sobota, 26 sierpnia 2023

Przystanek CLXXXIX: Starcie królestw Chima

 

Autor: Cinda Williams Chima
Tytuł serii: Starcie Królestw
Wydawnictwo: Galeria Książki
Rok wydania: 2016
Ilość tomów: cholera wie (4?)
Gatunek: fantasy
Ogólna ocena: 9/10
Czy wnerwiła Kocyk? O dziwo, Kocyk powrócił do fantastyki <właśnie przeszukuje internety, by zdobyć angielskie wersje dalszego ciągu> 



Muszę od razu się przyznać, że przy tej serii wkurzyła mnie jedna rzecz - byłam przekonana, że to trylogia, dlatego z zapałem czytałam do trzeciego tomu spodziewając się, że dowiem się zakończenia.

A tu zonk. Niet. Do tego gdzieś przeczytałam, że bardzo powoli pisane i tłumaczone są następne tomy, więc powodzenia w poznaniu zakończenia xD Chociaż możliwe, że na czwartym tomie się wszystko skończy.

Naprawdę mnie to rozczarowało, ale powiem szczerze, że to też dowód na to, że to dobra seria - nie mogłam doczekać się zakończenia, była ciekawa dalszego ciągu. Niby to młodzieżówka, ale pomysły na rozkręcenie akcji są naprawdę ciekawe, a sama konstrukcja świata przedstawionego - niezła. Owszem, w wielu miejscach można przewidzieć meandry fabuły, ale nie jest to tak infantylne, jak potrafi być przy innych lekturach.

Niniejsza seria "Starcie Królestw" obecnie składa się z czterech tomów. Są to:

- Zaklinacz Ognia
- Zaklinacz Cieni
- Zaklinacz Burzy
- Zaklinacz Śmierci 

Ja w chwili czytelniczego szału poznałam trzy pierwsze tomy, wtedy czwarty był jeszcze w angielskiej wersji i wszyscy narzekali, że tak jest od bezmała trzech lat. Zdarzył się jednak cud i dzisiaj widziałam, że został przetłumaczony i jest już dostępny na polskim rynku.

Każdy z tomów opowiada historię innego bohatera, które oczywiście łączą się z pozostałymi. Dość szybko można zorientować się w świecie przedstawionym, który można poznać w serii "Siedem królestw" - jak bardzo, to nie wiem, ponieważ na razie czytałam tylko tę serię. Niestety, nie wyszukałam wcześniej informacji, że warto ją poznać przed lekturą "Starcia królestw", bywa, ale pewnie kiedyś nadrobię.

Może.

Kiedyś.

Fabuła, jak wspomniałam wcześniej, rozgrywa się wśród nastolatków, więc tym jest tłumaczona pewna ich infantylność, która starszym może przeszkadzać. Są również nieśmiertelne wątki romantyczne i to u każdego z bohaterów danego tomu (szczególnie bezsensowny jest ten z pierwszego tomu, bohaterowie nie mają czasu się nawet w sobie zakochać). Po prostu "love in the air", jakby bez tego książka nie mogłaby zostać wydana. Pojawia się także wątek LGBT, bo bez tego świat też byłby stracony (tom 3).

Bohaterką pierwszego tomu jest Jenna, która całe życie spędziła w kopalni, pracując tam z innymi dziećmi i dorosłymi, co władzy jest bez różnicy. Ma pewnien symbol na karku, później okazuje się, że także zdolności magiczne i to będzie tematem przewodnim - wszyscy bohaterowie tomów tak mają, a wyjaśnienie tej zagadki pewnie ma za zadanie wcisnąć nas w fotel w ostatnim tomie. Także: can't wait! Yay! A, i jest jeszcze jej wybranek Ash, uciekający z domu królewicz, który uczy się na uzdrowiciela, ale też na skrytobójce i... w ogóle zaskoczyło mnie trochę to, że ogólnie jest przedstawiany jako osoba doświadczona przez los, z drugiej strony wciąż niewinna, stale dziecko. Nie wiem, ale gdybym zamordowano mi część rodziny, ja uciekła z domu i na dodatek ktoś próbował mnie zabić, a ja ich, bo - przypominam - jestem asasynem, to teges, chyba moja moralność wskakuje na inny poziom. Już lepiej było to zobrazowane przy Beonie z tomu 3, tutaj nastąpiła amnezja. No i jest jeszcze szpieg, której imienia nie mogę sobie teraz przypomnieć, przyjaciółka Asha o mocnej głowie, gdy alkohol wchodzi w grę, dla której najważniejsze jest teoretycznie kasa. Niby sporo takich postaci w książkach, a jakoś ona mi się naprawdę spodobała. Jest do tego jeszcze król-zło, którego nawet żona chce zabić. Nie powiem, najmocniejszy tom, naprawdę dobry.  

Druga część opowiada o Lyss, siostrze Asha, takie dalsze perypetie rodzinne, ale z retrospekcją. Chyba najnudniejsza część, jakby autorka chciała teorię zdarzeń jakoś nadrobić. Oczywiście znowu wątek miłosny, taki trochę trójkącik z Breonem i Hanem (nie, czemu spoiler?). Muzyk Breon stał się dosyć ciekawą postacią i wyłącznie on ratuje ten tom, za to Han... szczerze mówiąc nawet nie pamiętam, który to, a zajmuje sporą część tej części. Serio, nawet nie wiem, co tu streszczać.

Trzeci tom opowiada historię Evana i Destina, znowu z retrospekcją na początku. Destin pojawił się w pierwszym tomie i prawdę mówiąc dopiero tutaj nabiera kolorów (ale kto by go przez drugi tom pamiętał). Dopiero w połowie książki przywracany jest właściwy czas akcji, Ash dopiero spotyka się ze swoją rodziną (sporo mu to zajęło) i pojawia się wreszcie cesarzowa Celestine o specyficznej osobowości. Nie wiem, podoba mi się. Ta część zdecydowanie ratuje kompletną nudę drugiej części, coś się dzieje. 

Czwarty tom... nie wiem, skoro śmierć, to może wszyscy giną.

Podsumowując: na pewno pomysł na świat przedstawiony mi się spodobał, to największy plus, bohaterowie też byli jacyś tacy inni od tych, co prezentują mi pozostali autorzy, była to dla mnie odmiana. Ale owszem, znowu sztampowe wątki miłosne powsadzane na siłę i trochę wnerwiający pomysł z retrospekcjami - powracanie do początku historii danego bohatera w kolejnym tomie serii. Do takich zabiegów potrzebne są jednak jakieś ramy, może osie czasu, jakiekolwiek oznaczenia, by się czytelnik nie pogubił. Ja czytałam po kolei jednym ciągiem te części, a i tak się gubiłam, co według mnie było dziwne. Inna sprawa, że często narzekam na zbytnie rozwlekanie akcji z przypominaniem co było, więc teraz nie mogę za to obniżyć oceny lektury... Nie wiem, ale jakoś ta seria mimo wszystko przypadła mi do gustu.

2 komentarze: