niedziela, 9 lutego 2020

Przystanek LXXXVI: Lanny Porter


Autor: Max Porter
Tytuł: Lanny
Wydawnictwo: Zysk i S-ka
Rok wydania: 2019
Ilość stron: 220
Gatunek: Literatura piękna
Ogólna ocena: 9/10
Czy wnerwiła Kocyk? Nie, ale Kocyk czasami nie widział, co myśleć


To książka należąca do tych, o których trudno coś konkretnego powiedzieć... Jeśli miałabym określić styl, wahałabym się między próba poetyckości a prozą poetyczną. Czasami fabuła zabierała więcej miejsca, czasami dialogi, wydłużała się czasowo, a potem nagle zapodawała szybszą akcję. Raz oceniałam tę książkę jako zaskakującą, drugi wręcz przeciwnie. W pewnych miejscach byłam zdegustowana, w innych cieszyłam się oryginalnością. Koniec końców to na pewno lektura, którą trudno ocenić jednoznacznie, ale za to warto pochwalić pomysł niektórych rozwiązań.
Miejscem akcji staje się niepozorna wieść niedaleko Londynu. To również dom niejakiego Praszczura Łuskiewnika, który nagle się budzi (obok zużytego kondomu, co utkwiło mi w pamięci). To jakaś mityczna postać, która jest wszystkim i niczym, a czym dokładnie się zajmuje - niewiadomo. Coś na pozór ekologicznej energii lasu (mimo to nie nazwałabym tej ani żadnej innego historii powieścią ekologiczną)? Nie stwierdzono. Krążą plotki, że porywa dzieci. Uwagę tajemniczej istoty przykuwa wyjątkowy chłopiec Lanny, który jest dziwny, ale jakoś większość mieszkańców nie ma mu tego za złe, nie jest szykanowany, ani nic z tych rzeczy, których bym się spodziewała... Choć gdy "nie ma go w pobliżu", a sąsiedzi mają parę stron do wypowiedzi, okazuje się, że nie było aż tak kolorowo. Mam nadzieję, że nie narobiłam spoilerów? Nie? To dobrze.
Na pewno to powieść przemyślana. Dzieli się na 3 części, w której poznajemy świat Lanny'ego, później świat bez niego, a na końcu rozwiązanie akcji. Powiem szczerze, że największym plusem tej powieści stanowi zakończenie - wprowadzenie Łuskiewnika, który ma plan/ a może go nie ma/ co on w ogóle robi w historii?, sprawia, że czytelnik czeka na magiczne "cuś", poznaje szereg zakończeń, by w ostateczności dostać te, które nie stanowi niczego niezwykłego. W zasadzie nawet do tej pory zastanawiam się, po co obudził się Łuskiewnik i czy rzeczywiście tam był. Dostał to, po co przybył?
Prócz historii Lanny'ego, jego rodziców oraz znajomych poznajemy również psychologiczną stonę całej mieściny. Gdy tragedia bierze górę, każdy inaczej ją postrzega oraz odreagowuje napięcie z nią związane (choć ojciec Lanny'ego, kompletny erotoman, budził we mnie sporą dozę odrazy), nawet spokojni z pozoru sąsiedzi zamieniają się w nieczułe bestie, węszące skandal za skandalem, bogacący się na domniemanych odkryciach. Rzeczywiście, sąsiadów Lanny to miał wyjątkowo kiepskich, wielkie dzięki panie Porter.
Czy mam mówić o minusach? Już i tak przewinęły się przez moją wypowiedzieć, ale nawet ja mogę stwierdzić, że w ogólnym rozrachunku to plusy je przykryły. Dodam jedynie, że spodziewałam się wybuchowej treści, która rzuci mnie na kolana, podobnie jak informacja o dziesięciu nominacjach do "jakiśtam nagród", a w gruncie rzeczy było dość odkryczo i ciekawie, ale żeby od razu porywać się na tak wspaniałe gesty? Cóż za fanaberie! To powieść z gatunku Alice Broadway ("Tusz", "Iskra" i te sprawy), czyli pewna baśniowość, ale bynajmniej nie mrocznego typu, co przeczytałam na okładce. Dowodem na to może być bum reklam przy premierze, a potem nagła cisza zaraz po - co to było? Ptak? Superman? Nie! To chwyt marketingowy! Zamiast promować dobrą książkę, robi się z igły widły i wiadomo, niesmak pozostaje. Czy można ją powierzyć dziecięcym rączkom? Nieee, trochę starszym proszę (pamiętajcie: pan Robert zbereźnik i ten zużyty kondom). Mimo wszystko nie każdy dorosły doceni tę pozycję... Ach te dylematy!
Podsumowując: Nie zanudziła mnie ta lektura, a ponad 200 stron czyta się łatwo i sprawnie, czasami przystając nad ciekawszymi cytatami. Stwierdzam, że nie podobała mi się liczba wyłapywanych przez Łuskiewnika wypowiedzi świata - można by było skrócić je o połowę lub trochę inaczej pobawić się formą, część z nich powinien zachować dla siebie, obojętnie jak byłyby interesujące. Odmienność formy podobała mi się, przez to lektura wydawała się nietuzinkowa. Zaskakująco niezaskakujące zakończenie sprawiło, że podniosła się moja radość o połowę ogólnej oceny (co właśnie poprawiam). Może rzadko to mówię, ale zachęcałabym do tej lektury, głównie przez formę, by ludzie dowiedzieli się, że można żyć inaczej...

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz