika do lektury. To nie "zapis poważnych oraz niepoważnych chwil w życiu Mariana" jak głosi okładka, to nie "kontrola i chaos w każdym możliwym wydaniu" - to lenistwo, pisanina przy zaparciu lub innych miejsca, w które nie wnikam. Albo na haju. Być może narkomanom to się będzie podobać, ja spasuje. Nie mam zielonego pojęcia, komu by się coś takiego podobało. Pocieszę tylko, że patrząc po opisach i recenzjach - i tak tego nikt nie czyta, sugerując się ładną okładką i powielając oceny innych.

środa, 19 lutego 2025

Przystanek CCI: Dziecko Gwiazd Olszańskiej

 

Autor: Michalina Olszańska
Tytuł: Dziecko Gwiazd. Atlantyda
Wydawnictwo: Albatros
Rok wydania: 2009
Ilość stron: 462
Gatunek: fantasy
Ogólna ocena: 4/10
Czy wnerwiła Kocyk? Kocyk przeżyje, ale też nie jest specjalnie usatysfakcjonowany 


Zaskakuje mnie najbardziej, że w tej chwili ebooki tej ksiązki schodzą po 72 złote... Książki tak starej i wcale nie jakiejś niezwykłej. Ale idźmy lepiej do rzeczy.

Ta książka chodziła za mną od dawna. O Olszańskiej czytałam jakieś 10 lat temu, a Atlantyda to mój konik, więc było nam po drodze. Pamiętam, że ta autorka zapowiadała się jako wielka sława, pisząca i wydająca już w bardzo młodym wieku. Prawdziwa gwiazda. Coś poszło nie tak, bo do tej pory z bóle zostały wydane tylko 3. Jedna z nich była już tutaj recenzjonowana ("Era Zero. Ego: Ostatnie Starcie").

"Atlantyda" jest debiutem, w mojej ocenie dość marną. Język niezwykle infantylny (w końcu pisała go niedoświadczona siedemnastolatka), dialogi przydługie, które można było skrócić przynajmniej o połowę... Jedynie seria wydarzeń jako tako interesująca. Niestety, to kolejna książka z tych, które może miałyby potencjał, gdyby się ktoś nią zaopiekował. A tak? Książki tej rynek nawet nie zauważył, a autorka dopiero w 2011 roku spróbowała podobnie.

I próbowała znowu z kiepskim skutkiem. Najpierw wydała coś z fantastyki, potem romans, a na końcu science fiction. Zamiast pracować nad warsztatem w jednym gatunku, skacze z kwiatka na kwiatek, licząc na cud. Szacun.

Jeśli chodzi o treść, to taka epopeja, w której główną bohaterką jest dziewczyna - i jak w każdej bajce, musi przejść szereg prób, by dorosnąć i uratować świat. Dlatego okładka porównuje debiut Olszańskiej do trylogii Eragona Paoliniego. Nie wiem, czy to nadało jej splendoru, czy wspaniałomyślnie posłało na dno.

Raczej to drugie.

No i co mogę tu dodać.... Są jednorożce, są lekcje magii dla opornych, jest piękna księżniczka brzdękająca złotymi bransoletami z drogimi kamieniami. Jest przepowiadania rozumiana kompletnie na opak. Jest ta wybrana. Sa czarownice i zmiennokształtość z teorią praktycznie całkowicie wyjętą z Terakowskiej ("Córka czarownic"), także nie wiem, co o tym sądzić. Wszyscy wiemy, co stało się z mityczną Atlantydą, tutaj mamy opis prawie na 500 stron o tym, jak to się prawdopodobnie stało. A, jest też ta prawdziwa miłość - co było dla mnie zupełnie dziwne, bo praktycznie jej nie zauważyłam. Kompetnie bez uczuć, bez żadnego napięcia, na siłę, by dopełnić wyimaginowany obraz.

Cóż... nie będę rozbijać się na szczegóły. Generalnie chciałam powiedzieć, że ta książka miała swój potencjał. Mogła być kolejnym Paolinim, mogła być następnym Tolkienem (ok, tu przesadziłam), ale zabrakło doświadczenia. Zabrakło pracy. Zabrakło samoświadomości. Przykro mi, że to tylko kolejna pisanina, którą można było dopracować i wtedy byłoby świetnie, naprawdę. A tak? Trudno to było czytać. Nie chciało się nad tym pracować, liczyło się na cudowny splendor i wyszło... jajko. Nie było jednak aż tak źle w porównaniu do innych, dlatego dałam wyższą ocenę. No i Atlantyda... Mam jednak do tych tematów sentyment.

poniedziałek, 17 lutego 2025

Przystanek CC: Projekt Riese Mroza

 

Autor: Remigiusz Mróz
Tytuł: Riese + Mir
Wydawnictwo: Filia
Rok wydania: 2022-2024
Ilość tomów: 2
Seria: Projekt Riese
Gatunek: science fiction, fantasy
Ogólna ocena: 10/10
Czy wnerwiła Kocyk? Kocyk zakochał się w poniemieckich tunelach <siedzi z mapą> 


Mróz jest kolejnym autorem, którego nie trzeba przedstawiać. Znany jest z tego, że jego prawnicze doświadczenia wieńczą treść książkową. Tym razem przedstawiana seria została pisana jeszcze pod wpływem pandemicznych klimatów połączonych z tajemnicą dolnośląskich tuneli, powstałych w czasie II wojny światowej.

Jak wyszło? Jak dla mnie, to bomba! Wiadomo, po powyższej ocenie to się już każdy zorientował, ale ta mieszanka pomysłów jest naprawdę świetna - dodając fakt, że Mróz jest dobrym autorem, świadomym, językowo i warsztatowo przygotowanym. To dziwne, że mówiąc "autor" musiałam przytoczyć szereg takich podstaw, ale współcześni tzw. "awtorzy" z przypadku nie posiadają takich umiejętności, wydając śmieć za śmieciem i oszukując ludzi (by przez dobrą reklamę kupili ten chłam). Ale Mróz to cudo. Nauczył mnie, że lepiej sięgać po jego książki - mimo że przecież nie ma wykształcenia filologicznego.

Treść - powiem, że jest szalona. Widać, że autor puścił tu wodze fantazji. O co tam chodzi? O Riese. Wiadomo, było największym projektem nazistowskich Niemiec, ale jego przeznaczenie wciąż pozostaje nieznane. Podobno więszkość tuneli wciąż nie została odkryta. Będąc tam, ma się faktycznie wrażenie, że idzie się podziemnym miastem, wyobraża się, że może to było miejsce, gdzie nazistowskie Niemcy chciały przekoczować wojnę, a może pracować nad bronią jądrową. Mróz poszedł dalej - a może to zupełnie nie tak? W końcu Hitler uciekał się również w aspekty magiczne i religijne. Dlatego nadał Riese możliwość przechodzenia do świata alternatywnych. Szalone? Fakt. Ale Hitler zawsze miał szalone pomysły, dlatego czemu by nie?

Pierwszy tom - Riese - skoncentrowany jest głównie na świecie za panowania pandemii. Pięcioro turystów zostaje przypadkowo wysłanych do innego świata alternatywnego. W każdym tym świecie rozwój pandemii nastąpił zupełnie inaczej. W drugim tomie - Mir - skupiamy się na rosyjskiej wersji światów i idziemy dalej, w bardziej alternatywne wersje, w których głównym motywem jest wojna na Ukrainie. W każdym z tych tomów to wydarzenia realne odgrywają główną rolę, przedstawiając różną wersję tego, jak dalej może się to potoczyć. W jednym z nich Rosja zmiotła całą Warszawę... Ale to był spoiler... W każdym razie autor sam zapowiada, że więcej tomów już raczej nie będzie, mimo że pewnie można to dalej kontynuować. Czuję, że jeśli w przyszłości wydarzy się ponownie coś nieprawdopodobnego, on to załączy w trzecim tomie tego cyklu.

Są też smaczki. W każdym świecie na szczęście nasze tzw. dobro narodowe (znam to z memów, pardon dla wzmianowanego), Makłowicz, istnieje! Autor zna się na politycznych zawirowaniach, więc w wielu światach mamy również różne opozycje - kto inny zostaje prezydentem, kto inny jest u władzy. Jest to na tyle ciekawe, że czytamy książkę polskiego autora, więc są to sprawy aktualne dla każdego Polaka, z odpowiednim prztyczkiem. W Mirze - dodano także odmienne ustroje państwowe, ukształtowane podczas danych wydarzeń historycznych - co by było, gdyby Imperium Rzymskie nigdy nie upadło? Rosja zapanowała nad Europą? A co się dalej stanie, zmiecie nas bomba atomowa z tego świata? Podobał mi się moment porównania nazwy pióra firmy Parker, które w zależności od wersji alternatywnego świata, nosiło inne miano - bardziej polskie, bardziej niemieckie lub bardziej rosyjskie.

A, no tak, oczywiście jest też wątek miłosny. A nawet motyw mesjanistyczny. A także Apokalipsy mocnej jak w mordę strzelił. Słowem - jest tu wszystko, czasem nawalone, czasem przerysowane, ale ze smakiem i z humorem, choć czasem i z dozą grozy. Lektura daje naprawdę sporo do myślenia, zauważa coś, co na lekcjach historii mogliśmy pominąć. Stanowi naprawdę świetną zabawę i otwiera kolejne pytania na Riese i jego tajemnicę. Ja po tej przygodzie od razu poleciałam zwiedzić te tunele, ciekawa tamtejszego klimatu. Polecam! Naprawdę coś porządnego.

niedziela, 16 lutego 2025

Przystanek CXCIX: Niezwyciężony Lem

 

Autor: Stanisław Lem
Tytuł: Niezwyciężony
Wydawnictwo: Wysawnictwo Literackie
Rok wydania: 2015
Ilość stron: 260
Gatunek: science fiction
Ogólna ocena: 10/10
Czy wnerwiła Kocyk? Kocyk się nie waży wzychać na klasyka


Lem jest autorem, które przdstawiać przynajmniej nie trzeba. Nie tylko "Bajki roboór" albo "Solaris" wiążą jego twórczość. Poniżej przedstawiam pozycję, która również mocno zachwyciła czytelników na całym świecie. Na jej podstawie powtała gra „The Invincible”, czyli o tym samym tytule (taki prequel do wydarzeń „Niezwyciężonego”).

To kawał dobrego science fiction. Coś, na czym spokojnie mogły bazować "Gwiezdne wojny"., a Tolkien podziwiać kreację i lingwistykę. Fabuła jest dość prosta i powtarzalna - statek (o nazwie "Niezwyciężony") przybywa na nieznaną planetę, aby ją zbadać oraz dowiedzieć się, co się stało z poprzednim statkiem, który tam zawitał. Szybko okazuje się, że na tej planecie wszystko jest jakby nie tak, powstają i mnożą się szaleńcze wizje, co tam się stało, a jedna z nich okazuje się prawdziwa.

Język przypomina Jacka Dukaja - każdy sprzęt ma tutaj swoją futurystyczną nazwę, opisywany jest drobiazgowo, ale z perspektywy osoby, która bardzo dobrze jest z nim zaznajomiona (nie dla laika, dlatego czytelnik czasem musi się zastanawiać, z czym tak naprawdę ma do czynienia). Na statku są obecne osoby z różnych grup badawczych tj. biolodzy, geolodzy, ale także od dziedzin, które nie do końca są dla mnie jasne. Ich dociekania i sugestie opisane są w taki sposób, że szybko łapiemy tok i sami zgadujemy, o co może chodzić i do czego do prowadzi.

Generalnie teoria świata mechanicznego i jej ewolucji bardzo mi się spodobała. W erze niesamowitego rozwoju AI to teza na czasie. Co stanie się z maszynami, gdy zostana bez człowieka? Jak zareagują po latach ewolucji, gdy spotkają się ponownie z formą życia? A wreszcie - czy ewolucja zawsze polega na rozwoju, czy może wygrać regres? Też była dla mnie interesująca pewna odmiana sytuacyjna. Współczesne science fiction przyzwyczaiło nas do sytuacji, gdzie jedna kultura musi unicestwić drugą, że jedna lub druga strona musi zwyciężyć. Jednak, czy tak powinno być? Odwiedzając cudzy świat, możesz go badać, dostosować się chwilowo do jej zasad - ale czemu zmieniać? Dlaczego go niszczyć? Bo jest inny? Bardzo na czasie pytania, szczególnie dzisiaj, w świecie wojen i zderzeń kulturowych. 

Dlatego polecam. Powiem szczerze, że nie bardzo podobało mi się zakończenie, ale z drugiej strony jest otwarte i w pewnym sensie stylowe. Ja jednak oczekiwałam jasnego rozwiązania, jasnej decyzji "Niezwyciężonego" i jego załogi. Nie mniej cudowna książka, która zachęca do wielu przemyśleń. Na pewno sięgnę po więcej pozycji tego klasyka!

niedziela, 2 lutego 2025

Przystanek CXCVIII: Gdy nadejdzie dzień + W tym momencie Meyer


Autor: Gabrielle Meyer
Tytuł: Gdy nadejdzie dzień + W tym momencie
Cykl: Czasem/ Ponad czasem (2 tomy)
Wydawnictwo: Dreams
Tłumacz: Anna Pilś
Rok wydania: 2024
Gatunek: Literatura obyczajowa, romans
Ogólna ocena: 10/10
Czy wnerwiła Kocyk? Kocyk dzisiaj w porządku, dziękuje




Są romanse, do których aż strach zaglądać - nie z powodu zbyt dużej ilości stron czy wydarzeń przekraczających skalę cierpień, a ze zwykłego lenistwa i niedbalstwa autora. Można mi wmawiać, że jakiś romans ma wartość, ponieważ "ważna jest treść, a nie sposób przekazu", ale, na Boga, jeśli piszesz książkę, to pisz ją po polsku, rób plan wydarzeń, zastanów się nad sobą - ta książka przecież będzie sygnowana twoim nazwiskiem. Jednorazowy zarobek (bo kto to przeczyta), a wstyd na całe życie.

Rozwlekły wstęp, ale chciałam pokazać, jak podchodzę do współczesnej literatury. W tym przypadku mówimy o literaturze niskiej, ale jak rozumiem, obie powinny spełniać jakieś normy, a dzisiaj, w dobie internetu i automatycznej korekty, wydawnictwom nie chce się nawet błędów poprawiać i to mnie boli.

Dlatego z większą radością sięgam po książki, nawet romanse, które mają coś w sobie. Ta prezentowana dzisiaj zdecydowanie coś ma - przede wszystkim wreszcie niesamowity pomysł. Przenoszenie w czasie - główna bohaterka nosi w sobie niesamowity dar, przekazywany z matki na córkę, czyli możliwość życia w dwóch (tom drugi: trzech) epokach. Dzięki wnikliwości autorki, która wie, co to historia i widać, że zrobiła odpowiedni research, mamy przedstawiony plan wydarzeń (odkrywany powoli), niuanse historyczne oraz życie społeczne (szczególnie rola kobiety i jej różnice na przestrzeni lat). Minusem mogą być tutaj liczne zasady przenoszenia w czasie, np. niejasność, co wolno takiemu osobnikowi robić, a co nie, nieświadomość na początku życia takiego dziecka, dlaczego koniec takiego życia przy 21 roku życia, zasady wyboru. Ale i tak to jest ciekawy pomysł i jeśli ktoś będzie chciał zrobić ekranizację tej serii - będzie ciekawie.

Zacznę od pierwszego tomu: "Gdy nadejdzie dzień". Fabuła jest prosta. Libby wiedzie dwa życia, w roku 1774 oraz 1914. W obu epokach ma coś, co kocha. W jednym jest to praca (drukarnia), rodzina (szczególnie matka, która też przenosiła się w czasie) oraz mężczyzna, w którym się zakochała, w drugim - w zasadzie tylko ojciec. Wybór epoki, w której warto żyć, wydaje się prosty, jednak dochodzi do serii wydarzeń, które to wrażenie się zmienia. Koniec jest piękny, jako wzruszający happy end. Minus? Przedstawienie traumy kobiety mnie nie przekonywało, czegoś brakowało. Rozsądku? Doglębnego researchu? Rozumiem z jednej strony, że to, co się wydarzyło w jednej epoce, może nie przechodzić do drugiej, a mimo to - to przecież ta sama osoba, te same emocji, uczucia. Ale to już wedle gustu.

Tom drugi: "W tym momencie" - tutaj pomysł się komplikuje, co początkowo uważałam na makabryczny pomysł - dziewczyna żyjąca już nie w dwóch czasach, a trzech. Samo przedstawienie jest tak frustrujące, że autorka w połowie historii likwiduje jedną epokę. A jednak wciąż jest to intrygujący pomysł, wspaniałe przedstawienie różnych epok (choć czasami nieco infantylne). Wielka historia. Główną bohaterką jest Maggie, żyjąca w 1861, 1941 i 2001 roku, czyli wojna secesyjna, Pearl Harbor, atak na World Trade Center. Tak, jest to trochę przegromadzenie wydarzeń, niestety, przez co np. Pearl Harbor dla mnie wyszedł nieprawdziwie. Może jest to spowodowane zrobioną z rozmachem ekranizacją z 2001 roku... Albo z miezernym przedstawieniem tak wielkiego wydarzenia. Waham się, trudno mi określić. W każdym razie znowu dzięki temu możemy przyjrzeć się roli kobiety w społeczeństwie, ale bardziej - rozwojowi medycyny na przedstrzeni wieków. Pojawiają się przypisy, czytelnik jest zaopiekowany. Dla mnie było jedynie podejrzane, że niektóre operacje dziewczyna mogła zrobić sama w domowych warunkach, ale w posłowiu autorka tłumaczy, że tak, mogła... Więc muszę wierzyć. Ponadto Maggie ma wielkie branie, w każdej epoce czeka na nią miłość i bardzo trudno cokolwiek wybrać.

Trzeba mi również nadmienić, że niestety, ale w historię Anglii nigdy się mocno niezagłębiałam (chyba że II wojny światowej), więc w pierwszym tomie (w drugim zresztą też) miałam nijako problemy z rozróżnieniem postaci historycznych i ogarnąć wydarzenia. Tutaj muszę wierzyć w prawdziwość przedstawienia, ale dla znawcy byłoby ciekawie, by to porównać. W ogóle posłowie autorki dużo dopowiada, np. przejmująca wiara w Boga, która w większości wydarzeń w książce jest poruszana. Autorka była chora i podczas pisania był to dla niej ważny moment. Szanuję, przede wszystkim za samoświadomość autora. 

Podsumowując: dla mnie ciekawe. Fatastyczny pomysł, romans, ale ze smakiem, zmienność akcji (nie wszystko jest jasne na początku), przygotowanie i odpowiedni research autora oraz jego samoświadomość obecna przy pisaniu. Chciałabym, żeby większość współczesnych autorów zachowywała się właśnie tak, jak ona! Stąd mimo niektórych niedociągnięć, daję jej zdecydowane 10/10. Polecam!